wtorek, 21 maja 2013

Serce Śmierci 17






__________________________



REALNOŚĆ

   Wybrnęłam z jego wspomnień całkowicie roztargniona. Jak to mogło się zdarzyć? JAK!? Kiedy? Z pewnością przed moją 'przeprowadzką' tu.
   Potargałam głową, jednakże zauważyłam, że stoję jak wryta w podłogę. Nie obudziłam się nadal ze wstrząsu. Wstrząsu, który był spowodowany moją ślepotą. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak mógł wymazać jej pamięć? Jak mógł w ogóle do takiego postępu się przyczynić?
- CO?! - warknęłam oburzona, gdy w końcu zdołałam z siebie coś wydusić- Jak to?! Czemu mi nie powiedziałeś?! CZEMU WYMAZAŁEŚ JEJ PAMIĘĆ!?
- Natasho...- zrobił krok w moją stronę, próbując złapać mnie za ramię, ale się odsunęłam. Pokręciłam głową.
- Dorianie. Nie dotykaj mnie. Jak mogłeś zrobić coś takiego mojej przyjaciółce? Jak mogłeś to zrobić swojej...- nie dokończyłam. Nie mogłam. Poczułam, że tracę oddech, co u Śmierci jest to niemożliwe.
- Wszystko w porządku? - zapytał i ponownie zrobił krok w moją stronę. Ja powstrzymałam go niewidzialną barierą, którą sobie zwizualizowałam wbrew sobie.
   Zakręciło mi się w głowie. Obraz zaczął się zamazywać, więc złapałam się klamki od drzwi do łazienki. To pewnie od nadmiaru stresu-pomyślałam sobie. Cholera, jeszcze ludzkiego osłabienia mi brakowało.
    Tło zrobiło się czarne i tylko widziałam małe światełka, które próbowały się przez nie przebić. Usłyszałam głuche wołanie, lecz nie chciałam tego słyszeć. Próbowałam z nieznanego powodu odepchnąć to wszystko, aby całkowicie zniknęło. Ale tak się nie działo.
    Jak mogłam tego nie zauważyć? Teraz rozumiem, dlaczego Dorian się zmienił. Rozumiem, czemu patrzył się tak na Fisję. Ale nie rozumiem tego, dlaczego mi o tym nie powiedział. Znaleźliśmy się w podobnej sytuacji, w miłości zakazanej, ale przynajmniej ja nie usunęłam Brayanowi pamięci! Do jasnej cholery! Kocham go i nie ważne co by się działo, nie chcę psuć mu mózgu! A on? Biedna Fiss...
    Znowu wołanie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że przyjaciółka wbiegła do mojego domu. Wszystko działo się w zwolnionym tempie  Jej powolne ruchy sprawiły, że zaczęło mnie mdlić. Poczułam się od nich szybsza, jednakże nie mogłam się poruszyć. Stałam na wpół zgięta przy drzwiach próbując łapać oddech. Zaraz, zaraz. Przecież ja nie muszę oddychać!
    Fisja przekroczyła niewidzialną barierę i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że zablokowała tylko Doriana. Stał wryty z uniesionymi rękoma, jakby podtrzymywał się szyby, której nie było. Wołał coś, pewnie moje imię, ale nie miałam ochoty ani jego słuchać, ani na niego patrzeć.
   Spojrzałam się na przyjaciółkę, która natychmiastowo ujęła mnie w ramiona. Zauważyłam w jej oczach łzy strachu, które zapewne niedługo popłyną po jej policzku. Serce biło jej jak oszalałe. Cóż się dziwić? Ja na swoim miejscu, gdybym zobaczyła Śmierć w takim stanie, padłabym na zawał.
    Czas powrócił na swój normalny tor, tak jak i moje osłabienie odeszło w niepamięć. Wyprostowałam się powoli, bardzo ostrożnie, aby to nie powróciło.
- Nash! Co Ci jest?! - zawyła ze łzami. Przytuliłam ją mocno i rzuciłam okiem na Doriana.
    Bariera została usunięta, ale mimo to nadal się nie zbliżał. Patrzał się na nas z bólem, który spokojnie mogę sobie wyobrazić.
Czemu mi nie powiedziałeś? - zapytałam w myślach. Zdziwiony, że się do niego spokojnie odezwałam, spojrzał na mnie nieufnie.
A co miałem Ci powiedzieć? Ty nie ufałaś mi, ani ja Tobie. - oznajmił. Serce zabiło mi boleśnie. Nadal to nie wytłumaczyło jego postępku.
