wtorek, 25 czerwca 2013

Serce Śmierci 21



________________________






_______________________





Oczami Natashy

    Odetchnęłam z ulgą, gdy trochę ciężar z serca zszedł. Wysłałam wspomnienia Instruktorowi i wiedziałam, że zaraz z miłą chęcią mi oznajmi, że mam się stawić przed Radą. Oni zaś ześlą mnie nie wiadomo gdzie. Może nawet ukatrupią za takie zbrodnie? Kto wie?
    Oparłam się o fotel i zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzyć na to, jak on właśnie mierzy mnie wzrokiem. Czekałam tylko na te słowa, które już dudniły mi w głowie. To ja rozpętałam piekło i sama muszę je ugasić. Nie jakiś Instruktor, Dorian czy nawet śmiertelnik. Nikt, tylko ja. I niestety pogorszyłam sytuacje, mówiąc o tym komuś ze swego świata. Piekło coraz bardziej się rozpala.
- Wiesz w co się wpakowałaś? - zapytał spokojnym głosem Gregory.
    Otworzyłam powoli oczy i skierowałam od razu wzrok na niego. Siedział zrelaksowany, z nic nie mówiącym wyrazem twarzy na fotelu i tylko przyglądał mi się.
    Poprawiłam się nerwowo na fotelu i dłonią założyłam kosmyk włosów za ucho. Odkaszlnęłam i chciałam coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziałam co. Nic z mych ust się nie wydobywało, więc je zamknęłam zrezygnowana. Zakryłam twarz w dłoniach bezradna i z mych oczu poleciały łzy.
- Nie rozklejaj się przy mnie, Natasho. Się pytam, czy wiesz, w co się wpakowałaś.
    Nie, cholera. Nie wiem. Nie wiem, że się wpakowałam w żadne tarapaty. W żadną miłość ze śmiertelnikiem-psychiczną i fizyczną. W żadną emocjonalną przyjaźń ze śmiertelnikiem. W nadużywanie mocy we własnych celach. Nie wiem także, że powiedziałam całą prawdę o istnieniu Śmierci. Coś pominęłam? A tak... Nie jestem świadoma tego, że właśnie moja lista runęła w gruzach, tak jak i cały Wielki Kodeks Śmierci, gdyż po ziemi chodzi właśnie żyjący trup. A ściślej mówiąc, mój chłopak.
    Tak więc nie mam świadomości w co się wpakowałam. Kompletnie.
- Natasho? - ponaglał mnie z odpowiedzią najwyraźniej już zirytowany.
    Otarłam łzy i spojrzałam się na niego wściekła. No kuźwa.
- Po co ta głupia szopka? Przecież wiesz o tym dobrze, że wiem w jakie tarapaty wpadłam. Przyszłam tu po to, gdyż podobno wiesz, jak mam z tego wybrnąć.
     Zapadła głucha cisza, przy której mierzyliśmy się wzrokiem. Właściwie to tylko ja jego, a on nadal spokojnie mi się przyglądał. Splecione miał dłonie i zaczął delikatnie huśtać się na swym obrotowym, skórzanym fotelu. No jasne, jakby nie mógł mi normalnie już odpowiedzieć, co mnie czeka.
- Z tego wynika, że nie wiesz. - oznajmił krótko, a ja aż się wkurzyłam.
     Wyszczerzyłam oczy i po chwili, gdy zorientowałam się, że mnie zatkało, zaśmiałam się nerwowo. No cholera, jak Instruktor może być taki tępy?! Przecież to jedna z wyższych rang, które przyznają Śmierciom. Z mego gardła nadal wydobywał się odgłos, na który w ogóle nie reagował.
    Wstałam z siedzenia i pomachałam mu lekceważąco ręką.
- Wiesz co? - dodałam na pożegnanie - Sama sobie jakoś poradzę. Widzę, że trafiłam do nieodpowiedniej istoty.
- Natasho, usiądź. - rozkazał ostro, na co zbyłam ręką.
     Odwróciłam się w stronę drzwi i zrobiłam parę kroków. Wiedziałam, że tylko on może mi pomóc, ale za cholerę nie będę klękała na kolanach, aby w końcu mi oznajmił, co powinnam zrobić. Zapewne powiedziałby mi i tak, że muszę stanąć przed Radą. A Rada... cóż. Będę trupem.
     Na trzęsących i miękkich nogach wędrowałam w kierunku zbliżających się drzwi. Już czułam napływające łzy, które piekły mnie w oczy.
- Natasho. - usłyszałam odgłos za sobą. Nie zareagowałam. - Natasho, jesteś w ciąży.
     Serce mnie mocniej zabiło i aż przystanęłam, łapiąc się za nie. Zdawało mi się, że się przesłyszałam. Ale i tak nie odwróciłam się w jego stronę, tylko patrzyłam na wielkie, dębowe drzwi, które po chwili się otworzyły.
    Gdy za nimi wyłonił się Dorian z Fisją, trzymający się za rękę, serce jeszcze bardziej dało o sobie znać. Miałam ochotę zwymiotować z nerwów. Lub przynajmniej glebnąć się na podłogę i udawać martwą. Ale to nie zmieni rzeczywistości.
     Wpadli bez pukania do jego gabinetu i słyszałam, że Gregory raptownie wstał. Na twarzy moich przyjaciół mieszało się zakłopotanie ze smutkiem. Ale gdy zobaczyli mnie, jeszcze bardziej się pogorszyło. Już widziałam siebie w ich oczach - cała blada, zapłakana, jakbym zaraz miała zendleć.
- Co was sprowadza? - zapytał Instruktor. Słyszałam w jego głosie nutę trwogi.
- Mamy wielkie problemy. Bardzo wielkie. - oznajmił Dorian, zamykając za sobą drzwi. Fisja stanęła tuż obok niego, patrząc się na mnie niepewnie. Próbowałam uregulować wdech, ale nie dałam rady. Czułam, jak w żołądku zbiera mi się coraz bardziej na wymioty.
- Jakie? - zaciekawił się Gregory. Domyślam się, że nie wyobrażał sobie nic gorszego, niż moja aktualna sytuacja. Zresztą ja też. - Co tu robi śmiertelniczka?- zapytał.
- Nie mogłem jej zostawić... Zresztą nie ważne. Mamy problem z listą. Natasha dostała nową, która nie może być zrealizowana, gdyż...
- ...gdyż nie zabrała jednej duszy. - dokończył za niego. Słyszałam jak wychodzi zza biurka i podchodzi do nich... do nas. - Cholera. -przeklął.
