sobota, 15 czerwca 2013

Serce Śmierci 20





_____________________________










_____________________



Oczami Natashy

    Muszę przyznać, że Dorian mnie zaszokował tą sytuacją. Wiedziałam, że coś wykombinuje prędzej czy później, ale nie domyśliłam się, że karze mi powiedzieć wszystko jednemu z nas.
    A teraz to i tak muszę coś z tym zrobić.
    Zapukałam do drzwi Gregorego i czekałam na przywołanie mnie. Mimo tej jednej wlekącej się nieskończoność sekundy, już myślałam, że w środku nie ma instruktora. Już chciałam się cofnąć i wrócić do domu, lecz usłyszałam ciche zaproszenie.
    Cholera jasna.
    Otworzyłam drzwi i od niechcenia postawiłam nogę za próg. Serce biło mi oszalałe, a oczy najwyraźniej chciały pęknąć, przez wzbierające się łzy. Kolejne łzy.
   Gregory siedział na fotelu skórzanym za biurkiem, a gdy weszłam, podniósł wzrok zza papierów na mnie. Kiwnął delikatnie głową na znak, że mam usiąść na siedzeniu na przeciw niego. Spełniłam polecenie, ale czułam, jakbym usiadła na stosie szpilek. Plecy miałam wyprostowane tak, jakby ktoś włożył mi za bluzkę prosty badyl, a moja noga nerwowo podskakiwała.
     Mężczyzna nadal przyglądał  się papierom. Co chwilę brał do ręki jakieś nowe, które leżały porozrzucane na stole. Zdziwiona byłam faktem, że nawet teraz nie zwracał na mnie uwagi. Mimo, że miałam z nim ustalone spotkanie, powinien przecież wcześniejszą pracę zakończyć, lub przerwać. Teraz JA do niego przyszłam, ze swoimi problemami. I powinien się tym zająć, a nie...
Odłożył wkurzony papiery i spojrzał na mnie zza okularów. Oparł się ciężko o oparcie i splótł sobie dłonie przy pasie. Poczułam, jak jeszcze bardziej zastygam tym jego spojrzeniem.
- Wolisz mówić, czy pokazać? - zapytał z trochę nerwowym głosem. Wiedziałam, że chodzi mu o moje wspomnienia, które miałam właśnie mu przekazać. Ale sam fakt, że siedzę przed Instruktorem w jego gabinecie sprawia, że mam ochotę wymiotować z nerwów. A jeszcze utrudnia mi to, że muszę samoistnie się przyznać do swoich grzechów.
    I to boli.
- Pokazać. - oznajmiłam pół szeptem. Poczułam wzbierającą się gulkę w gardle i wiedziałam, że i tak nie będę umiała żadnych słów wykrztusić.
    A więc zdecydowałam się na łatwiznę.
    Gregory kiwnął delikatnie głową i przechylając ją do tyłu, zamknął oczy. Może to teraz jest dobry moment, żeby zniknąć? W końcu mnie nie widzi.
    Ale wyczuwa- dodała moja druga podświadomość. Cholera jasna. No to jestem udupiona.
Zamknęłam oczy i powróciłam po raz enty do chwili, gdy pierwszy raz spotkałam Brayana.

***

Oczami Doriana

     Przesłałem jej wspomnienia. Te wszystkie okropne wspomnienia, które zdają się być najlepszym momentem mojego nieistniejącego życia. Bolało mnie to, gdy odczytując wszystko, Fisji mina najwyraźniej zmieniała się pod wpływem zdenerwowania. Liczyłem na to, że mnie spoliczkuje. Domyślałem się, że mnie zostawi. Że spróbuje zabić.
     Ale ona tylko oburzona wstała, górując nade mną.
- Do jasnej Cholery! Dorian! Czyś Ty na prawdę zgłupiał! - warknęła, a z jej niebieskich oczy polały się łzy. - Kochałam Cie, wybaczyłabym Ci wszystko! Dlaczego nie byłeś ze mną szczery!? Dlaczego pomyślałeś, że najlepszym sposobem jest wymazanie mi pamięci?!
    No i już po ptakach. Przypomniała sobie wszystko. Z bólem w sercu muszę przyznać, że jest mi lżej, że jest taka wkurzona na mnie. Odkręciłem to wszystko, ale to nie jest najważniejsze w tej chwili.
     Moja kochana się wkurzyła. I możliwe, że mi nie wybaczy już nigdy. Patrzyłem na nią, jak po jej zaróżowionych policzkach spływa słona rzeka łez. Chciałem ją przytulić, pogłaskać i przeprosić, ale wiedziałem, że to nic nie zmieni.
    Za nią chowało się już słońce, a niebo ślicznie się zaczerwieniło. Za nami widać było już nocne niebo pełne gwiazd. Panowaliśmy na dwóch rejonach - dnia i nocy. I mimo tego olśniewającego widoku, Fiss nadal mnie cisnęła słowami.
     Podskoczyłem nagle, gdy do mej głowy nadeszła informacja, abym przekazał Natashy jeszcze parę klientów. W mej dłoni wylądował zwinięty pergamin, który tym razem niedbale się ułożył w niej.
     Dopiero po chwili zrozumiałem co to znaczy. Nash ma nowych klientów - których nie może mieć.
Stanąłem w jednym momencie na równe nogi i jak wryty spojrzałem na Fisję, aby na chwilę przerwała swoje denerwowanie się.
    Wiem, że ona jest najważniejsza. Ale ta sprawa sięga szczytu.
- Co się stało? - spojrzała na mnie. Tak dobrze mnie wyczuwała, jakby znała mnie od zawsze. Z miłą chęcią uśmiechnąłbym się do niej, ale to nie jest dobry moment.
     Przekrzywiła głowę i otworzyła delikatnie usta z zaciekawienia. Podniosłem pergamin.
- Natasha dostała nowe zlecenie. - oznajmiłem groźnie.
- I ? 
- ... I ona nie może tego uczynić. W końcu Brayan'a jeszcze nie zabrała. Wiesz co to znaczy?
    Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale wyczuwałem, że się domyśla.

