sobota, 6 kwietnia 2013

Serce Śmierci 8


 
 
 
No i kolejna część, która została napisana dzisiaj :)
 
 
____________________


Piosenka proponowana od sharon dreams :)
Pasująca do tej sytuacji :)


 
 



______________________



 
 
 
 
 
 
 
_______________




   
 
 
 
 
____________________


     (...)
    CO TAKIEGO?!

    Spojrzałam się na ojca z przestrachem. Oczywiście dalej miał kamienną mine. Podniósł rękę, a oklaski ustały.

- Uznałem, że będzie to odpowiedni facet na ojca mojego przyszłego wnuka. Dobre wyniki w pracy, stabilny charakter, a i urodę odpowiednią także posiada.

    Spojrzałam się na Doriana i uspokoiłam się nieco, kiedy na jego twarzy malowało się takie samo zaskoczenie. Nasze spojrzenia się spotkały i posłał mi jedną szybką myśl, że jakoś z tego się wykręcimy. Że jakoś będzie dobrze. Niezauważalnie kiwnęłam mu głową przyznając mu rację.

- A więc jeżeli chodzi o mnie - kontynuował ojciec - na dzisiaj skończyłem już wykład. Zajmijcie się swoimi sprawami. Dziękuję za uwagę. - skłonił się do widowni i zniknął zostawiając mnie na widoku w zupełnej dezorientacji.



***



    Chcąc iść nad staw wolnymi krokami, ze spuszczoną głową, wychodziłam z pałacu. Tuż przy wyjściu nagle poczułam jak ktoś pociągnął mnie za ramię.

    Odwróciłam się zirytowana, ale po chwili się słabo uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam Dinę.

- Kochanie, widziałam po Twojej minie, że nie jesteś zachwycona - oznajmiła po czym obejrzała się dokoła siebie i pociągnęła mnie delikatnie za łokieć, kierując w bardziej cichsze miejsce pomiędzy krzakami - Co się stało? Przecież Dorian jest... - przerwała na chwilę i myślami gdzie indziej westchnęła rozmarzona.

- Tak wiem. Dorian jest... Ahh. - zaczęłam ją naśladować z lekką irytacją - Ale zrozum, że to dla mnie jest... Za wiele. Za wiele wszystkiego. Za duża odpowiedzialność.

- Odpowiedzialność? Za duża odpowiedzialność, aby być z nim?

- Nie, Dina. Chodzi o to, że za duża odpowiedzialność spada na mnie. Inna sprawa z małżeństwem z tym dupkiem, a inna z przejęciem firmy. Nie będę już mogła pracować z ludźmi...

- Nie gadaj, że się do nich przywiązałaś - przerwała mi.

- Nie, oczywiście że nie - skłamałam - Chodzi o to, że praca jako Śmierć bardzo mi odpowiada. Odpowiada mi to, że za bardzo jestem przyzwyczajona do tej poprzedniej posady, a teraz...

- No chybaże - odparła z ulgą - Ale wiesz. Każdy z Twojej rodziny to przeżywał. I zobacz na przykładzie ojca, jak się z tym uporał. Owszem, to duża odpowiedzialność, ale sama wiesz, że ta posada nie jest dla gówniarzy, którzy nie umieją rozporządzać firmą. Jeśli ojciec bez problemu dał Ci swoje stanowisko to znaczy, że wie, że jesteś na tyle dojrzała, aby to wszystko, nas wszystkich przejąć.

- No tak, wiem. Rozumiem. Ale sam fakt...

- Oj nie jęcz dziewczyno. Wiesz chyba ile istot by chciało być na Twoim miejscu. A w szczególności wszystkie kobiety - uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Ta...

- Oj dziewczyno. Weź się ogarnij. Uśmiech na twarzy i jazda! - trąciła mnie łokciem po czym cmoknęła w policzek i zniknęła.

- Dzięki, dzięki za zostawienie mnie samej z problemami... - powiedziałam sama do siebie i wzruszyłam ramionami, udając się w drogę.



***



    Od paru minut siedziałam na wielkim kamieniu zamaczając nogi i dół sukienki w błyszczącej, księżycowej wodzie stawu, tuż za pałacem.

    Gdybym miała choć trochę szczęścia, nie miałabym takiego dołu jak teraz.

     Czuję się jak w jakieś kiepskiej książce, gdzie autorka chciała zaprezentować wzloty i upadki, a nie pomyślała nad tym jak główna bohaterka cierpi. Bez kitu czuję się jak w jakimś kiepskiej opowieści. Cały złom całego mojego nieżyjącego życia spada w ciągu zaledwie paru godzin na mnie powodując, że tracę nadzieję na jakąkolwiek możliwość wyjścia z tego wielkiego dołu.

    Martwiłam się wpierw, że nie ujrzę już więcej mojej przyjaciółki no ani nikogo więcej, którego choć raz widziałam na oczy. Nie będę już słyszała bicia serca, ani nie zobaczę żadnych uczuć, które występują tylko u istot żywych.