- Co mamy zrobić? - Zapytał
    Przez chwilę trwała głucha cisza. I właśnie przez nią rozglądnęłam się po gabinecie w poszukiwaniu kosza na śmieci. Gdy spostrzegłam na drugim końcu, w kącie, podbiegłam do niego ekspresowym tempie i zwymiotowałam w niego. Nie wiem skąd wzięło się tyle jedzenia i picia, żeby móc zapełnić cały trzydziestopięcio litrowy worek. Ale nie było to najważniejsze, gdyż ponownie rzeka wypłynęła z moich ust.
     Poczułam na ramieniu czyjąś rękę i ujrzałam za sobą przyjaciółkę. Przytrzymała mi włosy i ułożyła się tuż za mną, żeby jeszcze jej nie ubrudzić.
- Jak to w ciąży?! - zdołałam wydusić między wymiotami.
     Usłyszałam, jak moi przyjaciele wciągają głośno powietrze. Dla nich też było szokiem, że Śmierć może spłodzić dziecko ze śmiertelnikiem. Przecież z logicznego punktu widzenia, ktoś kto właściwie nie istnieje, nie może mieć dziecka z osobą, której bije serce i jest żyjąca. To tak, jakby potwór z Loch Ness spłodził istotę z psem. No właśnie, nie możliwe. Ale także z logicznego punktu widzenia, moja Rasa nie istnieje w świecie śmiertelników.
- Było bardziej szkolić się w zakresie Wielkiego Kodeksu Śmierci. - oznajmił oschle - Śmierć ze Śmiercią mogą spłodzić jedno dziecko w ciągu swojego życia. Tylko dlatego, aby nasza Rasa nie zmalała, ani statystycznie się nie zwiększyła. A czemu zmalała? Przecież my nie umieramy, wiecie o tym. W takim razie czemu twoja matka, Natasho nie żyje?
    Dopiero teraz się nad tym zastanawiałam. Moja matka nie żyje, gdyż zmarła przy moich narodzinach. Przynajmniej tak mi mówiono. Jako dziecko w to wierzyłam, ale z biegiem lat doszłam do wniosku, że uciekła od tego życia i znalazła się w nicości, tak jak mój ojciec wyjaśniał, czemu znikają Śmiercie.
- Gdyż nie była Śmiercią. - odpowiedział za mnie. - Była śmiertelnikiem.
     Serce zamarło mi na parę chwil i nie miałam pojęcia co odpowiedzieć. Zwróciłam wzrok na Instruktora, czy mówi prawdę. Ale z jego wyrazu twarzy nie mogłam nic rozczytać. W jego oczach zauważyłam iskrę szczerości, ale w głębi mojej nieistniejącej duszy, nie chciałam tego widzieć. Chciałam, aby mówił najszczersze kłamstwo świata.
- Natasho, zrozum. W świecie śmiertelników zdarzają się przypadki, że ludzie umierają przy porodach i nic nie da się z tym zrobić. Przede wszystkim w twoich latach. Twoja mama, Elizabeth, była na liście twojego ojca. On o tym wiedział i stanął w tym miejscu, gdzie ty teraz jesteś. Nie wiedział co zrobić i jak ma uczynić, aby jego ukochana przeżyła. Ty byłaś zagrożona, ona tak samo.
- Czemu ja? - zapytałam niepewnie wbrew sobie.
- Bo nie nadszedł jeszcze termin narodzin. Stanął przed Radą a oni dali mu wybór. Tylko, że w tamtych czasach, kiedy jeszcze były inne zasady i twój ojciec nie zasiadł na tronie, było możliwe uczucia do śmiertelników. Był luz, swoboda, którą dało się odczuć. Śmierć nie czuła się w niebezpieczeństwie złamania Wielkiego Kodeksu Śmierci, gdyż nie ważne co by zrobiła i tak nie stąpało się wbrew prawu.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał Dorian, a w jego głosie słychać było strach.
- Kiedy zagłębiłem się w stanowisko Instruktora, miałem dostęp do niemalże wszystkich papierów. Zastanawiało mnie zawsze, co się stało z jej matką, gdyż to był nieliczny przypadek zniknięcia Śmierci. A się okazuje, że nie była Śmiercią, tylko śmiertelnikiem. - powiedział i cicho się zaśmiał, jakby znowu rozbawiła go ta historia. Ale powstrzymał się szybko i odkaszlnął. - No więc gdy stanął przed Radą, oni powiedzieli, że ze względu na to, że ma stanąć w najbliższym czasie na tronie, musi wybrać kogo mają uratować. Twój ojciec był strasznie przywiązany do pracy, ale także i do tej swojej Elizabeth. Jednakże, pod wpływem krótkiej chwili czasu, której dali mu na przemyślenie swej decyzji, postanowił ciebie uratować. Nie wiem czemu, po prostu tak wybrał. Rada postanowiła dać ci prawowite członkostwo w świecie Śmierci i nakazali mu, żeby zajął się tobą i żebyś stała się później Śmiercią, oraz następczynią tronu.
      Dreszcze przeszły mnie przez całe ciało. Czyli w takim razie jestem pół śmiertelnikiem, pół Śmiercią? Nie, to niedorzeczne.
- A wracając do poprzedniego tematu - kontynuował, choć chciałam, aby już zamilkł - jesteś w ciąży. Każda Śmierć może spłodzić więcej, oraz bardziej silniejsze dzieci ze śmiertelnikiem. Chociaż słabsze emocjonalnie, gdyż pobierają od żyjącego rodziciela również wszelkie emocje i charakter. Jest pewien haczyk, gdyż Śmierć nigdy nie pomyśli, aby pójść do łóżka z istotą ludzką. No chyba, że trafi się tak zwana 'bratnia dusza', którą od razu pokochacie. I właśnie przy pierwszym współżyciu śmiertelnik, lub Śmierć, zachodzi w ciążę. Nie ważne nawet, czy się zabezpieczają. To są inne nasienia, inny organizm, który i tak przesiąknie wszelkie zabezpieczenia.
      Zbladłam. Oddech stał się nierówny. Poczułam, jak Fisja, która nadal mnie trzymała za włosy i ramię, lekko rozluźnia swój uścisk. Czułam, jak jej tętno stało się szybsze, a nogi raptownie zmiękły, tak jak i mnie. I wiedziałam również, że wie co to oznacza.
      Obie jesteśmy w ciąży.