***

San Francisco, California
Czas teraźniejszy

- Chodź tu, suko! - zawołał Raven, podążając za mną do pokoju. 
- Nie mów tak do mnie! - krzyknęłam cała zapłakana. 
    Znowu pił, przez co od razu zaczął się czepiać mnie o wszystko. Wrócił z pracy, z dyżuru policji pijany i próbował się do mnie dobrać, ale mu się nie dałam. Nie lubiłam jego smrodu, gdy całował mnie po szyi, natarczywie drapiąc mnie swoją już dłuższą brodą. Ten facet nie ma skrupułów, aby przestać. Nie można mu odmówić niczego, inaczej zacznie Cie bić swoim pasem, lub swoją wielką dłonią. Wiedziałam, że nie będę mogła nigdzie tego przypadku zgłosić. On potrafi wszystko obrócić, aby jeszcze i mnie skazać na więzienie. Już nie raz słyszałam od sąsiadów, że nazywał mnie publicznie dziwką, puszczalską i pijaczką. Dowiedziałam się również, że niby go zdradzam. A tak wcale nie jest.
    Mam 27 lat, a nie mam nawet własnego kąta. Przez to, że urodziłam mu synka, musiałam z nim zostać. Utrzymywał nas, gdy wywalali mnie z pracy. A wywalali mnie tylko dlatego, że nie mogłam przyjść z powodu bolesnych siniaków i ran, które mi wyrządzał nocami i dniami. 
    Teraz mój mały Jacob jest u mojej mamy, a więc jest bezpieczny. Wiedziałam, że jego ojciec w tym stanie na pewno nie wsiądzie do samochodu i nie pojedzie po niego. W szczególności dlatego, że teraz są na drugim końcu USA. I również dlatego, że moja mama by go zastrzeliła, gdyby się pojawił - tak go nie lubi. I nigdy nie była za tym, żebym się z nim spotykała.
    Może i miała rację, ale to nie jest teraz ważne. On czasem jest miły i potulny. Kochany i właśnie przy nim czuję się bezpiecznie. Ale nie w tej chwili. Teraz robi się na prawdę niebezpiecznie.
- Sandro! Nie pakuj się, do cholery! - warknął i dopiero teraz zorientowałam się, że walizkę mam już otwartą, a na łóżku moje najważniejsze rzeczy. 
    Nie układałam ich, tylko zwijałam w kłębek i wrzucałam do niej. Miałam już dosyć tego wszystkiego. Miałam dosyć życia ze starszym ode mnie pijakiem. Bolało mnie to, jak widziałam moich dawnych znajomych ze szkoły z idealnymi partnerami. A ja? Kiedyś byłam popularna w liceum, chodziłam z wieloma chłopakami, którzy zapewne teraz siedzą gdzieś w biurze w sławnej firmie. Ja także miałam plany na przyszłość. I na pewno nie były one związane z tym frajerem. 
- SŁYSZYSZ CO DO CIEBIE MÓWIĘ?!- ponownie krzyk z jego strony. Złapał mnie za ramiona i obkręcił w swoją stronę. Czułam na skórze własne łzy, które jeszcze bardziej poleciały po tym, jak przyłożył mi otwartą dłonią w policzek. 
    Trafił również w nos.
    Wytarłam go ręką i zauważyłam na niej krew. Wzdrygnęłam się lekko, a oczy jeszcze bardziej się zamgliły. Ledwo co widziałam, ale po omacku złapałam za walizkę i zapinając już w drodze, zbiegłam po schodach w stronę drzwi frontowych. 
    Na szczęście nie były zamknięte, więc biegiem pociągnęłam za klamkę. Słyszałam głośne stuki butów obijające się o panele i wiedziałam, że on już jest niedaleko mnie. Muszę szybko wyjść. Szybciej, niż to możliwe. 
    Przekroczyłam próg i runęłam płaczem. Wiedziałam, że poza domem jestem bezpieczna. Przecież nie uderzy mnie na oczach ludzi, prawda? Zawsze zmieniał się wtedy w porządnego męża, który nienagannie dba o swoją rodzinkę. Ale to gówno prawda. Życie jest wielkim, śmierdzącym gównem. 