     Ale potem pojawił się Brayan, dzięki któremu zapomniałam o problemach. Dzięki któremu przypomniałam sobie, że będzie nowa droga. I kto wie, może z nim?

     Ale nieee....
     Ojciec musiał mi przypomnieć o tym kim jestem. O wielkim, zasranym Kodeksie. O tym, że przez ziemskie życie zapomniałam o sprawach wiąrzących się z przejęciem firmy. O tym, że to on wybiera kandydata na mojego męża - nie sugerując się tym, że go nie trawię. Go nic nie obchodzi. Jemu nic nie przeszkadza, bo on oczywiście nie ma uczuć. Tak jak i inni z tej samej rasy. Tak jak i ja powinnam w jakimś stopniu nie mieć.
- Przeszkadzam? - usłyszałam głos za sobą i podskoczyłam - Przepraszam, nie chciałem Cie wystraszyć - Dorian usiadł obok mnie, ale w bezpiecznej odległości. Chyba się domyślił, że z miłą chęcią bym go utopiła, mimo że nic by to nie dało.
- Wiedziałeś o tym? - tylko to mnie interesowało z jego ust.
- Oczywiście, że nie. Jak mogłaś tak pomyśleć? - przyjrzałam się jego twarzy. Był strasznie napięty i poważny jednocześnie.
- No bo wiesz... - spojrzałam się na wodę i zaczęłam ruszać nogami, aby stworzyć małe fale - Zmieniłeś się dzisiaj.

- Jak? - zapytał, a gdy zrozumiał, że chodziło mi o dzisiejszą jego zmianę nastawienia, prychął smutno śmiechem i pokręcił głową - Wiesz... Owszem, Nash, na prawdę mnie kręcisz. Wiesz jakim typem faceta jestem, a Ty jesteś nie tylko piękna, słodka i inteligentna, ale także przez to, że jesteś niedostępna dla mnie, jeszcze bardziej mnie nakręcasz. Ale nie jestem takim debilem, za jakiego mnie masz. Kiedy widzę u kobiet ból - co się rzadko zdarza w naszej rasie, wiem że powinnem przystopować. Właściwie... - prychnął, kręcąc znowu głową - ... nie jestem taki, jakim myślisz, że jestem - przerwał i wyczarował sobie już otwarte piwo i upił łyk.

- A jaki jesteś?

- Inny - opowiedział w skrócie i wbił wzrok przed siebie.

    Wolałam się nie dopytywać, bo zauważyłam, że jest teraz nieobecny. Myślami był gdzie indziej. Spojrzałam wprost i uczyniłam podobnie z wyczarowaną butelką piwa.

***



    Jak kopciuszek bez pantofelka, tak i ja na bosaka szłam przez ulicę koło mojego domu w mokrej sukni. Rozpięłam włosy, rzucając wsuwki na asfalt. Czarne pasemka opadły mi na dekolt, a reszta niefortunnie się zwinęła w loki i została w nieładzie.

    Nie chciałam dziś myśleć o niczym. Nie chciałam nic czuć: ani żadnych problemów, ani zmartwień. Chciałam tylko czuć pod gołymi palcami kamienie, które żwawo wbijały mi się w skórę, kalecząc moje stopy. Krew zostawiała ślady na cichej jezdni, ale znając moje ciało, pewnie nie ma już śladu po zranieniu. Czułam jedynie lekki ból, który teraz był niczym, w porównaniu z bólem w moim sercu.

   Lampy uliczne oświetlały moją twarz. Rozmazany makijaż przez łzy nie za bardzo był teraz przydatny. Nie chciałam, aby ktokolwiek, kto o tak późnej godzinie nie spał, widział mnie w takim stanie. Nie wiem tak w ogóle skąd te łzy się wzięły, ale wiem, że w sercu było mi trochę lżej.

    Zamknęłam oczy i po chwili, dzięki mojej mocy, wszystkie lampy uliczne pękły, rozsypując resztki klosza na chodnik i ulice, dając przy tym potrzebną mi ciemność.

    Nie chciałam o niczym myśleć, nie chciałam nic widzieć, ani słyszeć. Chciałam tylko, aby ten niewiarygodny ból w sercu zelżał i aby łzy mi dalej nie płynęły.

   Snułam się po ulicy jak w jakimś horrorze, gdzie Śmierć przemierzała wszystkie ulice, aby dotrzeć do ofiary. Bez kitu wyglądałam teraz jak jakaś straszna postać. Nie dbałam w tej chwili o to, jak wyglądam. Musiałam zadbać tylko o to, jak się czuję.

    Czemu tak właściwie wędruję, zamiast zmaterializować się od razu w domu? Cóż. Chciałam się przewietrzyć? Chciałam trochę pocierpieć w samotności? Nie wiem. Sama już nie wiem nic. Nie wiem co zrobić, nie wiem gdzie się podziać.