_________________________________________________________

Wiem, że trochę krótko, ale cóż. Ważne, że coś :D
Mam ostatnio braki czasu, dlatego w takich odstępach czasowych dodaję :)
Jak Wam podobał się ten rozdział? Mam nadzieję, że żadnych pomyłek, literówek ani nic z tych rzeczy nie było. Jeśli tak, z góry przepraszam - pisane na biegu.
Znowu dodam tutaj mój kontakt, a więc jeśli macie pytania, prośby, propozycję - możecie spokojnie pisać :)
gg: 6619666
email: Aleksjia@gmail.com

Pozdrawiam :)

PS. Chcesz być informowanym? Napisz w podstronie 'INFORMOWANI'
PS2. Wiem, że mam zaległości z waszymi blogami. Niedługo postaram się to nadrobić :)

sobota, 15 czerwca 2013

Serce Śmierci 20





_____________________________










_____________________



Oczami Natashy

    Muszę przyznać, że Dorian mnie zaszokował tą sytuacją. Wiedziałam, że coś wykombinuje prędzej czy później, ale nie domyśliłam się, że karze mi powiedzieć wszystko jednemu z nas.
    A teraz to i tak muszę coś z tym zrobić.
    Zapukałam do drzwi Gregorego i czekałam na przywołanie mnie. Mimo tej jednej wlekącej się nieskończoność sekundy, już myślałam, że w środku nie ma instruktora. Już chciałam się cofnąć i wrócić do domu, lecz usłyszałam ciche zaproszenie.
    Cholera jasna.
    Otworzyłam drzwi i od niechcenia postawiłam nogę za próg. Serce biło mi oszalałe, a oczy najwyraźniej chciały pęknąć, przez wzbierające się łzy. Kolejne łzy.
   Gregory siedział na fotelu skórzanym za biurkiem, a gdy weszłam, podniósł wzrok zza papierów na mnie. Kiwnął delikatnie głową na znak, że mam usiąść na siedzeniu na przeciw niego. Spełniłam polecenie, ale czułam, jakbym usiadła na stosie szpilek. Plecy miałam wyprostowane tak, jakby ktoś włożył mi za bluzkę prosty badyl, a moja noga nerwowo podskakiwała.
     Mężczyzna nadal przyglądał  się papierom. Co chwilę brał do ręki jakieś nowe, które leżały porozrzucane na stole. Zdziwiona byłam faktem, że nawet teraz nie zwracał na mnie uwagi. Mimo, że miałam z nim ustalone spotkanie, powinien przecież wcześniejszą pracę zakończyć, lub przerwać. Teraz JA do niego przyszłam, ze swoimi problemami. I powinien się tym zająć, a nie...
Odłożył wkurzony papiery i spojrzał na mnie zza okularów. Oparł się ciężko o oparcie i splótł sobie dłonie przy pasie. Poczułam, jak jeszcze bardziej zastygam tym jego spojrzeniem.
- Wolisz mówić, czy pokazać? - zapytał z trochę nerwowym głosem. Wiedziałam, że chodzi mu o moje wspomnienia, które miałam właśnie mu przekazać. Ale sam fakt, że siedzę przed Instruktorem w jego gabinecie sprawia, że mam ochotę wymiotować z nerwów. A jeszcze utrudnia mi to, że muszę samoistnie się przyznać do swoich grzechów.
    I to boli.
- Pokazać. - oznajmiłam pół szeptem. Poczułam wzbierającą się gulkę w gardle i wiedziałam, że i tak nie będę umiała żadnych słów wykrztusić.
    A więc zdecydowałam się na łatwiznę.
    Gregory kiwnął delikatnie głową i przechylając ją do tyłu, zamknął oczy. Może to teraz jest dobry moment, żeby zniknąć? W końcu mnie nie widzi.
    Ale wyczuwa- dodała moja druga podświadomość. Cholera jasna. No to jestem udupiona.
Zamknęłam oczy i powróciłam po raz enty do chwili, gdy pierwszy raz spotkałam Brayana.

***

Oczami Doriana

     Przesłałem jej wspomnienia. Te wszystkie okropne wspomnienia, które zdają się być najlepszym momentem mojego nieistniejącego życia. Bolało mnie to, gdy odczytując wszystko, Fisji mina najwyraźniej zmieniała się pod wpływem zdenerwowania. Liczyłem na to, że mnie spoliczkuje. Domyślałem się, że mnie zostawi. Że spróbuje zabić.
     Ale ona tylko oburzona wstała, górując nade mną.
- Do jasnej Cholery! Dorian! Czyś Ty na prawdę zgłupiał! - warknęła, a z jej niebieskich oczy polały się łzy. - Kochałam Cie, wybaczyłabym Ci wszystko! Dlaczego nie byłeś ze mną szczery!? Dlaczego pomyślałeś, że najlepszym sposobem jest wymazanie mi pamięci?!
    No i już po ptakach. Przypomniała sobie wszystko. Z bólem w sercu muszę przyznać, że jest mi lżej, że jest taka wkurzona na mnie. Odkręciłem to wszystko, ale to nie jest najważniejsze w tej chwili.
     Moja kochana się wkurzyła. I możliwe, że mi nie wybaczy już nigdy. Patrzyłem na nią, jak po jej zaróżowionych policzkach spływa słona rzeka łez. Chciałem ją przytulić, pogłaskać i przeprosić, ale wiedziałem, że to nic nie zmieni.
    Za nią chowało się już słońce, a niebo ślicznie się zaczerwieniło. Za nami widać było już nocne niebo pełne gwiazd. Panowaliśmy na dwóch rejonach - dnia i nocy. I mimo tego olśniewającego widoku, Fiss nadal mnie cisnęła słowami.
     Podskoczyłem nagle, gdy do mej głowy nadeszła informacja, abym przekazał Natashy jeszcze parę klientów. W mej dłoni wylądował zwinięty pergamin, który tym razem niedbale się ułożył w niej.
     Dopiero po chwili zrozumiałem co to znaczy. Nash ma nowych klientów - których nie może mieć.
Stanąłem w jednym momencie na równe nogi i jak wryty spojrzałem na Fisję, aby na chwilę przerwała swoje denerwowanie się.
    Wiem, że ona jest najważniejsza. Ale ta sprawa sięga szczytu.
- Co się stało? - spojrzała na mnie. Tak dobrze mnie wyczuwała, jakby znała mnie od zawsze. Z miłą chęcią uśmiechnąłbym się do niej, ale to nie jest dobry moment.
     Przekrzywiła głowę i otworzyła delikatnie usta z zaciekawienia. Podniosłem pergamin.
- Natasha dostała nowe zlecenie. - oznajmiłem groźnie.
- I ? 
- ... I ona nie może tego uczynić. W końcu Brayan'a jeszcze nie zabrała. Wiesz co to znaczy?
    Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale wyczuwałem, że się domyśla.