    Zauważyłam swój samochód po drugiej stronie ulicy, więc marszem wbiegłam na jezdnię. Nie obchodziło mnie to, czy on biegnie tuż za mną. Wiedziałam, jaki ciąg zdarzeń teraz nastąpi: będzie mnie przepraszał, wynagrodzi mi wszelkie krzywdy, które wyrządził. Ale równie dobrze wiedziałam, że po miesiącu wróci stary, pijany Raven. 
    Ludzie zawsze dziwili się, że jestem z o dziesięć lat starszym facetem. Gdy poznałam go na imprezie nie myślałam, że tylko udaje porządnego. Bo kto by pomyślał, że uczciwy policjant potrafi być takim skurwielem? 
    Nie słuchałam się moich starych przyjaciółek i mojej najdroższej mamy. Teraz sama muszę wywiązać się z tarapatów, w które wpadłam. 
    Schodząc z chodnika, a ściślej mówiąc z krawężnika, wiedziałam, że zaraz moje cierpienia się zakończą. Nie będę już fizycznie, ani psychicznie niszczona przez niego. Kto wie, może nawet już nigdy nie ujrzę jego wstrętnej, zalanej twarzy? 
     Usłyszałam klakson, a potem poczułam, jakbym się o coś odbiła i pofrunęła wyżej. Jak w zwolnionym tempie zauważyłam małe kryształki karoserii w kolorze wyblakłego błękitu. Oraz swe ręce i nogi, które były wygięte w drugie strony. Coraz bardziej ciemne niebo, które skłaniało się już do nocy, mgliście mi przypominało, że nadal żyję mimo, że aktualnie fruwam. 
    Ale to nie trwało długo. Z wielkim trzaskiem upadłam na ziemię za samochodem. Na początku nic nie czułam, ale później ból rozlał się po całym ciele. Domyśliłam się po tym, jak nie mogłam niczym ruszyć, że jestem całkiem połamana. Poczułam miażdżący ból w żebrach i miałam problem z oddychaniem. Dosłownie nie mogłam złapać żadnego wdechu. Po chwili poczułam napływający kaszel, a gdy już zaczęłam boleśnie kaszleć, z moich ust wylewała się krew. 
- Sandro! - słyszę czyjś głuchy głos i się domyśliłam, że jest on Raven'a. Chciałam powiedzieć, żeby się nie zbliżał, ale nie mogłam nic z siebie wydobyć. Tylko krew i płacz. Nawet łzy były w tej chwili koloru rubinowego. 
   Wiedziałam, że śmierć nadciąga. Ale nadal jej nie widziałam.
   Za to niebo było krwiście czerwone - idealny obraz mojego ostatniego momentu życia. 
   Chociaż i ten moment coraz bardziej się wydłuża, a moje ciało już prawie pływa we swojej krwi. 




______________________________________________

No to na tyle. Zamieszanie lekkie :) 
Teraz od szkoły mam już wolne, ale będę chodziła niestety do pracy od południa do późnego wieczora. Dziś znalazłam czas, aby napisać ten rozdział - nie wiem czy się udał - i zamierzam jeszcze dzisiaj zacząć pisać 'Drzwi Przeznaczenia'. :) 
Zobaczymy jak to wyjdzie z czasem :) 
Pozdrawiam ;* 

PS. KONIEC NADCHODZI JUŻ WIELKIMI KROKAMI :)


Gg: 6619666
e-mail: Aleksjia@gmail.com

2 komentarze:

  1. Uwielbiam ten twój zamęt na blogu ;)
    Rozdział cudowny, ale znowu trzymasz mnie w niepewności ;/ Co z Nash ? Napisz o niej więcej, bo ciekawość mnie zżera :D

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupio mi się przyznać ale nie rozumiem o co chodzi z tym Ravenem i tą kobietą. Rozdział świetny jak zawsze. Nadrabiam aktualnie całego bloga więc niedługo się odezwę.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ma być szczery :)
Nie spamuj mi tu tylko tym, że wklejasz byle jaki komentarz abym tylko weszła na Twojego bloga. Masz od tego zakładke SPAM.