   Nagle poczułam w sercu raptowne zakucie, kiedy zobaczyłam daleko stąd, naprzeciw mnie czarną postać, która zmierzała szybkimi krokami w moją stronę.

    Przyspieszyłam lekko i wpatrywałam się w zmniejszającą się odległość między nami. Mimo, że wszędzie dookoła było ciemno, wszystkie domy miały pozgaszane światła, ja widziałam(tak jak i on) dokładnie wszystko. A kiedy już odległość graniczyła z paroma centymetrami, wtuliłam się w kojąco znajome zapachy, rzucając się w jego rozłożone ramiona.

- Coś się stało? - zapytał ze zmartwieniem Brayan.

- Już nic - przytuliłam go mocniej - Już na prawdę nic.

    Odgarnął mi włosy z karku po czym lekko je pociągnął, abym na niego spojrzała. Ciemne oczy odnalazły w ciemności moje, a jego usta po chwili wylądowały na moich. Ciepły dotyk rozprowadził całe dreszcze do każdego zakątka ciała. Jęknęłam cicho, próbując stłumić wszelkie emocje, które właśnie teraz obudziły się do życia. Jedną ręką powędrowałam do jego włosów i niemalże od razu palce wplątały się w jego czarne pasma. Drugą zaś wędrowałam po jego kręgosłupie, aby mieć pewność, że nie ucieknie, oraz czy ta budząca nieznane odczucia istota jest prawdziwa. Złapał mnie w talii i przyciągnął jeszcze bardziej do siebie, chociaż nie wiedziałam, że to jest możliwe. Kiedy się od niego oderwałam na ułamek sekundy, aby złapać oddech, jedna myśl wleciała mi do głowy.

- Jak tu się zjawiłeś? - zapytałam z drgającym głosem.

- Wyczułem potrzebe, aby się tu zjawić - powiedział w skrócie i znowu grunt pod nogami mi się usunął kiedy poczułam jego wargi.

    Szczerze? To jest lepsze niż narkotyk. Lepsze niż cokolwiek innego które zarazem uzależnia i zapomina się o jakichkolwiek problemach.




______________________________________________

Od jutra pracuję nad następną częścią, ale nie jestem pewna co do następnego terminu wstawienia. Muszę wziąć się za naukę mocno w tym tygodniu, żeby potem się wylegiwać ;p
Oczywiście komentujcie i obserwujcie.
Pozdrowienia :)

10 komentarzy:

  1. Super! Bardzo lubię twojego bloga.Z niecierliwością wyczekuję następnej części;) Polecam piosenkę Halestorm ''Familiar taste of poison'', która bardzo mi pasuje do tej sytuacji.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie1 :D
    Współczuję Nat. To okropne, że jest zmuszona do poślubienia kolesia, którego nie lubi.
    A fajnie, że ma pocieszenie w ramionach Brayana.
    Chyba sie w nim zakochała?
    Pozdrawiam i czekam na więcej.:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja Cię kocham! Zaskoczyła mnie sytuacja Nat, Doriana.. No a Brayan.. Czekam na kolejny, pisz szybciej! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Super blog! Dzisiaj przeczytałam całość, chociaż mam masę roboty. Nie mogłam po prostu się oderwać. Było kilka błędów, ale przecież każdy je popełnia. Naprawdę podoba mi się twój blog.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietne opowiadania! Naprawde! Masz talent. Oby tak dalej. ;)
    Czekam na kolejne czesci

    http://mascottii.blogspot.no

    OdpowiedzUsuń
  6. Łał. Tymi swoimi zwrotami akcji - na lepsze - doprowadzisz mnie kiedyś do łez. Już teraz ledwo się powstrzymuję.
    Niesamowicie piszesz. Oby dalej tak było!

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne opowiadanie, masz talent! Biedna ta Nat :| pozdrawiam :*
    http://my-strangee-lifee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Nash. Kochanie, daj się przytulić *tuli*
    Ogólnie to ładnie wszystko: zaczęłaś dramatycznie, skończyłaś magicznie.
    A i tylko jedna rzecz. 'Mimo że' jest wyjątkiem i przecinek nie jest przed 'że' tylko przed całym zwrotem ;)

    pustka-intensywnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej nie.
    Cieszę się, dlatego, bo Brayan i Nash są tak jakby razem, a nie cieszę sie, bo za chwilę się to skończy. Mam nadzieję, że plan jej ojca się nie powiedzie ;/

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo fajnie, jak zawsze tylko zaczyna mnie denerwować jedna rzecz : zawsze gdy piszesz , ze ktoś sie pojawił to albo jest to Bryan albo Dorian. Czy nie mógł to być jakiś przechodzeń, albo ktoś inny. Wtedy, kiedy była na ulicy, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ma być szczery :)
Nie spamuj mi tu tylko tym, że wklejasz byle jaki komentarz abym tylko weszła na Twojego bloga. Masz od tego zakładke SPAM.