***

San Francisco, California
Czas teraźniejszy

- Chodź tu, suko! - zawołał Raven, podążając za mną do pokoju. 
- Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam cała zapłakana. 
    Znowu pił, przez co od razu zaczął się czepiać mnie o wszystko. Wrócił z pracy, z dyżuru policji pijany i próbował się do mnie dobrać, ale mu się nie dałam. Nie lubiłam jego smrodu, gdy całował mnie po szyi, natarczywie drapiąc mnie swoją już dłuższą brodą. Ten facet nie ma skrupułów, aby przestać. Nie można mu odmówić niczego, inaczej zacznie Cie bić swoim pasem, lub swoją wielką dłonią. Wiedziałam, że nie będę mogła nigdzie tego przypadku zgłosić. On potrafi wszystko obrócić, aby jeszcze i mnie skazać na więzienie. Już nie raz słyszałam od sąsiadów, że nazywał mnie publicznie dziwką, puszczalską i pijaczką. Dowiedziałam się również, że niby go zdradzam. A tak wcale nie jest.
    Mam 27 lat, a nie mam nawet własnego kąta. Przez to, że urodziłam mu synka, musiałam z nim zostać. Utrzymywał nas, gdy wywalali mnie z pracy. A wywalali mnie tylko dlatego, że nie mogłam przyjść z powodu bolesnych siniaków i ran, które mi wyrządzał nocami i dniami. 
    Teraz mój mały Jacob jest u mojej mamy, a więc jest bezpieczny. Wiedziałam, że jego ojciec w tym stanie na pewno nie wsiądzie do samochodu i nie pojedzie po niego. W szczególności dlatego, że teraz są na drugim końcu USA. I również dlatego, że moja mama by go zastrzeliła, gdyby się pojawił - tak go nie lubi. I nigdy nie była za tym, żebym się z nim spotykała.
    Może i miała rację, ale to nie jest teraz ważne. On czasem jest miły i potulny. Kochany i właśnie przy nim czuję się bezpiecznie. Ale nie w tej chwili. Teraz robi się na prawdę niebezpiecznie.
- Sandro! Nie pakuj się, do cholery! - warknął i dopiero teraz zorientowałam się, że walizkę mam już otwartą, a na łóżku moje najważniejsze rzeczy. 
    Nie układałam ich, tylko zwijałam w kłębek i wrzucałam do niej. Miałam już dosyć tego wszystkiego. Miałam dosyć życia ze starszym ode mnie pijakiem. Bolało mnie to, jak widziałam moich dawnych znajomych ze szkoły z idealnymi partnerami. A ja? Kiedyś byłam popularna w liceum, chodziłam z wieloma chłopakami, którzy zapewne teraz siedzą gdzieś w biurze w sławnej firmie. Ja także miałam plany na przyszłość. I na pewno nie były one związane z tym frajerem. 
- SŁYSZYSZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ?!- ponownie krzyk z jego strony. Złapał mnie za ramiona i obkręcił w swoją stronę. Czułam na skórze własne łzy, które jeszcze bardziej poleciały po tym, jak przyłożył mi otwartą dłonią w policzek. 
    Trafił również w nos.
    Wytarłam go ręką i zauważyłam na niej krew. Wzdrygnęłam się lekko, a oczy jeszcze bardziej się zamgliły. Ledwo co widziałam, ale po omacku złapałam za walizkę i zapinając już w drodze, zbiegłam po schodach w stronę drzwi frontowych. 
    Na szczęście nie były zamknięte, więc biegiem pociągnęłam za klamkę. Słyszałam głośne stuki butów obijające się o panele i wiedziałam, że on już jest niedaleko mnie. Muszę szybko wyjść. Szybciej, niż to możliwe. 
    Przekroczyłam próg i runęłam płaczem. Wiedziałam, że poza domem jestem bezpieczna. Przecież nie uderzy mnie na oczach ludzi, prawda? Zawsze zmieniał się wtedy w porządnego męża, który nienagannie dba o swoją rodzinkę. Ale to gówno prawda. Życie jest wielkim, śmierdzącym gównem. 
    Zauważyłam swój samochód po drugiej stronie ulicy, więc marszem wbiegłam na jezdnię. Nie obchodziło mnie to, czy on biegnie tuż za mną. Wiedziałam, jaki ciąg zdarzeń teraz nastąpi: będzie mnie przepraszał, wynagrodzi mi wszelkie krzywdy, które wyrządził. Ale równie dobrze wiedziałam, że po miesiącu wróci stary, pijany Raven. 
    Ludzie zawsze dziwili się, że jestem z o dziesięć lat starszym facetem. Gdy poznałam go na imprezie nie myślałam, że tylko udaje porządnego. Bo kto by pomyślał, że uczciwy policjant potrafi być takim skurwielem? 
    Nie słuchałam się moich starych przyjaciółek i mojej najdroższej mamy. Teraz sama muszę wywiązać się z tarapatów, w które wpadłam. 
    Schodząc z chodnika, a ściślej mówiąc z krawężnika, wiedziałam, że zaraz moje cierpienia się zakończą. Nie będę już fizycznie, ani psychicznie niszczona przez niego. Kto wie, może nawet już nigdy nie ujrzę jego wstrętnej, zalanej twarzy? 
     Usłyszałam klakson, a potem poczułam, jakbym się o coś odbiła i pofrunęła wyżej. Jak w zwolnionym tempie zauważyłam małe kryształki karoserii w kolorze wyblakłego błękitu. Oraz swe ręce i nogi, które były wygięte w drugie strony. Coraz bardziej ciemne niebo, które skłaniało się już do nocy, mgliście mi przypominało, że nadal żyję mimo, że aktualnie fruwam. 
    Ale to nie trwało długo. Z wielkim trzaskiem upadłam na ziemię za samochodem. Na początku nic nie czułam, ale później ból rozlał się po całym ciele. Domyśliłam się po tym, jak nie mogłam niczym ruszyć, że jestem całkiem połamana. Poczułam miażdżący ból w żebrach i miałam problem z oddychaniem. Dosłownie nie mogłam złapać żadnego wdechu. Po chwili poczułam napływający kaszel, a gdy już zaczęłam boleśnie kaszleć, z moich ust wylewała się krew. 
- Sandro! - słyszę czyjś głuchy głos i się domyśliłam, że jest on Raven'a. Chciałam powiedzieć, żeby się nie zbliżał, ale nie mogłam nic z siebie wydobyć. Tylko krew i płacz. Nawet łzy były w tej chwili koloru rubinowego. 
   Wiedziałam, że śmierć nadciąga. Ale nadal jej nie widziałam.
   Za to niebo było krwiście czerwone - idealny obraz mojego ostatniego momentu życia. 
   Chociaż i ten moment coraz bardziej się wydłuża, a moje ciało już prawie pływa we swojej krwi. 




______________________________________________

No to na tyle. Zamieszanie lekkie :) 
Teraz od szkoły mam już wolne, ale będę chodziła niestety do pracy od południa do późnego wieczora. Dziś znalazłam czas, aby napisać ten rozdział - nie wiem czy się udał - i zamierzam jeszcze dzisiaj zacząć pisać 'Drzwi Przeznaczenia'. :) 
Zobaczymy jak to wyjdzie z czasem :) 
Pozdrawiam ;* 

PS. KONIEC NADCHODZI JUŻ WIELKIMI KROKAMI :)


Gg: 6619666
e-mail: Aleksjia@gmail.com

czwartek, 6 czerwca 2013

Serce Śmierci 19







______________







***

    Znowu teleportowałem się do domu Natashy. Z uśmiechem na ustach wszedłem do pokoju, gdzie przyjaciółki się przytulały i pocieszały. Nie wiedziały jeszcze, z jaką nowiną do nich przyszedłem. Moje usta coraz bardziej wykrzywiały się do góry, a gdy Nash to zauważyła, od razu oderwała się od mojej kobiety i wstała. 
    Stała tak, nie wydobywając z siebie żadnego głosu, emocji, ani nawet ruchu. Nawet klatka piersiowa udawanie nie ruszała się, ani powieki nie opadały i ponownie nie otwierały. Teraz czekała na swój wyrok. Ten, który mam jej powiedzieć. Ten, którego się boi. Ale z drugiej strony jej nie rozumiem: Wygląda jak człowiek, który zobaczył ducha. A przecież moja mina konkretnie sama mówi, że mam dobre nowiny.
    Zaśmiałem się krótko.
- Mam dobre wieści. - oznajmiłem i powędrowałem w stronę łóżka, gdzie leżała Fisja. Ciągnęło mnie w tą stronę, jakby była to wina grawitacji. Nash nie spuszczała ze mnie wzroku. - Mój najlepszy brach... - zacząłem, patrząc się na Fiss. Usiadłem na łóżku i złapałem ją za kolano-... oznajmił mi, że istnieje możliwość dogadania się z panem Druciarzem.
- Druciarzem?- przerwała mi moja kochana. 
- Naszym instruktorem. - sprostowała Natasha, a ja właśnie sobie przypomniałem, że moja wybranka nie wie o tym, że jesteśmy narzeczonymi według Wielkiego Kodeksu Śmierci. 
    Kiwnąłem głową, a ona się zaśmiała.
- Czemu druciarz? - dopytywała się.
- Długa historia... Ale wracając do tematu, Chris poszedł z nim pogadać. - przerwałem na chwilę, sprawdzając reakcję przyjaciółki. 
    Ona nadal stała jak słup, nie okazując swoich emocji. Nadal miała oczy pełne smutku, które szkliły niczym tafla wody. Serce mnie zakuło, ale pocieszałem się myślą, że niedługo prawdopodobnie będzie lepiej. 
    Zacząłem kontynuować. 
- Zaczekałem na niego w barze. Zjawił się po paru minutach, ze szklanką whisky. A więc się domyśliłem, że gadali po alkoholu. Znowu. - zaśmiałem się, ale tylko Fiss dołączyła do mnie. - Umówił Cie na wizytę z Gregorym. Oczekuje Ciebie. Opowiesz mu wszystko...
- Wszystko?! - warknęła na mnie. Spojrzałem się na nią ze zdziwieniem. Nie rozumiałem jej gniewu. - Czyś Ty zdurniał?! Przecież to jest instruktor! Nakabluje radzie! Nie mogę jemu powiedzieć tego WSZYSTKIEGO!
- Uspokój się Nash. Wszystko jest załatwione. On jest w porządku. Wisi Chrisowi przysługę, a więc... Nawet ON oznajmił, że jest spoko koleś. A wiesz, że ciężko u Chrisa z taką pozycją. 
    Najwyraźniej się uspokoiła, bo spuściła głowę i nic nie powiedziała. Pewnie dochodziły do niej moje słowa, a myśli kierowały się do realizacji swoich zamierzeń. Założyła pasmo swych czarnych włosów za ucho. Widziałem, że jest to jej tik nerwowy. Wyglądała teraz jak jakaś sierotka, która nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić. 
- Wszystko? - zapytała się mnie w myślach. 
- Wszystko musisz opowiedzieć. - oznajmiłem, na co ona kiwnęła głową. 
   Pomachała Fisji na pożegnanie i zniknęła, a ona podskoczyła.
   Zaśmiałem się. Nie jestem przyzwyczajony do okazywania naszych 'mocy' przy ludziach, tak jak i ona nie jest zapewne przyzwyczajona do nas. 
    Walnęła mnie w ramię. 
- Nie śmiej się. Przyzwyczaję się do tego... kiedyś. - Już chciałem coś odpowiedzieć, ale złapała się mojej koszuli i przyciągnęła mnie do siebie, złączając nasze usta w pocałunku.


***

- Gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytała, gdy wstałem nagi z łóżka. 
    Znowu mnie omamiła i znowu popełniłem przestępstwo, łącząc się fizycznie ze śmiertelną. Cóż, psychicznie także popełniam przestępstwo, gdyż się w niej po uszy zakochałem. 
    Wygramoliła się z kołdry i stanęła równie naga co ja przede mną. Próbowałem patrzeć się tylko na jej twarz, ale w całej okazałości była jeszcze piękniejsza, więc nie mogłem się powstrzymać.
     Serce biło mi jak oszalałe. Cieszyło się, jakby wygrało loterię. I faktycznie wygrało- Fisja była warta wszystkiego. 
- A gdzie masz ochotę iść? - zapytałem, patrząc się w jej cudowne oczy, które połyskiwały życiem i szczęściem. 
- Jestem głodna. - oznajmiła, a ja się natychmiast uśmiechnąłem. 
- Paryż? Nowy Jork? Madryt? 
- Dorian! - zaśmiała się i zaczęła szukać swojej bielizny. Nie była świadoma tego, że ją odmaterializowałem specjalnie. - Może być piknik na świeżym powietrzu. 
    Piknik? Kiedyś byliśmy razem na pikniku na górce, przy jeziorze. Wiem dobrze, co chciałaby znaleźć w koszyku i na co zapewne ma chęć. Z pewnością chciałaby podziwiać cudowne widoki. I oczywiście wiem, gdzie chciałaby się znaleźć w przyszłości. 
    A przyszłość nadeszła, bo już wie kim jestem. Mogę dać jej wszystko czego zapragnie, a to wszystko dzięki mojej mocy. 
    Uśmiechnąłem się łobuziersko, a ona przerwała poszukiwania. Uniosła wzrok niepewnie, bo zapewne domyśliła się, że coś planuję. Oh, gdyby wiedziała, jak bardzo mnie zna, a ja ją...
- Po pierwsze, co Ty knujesz?- zapytała ze śmiechem, ale równocześnie z ikrą niepewności w oku - Po drugie, wiesz może gdzie jest moja bielizna? 
    Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, a ona podeszła do mnie, aby klepnąć w ramię. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie tak, że nasze nagie ciała przylgnęły do siebie. Poczułem ciepło jej skóry, które niczym jak narkotyk, zaburzały moje myśli. Liczyła się tylko ona, to wiem na pewno. 
- Dorian. - powiedziała przecząco, ale wiedziałem doskonale, że i tak nie chce, abym ją puścił. 
    Przymknąłem delikatnie oczy i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Tak delikatny, żeby zapragnęła więcej. Mimo krótkiej chwili, czułem na swoich wargach jej ciepło. Wycofałem się natychmiast, a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Chciała coś powiedzieć, ale nic nie trafiało na jej język. 
     Uśmiechnąłem się. 
- Może być? - zapytałem. 
   Uniosła brew, bo nie wiedziała o co chodzi. Jednakże, gdy zrobiła krok w moją stronę zauważyła, że coś musnęło jej skórę. Spojrzawszy się na siebie, aż zapiszczała z radości. 
     Przy pocałunku zwizualizowałem jej cały ubiór. Miała teraz kwiecistą sukienkę, która opinała ciasno jej biust. Na samym przodzie znajdowała się wielka kokarda, również tego samego koloru. Na dole była zwiewna, ale materiał sięgał jej tylko do kolan. Zwizualizowałem jej także białe rzymianki i wlepiłem we włosy dużego kwiatka.
    Wyglądała wprost anielsko. 
- Jak... - wycedziła, jednakże nie zdołała nic więcej powiedzieć.
    Z otwartymi ustami podniosła głowę i dość długo się we mnie wpatrywała. W końcu rzuciła się na moją szyję, od razu złączając nasze usta, po czym przeniosłem nas do innego miejsca.


***

- Nigdy więcej tego nie rób! - warknęła na mnie, gdy zdołała już złapać oddech.
     Zapomniałem, że nie jest przyzwyczajona do teleportacji, przez co walnąłem siebie w myślach. Wiem, że źle właśnie postąpiłem, ale chciałem tylko ją uszczęśliwić. Powinienem przynajmniej ją ostrzec. 
    Gdy zobaczyła moją minę, która zapewne wyrażała lęk i obawę, zaśmiała się. Ciężar spadł mi z serca, gdyż myślałem, że będzie na mnie wkurzona przez resztę czasu. Przytuliła się do mojej klatki piersiowej.
- Po prostu mnie ostrzegaj wcześniej, ok? - pokiwałem głową na znak, że się zgadzam. 
    Dopiero teraz, gdy oderwała głowę od mojego ciała, zauważyła gdzie jesteśmy.
    Pamiętam, że zawsze chciała być w miejscu, gdzie z jednej strony widziałaby góry, a z drugiej wielkie jezioro. I właśnie na takiej długiej i wąskiej polance się znaleźliśmy. Wszędzie dało się zauważyć naturę - na niebie rzadkie okazy ptaków, na wodzie kaczki. Na glebie kwiaty i krótko ścięta trawa. Nie było tu żadnych wysokich budowli, które niszczyło by tak piękny krajobraz. Owszem, dało się zauważyć nieopodal małą chatkę należącą zapewne do jakiś dziadków, ale to nie zmieniało faktu, że tu było cudownie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała niedowierzając.
- Tam, gdzie chciałaś być. Prawda?- zapytałem, a ona spojrzała na mnie. 
- Skąd wiesz? 
   Pochłonięty byłem patrzeniem na najpiękniejszy okaz natury. Na nią. Jej oczy szkliły jej się od łez szczęścia, a blond włosy lekko rozwiewał wiatr.
Przyłożyłem dłoń do jej piersi.
- Stąd. - oznajmiłem, a ona przyciągnęła mnie, aby pocałować. 


***

    Siedzieliśmy na kocu przytuleni do siebie i patrzeliśmy na zachód słońca.
    Tak wiele chciałbym jej powiedzieć. Tak wiele jej zaoferować. Ale wiem, że to puste słowa, mimo że mam taką 'pozycję życiową'. Patrząc realnie nic jej nie mogę dać. Nawet swoją miłość, choć już i tak skradła mi serce. Nasza miłość jest zakazana. Nie ważne jakbym próbował, i tak zostaniemy w tym samym miejscu. Coraz bardziej tracę przekonanie, że będzie dobrze. Że nam się uda.
- Dorian... -  przerwała moje myśli. Odwróciłem głowę w jej stronę i od razu poczułem jej piżmowy zapach skóry- Czemu mi nie powiedziałeś o tym, że Natasha jest twoją narzeczoną?  
    Odpowiedź ugrzęzła mi w gardle. Skąd ona się o tym dowiedziała? Ona jej to powiedziała? Jakim prawem?! 
    Poczułem, jak skóra mojej twarzy zaczyna się ze wściekłości i zdziwienia gotować. Wstrzymałem dech, jakby to pomogło mi wymigać się z pytania. Ale nie pomogło. Patrzyła na mnie z oczekiwaniem, a ja unikałem jej wzroku.
- A więc jednak to prawda?- zapytała spokojnie. Pocałowała mnie delikatnie w policzek, abym poczuł się bardziej rozluźniony. A może bardziej zażenowany? - Czemu po prostu mi nie powiedziałeś?
- Skąd wiesz? - spróbowałem wywinąć się od potwierdzającej odpowiedzi. Bałem się, że gdy pozna prawdę, zostawi mnie.
- Stąd. - wskazała na swoje serce - To się czuje, Dorianie. Gdy się kogoś na prawdę kocha, wyczuwa się wszystko.
    ''To się czuje, Dorianie. Gdy się kogoś na prawdę kocha, wyczuwa się wszystko.'' szumiało mi niczym wiatr w głowie. Serce zakuło boleśnie, gdy usłyszałem drugi raz z jej ust to samo. Za pierwszym razem nie była to kolorowa scenka. Tamtego dnia właśnie ją opuściłem i popełniłem największy błąd w życiu, do jakiego mogłem się przyczynić. A mianowicie usunąłem jej pamięć. 
- I wiem, że czegoś mi nie mówisz. - oznajmiła, ale tym razem spojrzała się na horyzont, gdzie i ja patrzyłem. Oparła głowę o moje ramię i cicho westchnęła.
    ''To się czuje, Dorianie. Gdy się kogoś na prawdę kocha, wyczuwa się wszystko.'' Ponowne zakucie serca. Czyżbym miał szykować się na zawał Śmierci? 
    Te czasy były piękne, gdy razem dążyliśmy do perfekcji związku. Żyliśmy jak w kolorowej bajce, gdzie myśl zawsze kierowała się w szczęśliwe zakończenie. 
    Chociaż i tak go nie było.
    Znowu wróciliśmy do punktu wyjścia, gdzie nie ma w tej bajce 'happy endu'. Są natomiast morały, które powodują u mnie jeszcze bardziej bolesne bicie serca.
    ''Nie wracaj nigdy do tego drugi raz''
    ''Miłość przetrwa wszystko, lecz nie z nami'' 
    Głupie szepty w mej głowie dawały górę. Czułem się strasznie, gdyż domyślałem się, jaka będzie końcówka naszego związku. Istnieję na tym świecie dość długo aby się przekonać, że zawsze musi być pod górkę, aby potem było z górki. Że zawsze muszą być upadki tylko po to, aby się podnieść.
    Ale wiedziałem, że teraz będzie coraz więcej upadków, przez które nie wstanę. Nigdy. 
    Poczułem, jak po moim policzku płynie zabłąkana łza, która poleciała prosto na skórę Fisji. Podskoczyła delikatnie i natychmiastowo zwróciła uwagę na mnie. 
    Widziałem jej oczami, że me oczy się szkliły, jakby miały zaraz pęknąć. Ale ku mojemu zdziwieniu uroniły one tylko jedną kroplę. Jedną, która wystarczyła, abym mocno się zdziwił. 
    Ja nie płaczę. Śmierć nie płacze.
- Kochanie... - wtuliła się w moją szyję - Nie martw się, ja...
- Obiecujesz, że przetrwamy wszystko? - zapytałem, przerywając jej. 
    Oderwała się powoli od mojego ciała, ale się nie oddaliła zbytnio. Spojrzała na me oczy, jakby chciała je pochłonąć. Nie wiedziałem, co tak długo zajmuje jej ustalenie odpowiedzi. Bałem się, że ona się podda. Bałem się, że ona odejdzie.
- Wiesz co? - zaczęła, a moje serce na chwile wstrzymało swój galopujący bieg- Znamy się tak krótko, a czuję się, że znamy się już... od bardzo długiego czasu. 
    I jest powód tego stwierdzenia. Chciałbym jej powiedzieć o tym, jak pozbawiłem ją pamięci. Ale strach przed jej odejściem wziął w górę. Wiem, że nie jestem w stosunku co do niej szczery. Ale nie mogę do tego dopuścić... 
- Obiecujesz? - powtórzyłem, gdyż nadal nie otrzymałem odpowiedzi. 
- Obiecam, gdy mi powiesz, czego mi nie mówisz. - oznajmiła krótko. 
    Wstrzymałem oddech. 
    Wiedziałem, że jest uparta i nic jej nie powstrzyma przed poznaniem prawdy. Usiadła okrakiem na mnie, przez co byłem jeszcze bardziej na uwięzi. Domyśliłem się, że mi nie popuści. 
- Zostawisz mnie. - powiedziałem cicho do jej ust. 
    Zdziwiła się na moje stwierdzenie. Uniosła brew i otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Jednakże nic z nich się nie wydobyło. 
    Pokręciła głową.
- Prawdziwa miłość przetrwa wszystko. - rzekła i pocałowała mnie delikatnie. - Wiem, że coś ukrywasz przede mną. Nie chcę żyć w nieświadomości, Dorianie. Nawet najgorszą zbrodnie miłość wybaczy. O ile jej zaufasz. 
    Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogłem nic z siebie wydusić. Czułem, że emocje się we mnie buzują i wiedziałem, że muszę jej to powiedzieć. Przyznać się do swej winy, do swej zbrodni. A również do tego, kim stałem się po naszym rozstaniu.
   Pierdolonym kobieciarzem.
   Cholera. 
   Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. 
   Teraz albo nigdy. 
   Wróciłem do pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy. I właśnie od tego fragmentu przesłałem jej wszystkie wspomnienia. 
   Już po ptakach - jak to mówią ludzie.

_______________________________________


Pomysł rozdziału 'oczami Doriana' był Królowej Trampek. 
Przepraszam, że tak długo ale znowu do pracy musiałam zasuwać i z rana nawet nie miałam czasu zebrać własnych myśli, a co dopiero pisać :D
Jestem w trakcie pisania 'Drzwi przeznaczenia', a więc tam też spodziewajcie się jakoś jutro nowego rozdziału :)
Poza tym, jeśli macie jakieś pomysły by coś wkleić w opowiadanie, lub chcecie przesłać własne przemyślenia, macie mój kontakt:

email: Aleksjia@gmail.com
gg: 6619666 

:)
Pozdrawiam ! ;*

niedziela, 2 czerwca 2013

Serce Śmierci 18






_______________









_____________________



- Skąd wiesz?- zapytał cicho. W jego głosie słychać było smutek.
   Co miałam mu odpowiedzieć? Nie mogłam go w takim momencie okłamać. Nie mogłam. Nie ważne, czy słusznie postąpię. I tak Wielki Kodeks Śmierci ostatnio wylądował u mnie w koszu. Łamię wszystkie zasady. Nie licząc się z konsekwencjami.
    Wciągnęłam głośno powietrze, jakby miało mi to dodać otuchy, po czym powiedziałam jednym tchem:
- Jestem Śmiercią. Przyszłam po ciebie, kochany.
    Jego wyraz twarzy kompletnie się zmienił. Widziałam u niego, że nie wie czy żartuję, czy mówię prawdę. Oczywiście było to uzasadnione: Kto normalny wierzyłby w kogoś takiego jak ja? Ale patrząc realistycznie, tylko głupcy nie wierzą w nasze istnienie. Z logicznego punktu widzenia trzeba zauważyć, że ktoś jednak musi zabierać te dusze ludzkie. Prawda?
- Kim? - Zapytał bezsensownie, gdyż wiedział, że się nie przesłyszał.
- Śmiercią. Zabieram duszę z umierającego ciała. Powiedz mi... - zaczęłam i przetarłam błąkającą się po policzku łzę - ... Czemu mi nic nie powiedziałeś?
- Mówisz serio? - dążył dalej. Nie chciał mi uwierzyć i to także było uzasadnione. Jego dziewczyna nie jest człowiekiem, tylko śmiercią. Na jego miejscu padłabym na zawał... Chociaż to sformułowanie jest złe, gdyż właśnie dlatego do niego przyszłam.
   Zauważyłam, że jego czarne oczy przebijają na wylot moje. Próbował z nich wyczytać odpowiedź, ale...

***

Oczami Brayana 

    Próbowałem z jej cudownych oczu wyczytać prawdę, ale widziałem u niej tylko cierpienie. Były całe szklane i właśnie z nim popłynęła następna, idealnie piękna łza. Natasha w całej okazałości była taka piękna... Aż serce mnie ściskało, że muszę ją opuścić. W końcu, o ile wierzyć jej słowom, ona przyszła do mnie.
- Brayan... Mówię serio. Jestem mistyczną istotą, która zabiera duszę z umierającego ciała. Wszystkie, które są na mojej liście. I tym razem twoje się pojawiło... 
     Zauważyłem, że mówienie sprawia jej ból. Moje chore serce mocniej się zaciskało i próbowało z trudem funkcjonować. Czułem, że moja twarz zbladła, a ciało osłabło. Proszę, nie teraz. Nie teraz, gdy moja ukochana jest w pobliżu...
- Czemu nie powiedziałeś? - zapytała ponownie, a ja wciąż patrzyłem się na jej zniewalającą urodę. Wiedziałem, że ona nie może być prawdziwa.
- Nie chciałem. - oznajmiłem krótko. Głos ugrzązł mi w gardle i nie byłem w stanie mówić. Może nawet nie chciałem przyznać się do winy. 
    Moja piękna zamknęła oczy z bólem i ponownie upadła na ziemię. Od razu postanowiłem do niej podbiec, gdyż nadal dzieliła nas odległość, ale ona powstrzymała mnie natychmiastowo ruchem dłoni.
- Nie możesz do mnie podejść. Nie możemy siebie dotykać. - wyjaśniła i spojrzała się z bólem na mnie. - Gdy jesteś na mojej liście wystarczy delikatny dotyk, abym uwolniła duszę z Twojego ciała. A ja nie chcę...
- Zrób to. - rzekłem, a ona się zdziwiła. - Jeśli mam Ciebie nie dotykać, to wolę umrzeć.
- Nie mów tak! - powstrzymała mnie i spróbowała wstać, ale grawitacja ziemska była za silna. - Mam już wystarczająco dużo problemów, aby nasza miłość przezwyciężyła moje przeznaczenie. 
- Gdybym umarł, kłopot miałabyś z głowy. - oznajmiłem, ale sam w to nie wierzyłem. Nie wiem czemu to powiedziałem. Może dlatego, że chciałem usłyszeć z jej ust zaprzeczenie? Że chciałbym usłyszeć, że mnie kocha? Nie wiem. Przy niej o niczym innym nie myślę.
    Z drugiej strony ból w sercu się spotęgował. Jeżeli tak ma wyglądać jej życie - wszelkie cierpienia i sprawy na głowie, żeby ta nasza miłość mogłaby zaistnieć... Nie. Ona nie może tak się wysilać. Nadszedł mój czas. Nic nie można z tym zrobić. 

***

Oczami Natashy

    On sobie chyba żartuje?
    Miałam ochotę się rozpłakać na całego. Tyle wycierpiałam i tyle główkuję, aby usłyszeć takie słowa?
    Serce mocno mnie zakuło, aż złapałam się za klatkę piersiową i zgięłam w pół. Poczułam, że Brayan się przybliża i chce mnie objąć, ale wiedziałam jak się to skończy. Powstrzymanie ruchem ręki tym razem go nie zatrzymało, więc postawiłam niewidzialną barierę oddzielającą go ode mnie. Zdziwił się, gdy nie mógł zrobić następnego kroku w moją stronę.
- Powiedziałam, że nie możesz się zbliżać - przypomniałam z trudem. Spojrzał się na mnie ze strachem i zdziwieniem w oczach, przez co następny ból przejął moje serce.
    Zrobiło mi się czarno przed oczami i wiedziałam, że nie będę długo mogła utrzymać muru. Jedyną osobą, która dałaby radę mi pomóc, był Dorian. Przywołałam go myślami i prosiłam, aby zabrał mnie stąd. Aby sytuacja się nie pogorszyła...
     Mój mężczyzna nadal stał i się we mnie wpatrywał. Nie widział co zrobić. Czuł się bezradny. W jego oczach zauważyłam zmieszanie i ból.
    Tak jak i ja się czułam.
    Przyjaciel zjawił się natychmiastowo, zerkając raz na mnie, raz na Brayana. Przesłałam mu swoje wspomnienia sprzed paru minut, aby nie zrozumiał tej sytuacji źle. Czułam się bezsilna, nawet nie mogłam wstać. Co, jako Śmierć, jest bardzo nietypowe.
    Gdy Dorian rzucił na wszystko okiem, od razu do mnie podbiegł. I to nie był ludzki bieg, jak to naturalnie bywa. Ale za to bieg Śmierci, który u nas wygląda tak, jakbyśmy się pojawiali w jednej sekundzie gdzie indziej. Coś podobnego do teleportacji. Tylko, że my widzimy jak się przemieszczamy, a śmiertelnicy nie.
    Przygarnął mnie do swojej piersi i lekko podciągnął moje ramiona, abym wstała. Podtrzymałam się jego, ale nogi nadal miałam jak z waty. Chciał mnie wziąć na ręce, ale zaprotestowałam. Jak by to wyglądało, gdyby zobaczyli Śmierć zachowującą się jak człowiek?
     Mocno mnie przytrzymał ręką wokół talii. Chciał już się przenieść, ale zatrzymałam go myślami. Spojrzałam na Brayana, który stał jak zahipnotyzowany. Oczywiście się nie dziwię, jeśli pierwszy raz widział Śmierć w akcji. Fiss krzyczała, on nie. Tylko patrzył się, jakby zagapił się na telewizję. Żadne słowo nie wydobyło się z jego ust, przez co serce mocniej mnie ukuło.
     Może on mnie już nienawidzi? Może mnie odrzucił?
- Kochasz mnie? - zapytałam się, aby przegonić bolesne myśli.
- Kocham. - odpowiedział niemalże od razu, a ja się uśmiechnęłam w odpowiedzi.
    Jeżeli mnie kocha, zrobię wszystko by nasza miłość się zrealizowała.
    Posłałam mu całusa, po czym z Dorianem zniknęliśmy.

***

    Położyłam się brzuchem na łóżku i od razu wtuliłam się w poduszkę. Płacz przyszedł do mnie niespodziewanie gwałtownie, przez co nie mogłam na początku złapać porządnego wdechu. Dopiero gdy przyjaciel położył mi ręce na łopatkach i zaczął mnie masować, odzyskałam oddech. Z jego ust wydobywało się ciche i melodyjne 'Ciii', przez co trochę się uspokoiłam. Śmierć potrafi uspokajać śmiertelnych, ale nie wiedziałam, że potrafi samych swoich.
    Fisja wbiegła do mojego pokoju, po czym od razu zasiadła przy moim drugim bloku i zaczęła głaskać mnie po włosach. Chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam. Dlatego zaczęłam myślami przekazywać Dorianowi słowa.
-  Co mam teraz zrobić? - zapytałam.
- Nie wiem... Nie wiem, na prawdę. - powiedział, lecz po chwili poczułam napływ jego myśli. - Alboo... Czekaj. Zaraz wrócę. 
- CZEKAJ! -zawołałam i odwróciłam się w jego kierunku. - Gdzie Ty idziesz?! 
- Zaraz wrócę. - powiedział i zniknął. Fisja delikatnie podskoczyła i cicho się zaśmiała.
- Nigdy do tego nie przywyknę - stwierdziła. Złapała mnie za ramiona i lekko przewróciła na bok, abym się na nią spojrzała. - Powiesz mi co się stało?
    Kiwnęłam głową, ale nie byłam w stanie nadal mówić. Zamknęłam oczy i pojawiły się przed nimi natychmiastowo bolesne obrazy, poczynające od nazwiska na mojej liście, kończąc na ratunku Doriana.
    Oglądając ponownie tą okropną sytuację, serce mnie bardzo zakuło.
    Przesłałam Fiss wspomnienia.

***

Oczami Doriana.

    Szkoda mi Natashy. Tak wiele wycierpiała, a z każdym dniem jest coraz gorzej. Będzie teraz musiała stawić czoła ojcu, albo przeznaczeniu. Sam nie chcę, aby Brayan zmarł, to równy gość. Nie zasłużył na śmierć. A przede wszystkim z rąk swej kobiety.
    Gdy na początku usłyszałem wołanie o pomoc, myślałem że została zaatakowana lub coś... Z logicznego punktu widzenia, w tej chwili to wydaje się śmieszne. Śmierć sama sobie radzie z 'bandytami'. Ale gdy zobaczyłem tą zakochaną parę... Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie wiedziałem wpierw co w tej sytuacji mam myśleć. On chciał ją zgwałcić? Natasha by sobie poradziła. Złamała nogę? Natasha by sobie poradziła. On ją gonił? Natasha by sobie poradziła...
    A więc strasznie pomogły mi obrazy, które kumpela mi przesłała. Wyjaśniło tą zawiłą sytuację, ale wcale nie poczułem się z tym lepiej. Wprost przeciwnie. Zabiłbym sam siebie(mimo, że to nie możliwe), gdybym znalazł się w podobnej sytuacji z moją kochaną Fisją. 
    Wszedłem do mojego ulubionego pubu i rozsiadłem się wygodnie przy barze.
- Coś podać? - zapytał barman z uśmiechem na twarzy. 
    Jasne, mieszankę rozwiązania z pomocą.
- Mam do ciebie sprawę, stary. - oznajmiłem, a Chris postawił przede mną wielki kufel piwa. Rozłożył swe wielkie ręce na blacie i uniósł brew.
- Powiedziałeś jej? - zapytał, a ja pokiwałem głową - No więc coś nie tak poszło, czy co?
- Nie... Wszystko ok. Wkurzyła się z deka, ale jest git. - rzekłem i poprawiłem się na krześle - Chodzi o coś innego...
- O kurde blaszka. - przerwał i zaczął mi się przyglądać głębiej. - Co się stało? Gadaj. Widzę, że wpadłeś w bagno. 
     Zamknąłem oczy i wziąłem duży wdech. Wolałem korzystać ze swej mocy przekazywania obrazów wspomnień, niż mówić na głos przy tych wszystkich ludziach. Wysłałem także mu wyraz twarzy i zachowanie Natashy, aby się przekonał, że jest bardzo, bardzo źle. 
     Gdy wszystko otrzymał, zagwizdał zdumiony i sam upił łyk z mojego kufla piwa.
- Nie jest kolorowo, jak widzę. - oznajmił i pokręcił głową. Wpatrywał się przez dłuższy czas w blat, jakby się zagapił. 
     Przez ten czas, gdy nie kontaktował ze światem, zacząłem pić piwo. Gorzki smak przelał mi się do gardła, pozostawiając lekką gorycz. 
    Wróciłem wspomnieniami do dnia zerwania z moją najdroższą. Znalazłem się w tym samym pubie, gdy wróciłem z lasu. Wtedy serce mi pękło i wolałem przelać mnóstwo alkoholu do mojego organizmu, niż zadręczać się sam w ciemnych czterech ścianach. 
    I właśnie tego dnia zmieniłem siebie zupełnie. Nie interesował mnie już świat ludzki. Stałem się strasznie chłodny i nieuprzejmy. A do kobiet... Przestałem mieć szacunek. A to zaczęło się wtedy, gdy ku mojemu zdziwieniu się tego dnia upiłem. Muszę zaznaczyć, że nie było to tak, jak ludzie przestają w takim stanie tracić grawitację, czy równowagę i zaburzenia obrazu. Raczej po prostu nie byłem w stanie racjonalnie myśleć. 
    I właśnie w takim złym momencie przyszła piękna kobieta i zechciała się mną zająć. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam jej wyglądu, tak jak i pozostałych, bo nie chciałem zapamiętać. Przynajmniej, mimo że to było złe, znalazłem patent na zapomnienie przez chwilę o Fisji. 
Ale jak już wiadomo, prawdziwej miłości nie sposób zapomnieć. Prawdziwa miłość, o ile prawdziwa, pojawi się w naszym życiu ponownie, abyśmy o niej nie zapomnieli. 
Ja nie zapomniałem. I nie zapomnę. 
    Serce zaczęło mi jak oszalałe bić, a ciepło rozlało się po całym ciele po kolejnym (i ostatnim) łyku piwa. 
- Wiem! - wrzasnął Chris, a ja podskoczyłem. Mała stróżka napoju poleciała mi z ust, więc musiałem otrzeć ją dłonią. 
    Uniosłem brew udając, że mnie nie przestraszył. 
- Pamiętasz smrodka? - zapytał ucieszony. 
- Kogo? - zdziwiłem się.
- Tego... Jak mu tam było... Druciarza. - oznajmił, a na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. 
    Zaśmiałem się. 
- Tak. Mam z nim przygotowania do... no wiesz... 
- Serio? - tym razem on się zdziwił, a ja przytaknąłem.- Tym lepiej! Słuchaj, może on coś da radę...
- Wątpię... 
- Nie próbujesz, ryzykujesz stary! - warknął i podał mi kolejny pełen kufel. Oczywiście sam upił wielkiego łyka. Wytarł dłonią usta od piany i kontynuował - Rok, czy tam dwa lata temu pomogłem mu. Wisi mi przysługę. A więc mogę z nim zagadać... W końcu zna wszelkie zasady. To już nie jest ten sam druciarz, jak wcześniej. Teraz to już wporzo koleś, wiesz?
- Serio mógłbyś? - zapytałem. 
- Serio, mógłbym. - oznajmił i podał mi rękę. 
    Kompletnie się rozweseliłem. Wiedziałem, że zawsze na niego mogę liczyć. Był głupkiem, owszem, ale za to przy najważniejszych sprawach stawał się geniuszem. 
     I teraz wystarczy zaczekać na nowiny... 


________________________________________
Ta~dam :) 
Chciałam więcej napisać, ale dostałam ataku migreny. 
Co u mnie jest mordęgą. 
Próbuję jakoś rozbudować jeszcze akcję, żeby to się nie kończyło, ale... Ciężko to mi idzie :D

Jak się podoba? ;) 

Pozdrawiam :)