Ale... Widziałeś o tym, że Brayan i ja... No wiesz... Wtedy mogłeś mi powiedzieć. - stwierdziłam.
Chyba sobie nie myślisz, że na przywitanie odezwałbym się 'Cześć Natasho! Twoja przyjaciółka i ja mieliśmy ze sobą coś wspólnego.' - powiedział z drwiną w głosie. Zmarszczyłam brwi. Nie lubię, gdy tak się zachowuje.
Nie, kuźwa. Wystarczyło mi odpowiedzieć, gdy się pytałam, co z Tobą nie tak! - warknęłam.  Krzykiem oprzytomniałam mu, że powinien być w stosunku co do mnie milszy.
    Kiwnął głową na znak, że przeprasza.
Co Ci się stało? - zapytał znienacka.
    Uniosłam brew. On powtórzył moją czynność, a mi się zachciało śmiać. Papuga - pomyślałam sobie.
Nic. Słabo mi się zrobiło.- odpowiedziałam.
Od wizji?
Pewnie tak.- odpowiedziałam na szybko, bo Fisja wyswobodziła się z moich objęć. Uśmiechnęłam się do niej.
- Wszystko ok? Co Ci się stało?
- Nic. Po prostu... Przemęczenie. - oznajmiłam, a gdy zaczęła mi się przyglądać uważniej, od razu dodałam: możemy o tym pogadać później?
    Widziałam, że nie była zachwycona tym, ale lekko kiwnęła głową. Złapała mnie za rękę i chcąc iść do kuchni, odwróciła się w stronę Doriana. Podskoczyła na jego widok i od razu się zarumieniła.
   Powiedziała coś pod nosem, jakieś przywitanie, i przeszła obok niego, delikatnie muskając dłonią jego klatkę piersiową. Usłyszałam jego serce, na co natychmiast się zaśmiałam wbrew sobie. Cholera, taki dupek ma serce?
Dzięki. - usłyszałam głos w mojej głowie i natychmiast palnęłam siebie w myślach. Zapomniałam założyć blokady, aby nie słyszał moich myśli. Ale, gdy spojrzałam na niego, dało się ujrzeć na jego twarzy uśmiech.
   Weszliśmy do kuchni, a przyjaciółka natychmiastowo nastawiła wodę w czajniku. Rozsiedliśmy się na krzesełkach. Zapytała się co chcemy do picia, a kiedy równocześnie powiedzieliśmy 'herbata', ona się zaśmiała.
   Dorian szybko wyjął telefon ze spodni i odebrał połączenie, które zadźwięczało tylko na sekundę. Pokiwał głową i spojrzał na mnie niepewnie. Uniosłam brew. Odłączył się.
- Szef dzwonił. - oznajmił krótko.
- Co chciał tatko? - zapytałam. Natychmiast wstałam z krzesła.
- Chce, abyś wykonała ostatnią listę. Ale spoko, zadzwonię do  Diny, na pewno Cie zastąpi. - powiedział i zaczął wykręcać jej numer.
- Co!? Nie! Nie! Nie. Dam sobie radę. Mogę ostatni dzień popracować.
- Na pewno? - zapytał niepewnie.
- Oczywiście. Daj mi tą listę.
- Tą cholerną listę. - zażartował, przypominając sobie jak ostatnio mu powiedziałam. Zaśmiałam się. Wstał i na rozłożonej dłoni zwizualizował sobie kopertę. Wręczył mi ją, a ja się uśmiechnęłam.
Ostatni dzień w pracy. Ostatni dzień życia bez życia.

***

    Kolejne zadanie. Byłam już trochę zmęczona, ale jednak nadal cieszyłam się, że dostałam niespodziewaną listę. Znalazłam się na lotnisku w Port Land wśród ludzi. Miałam jeszcze trochę czasu-ściślej mówiąc 3 minuty i 29 sekund- a więc weszłam do poczekalni i przyglądałam się szczęśliwym ludziom, którzy czekali na swe rodziny. Niektóre babcie witały już od pół godziny swoje wnuki, które przyjechały na tydzień. Inni? Witali swoich kochanków, których tak dawno oczekiwali.
   Najbardziej rozśmieszył mnie pan brudas. Siedział na fotelu, jak jakiś bezdomny, całkiem zaniedbany. Był dość młody- koło 30tki. Miał czarną, krótką brodę, a oczy całkowicie niewyspane. Miał obdarte, zabłocone jasne spodnie i długi, brudny, brązowy płaszcz. Na głowie nosił kapelusz, jak ze starych lat-klimaty dzikiego zachodu. Widziałam jego wnętrze, które było całkowicie odmienne. Był nieskazitelnie czysty, biło od niego białe światło. Miał dobre zamiary, jeśli można by tak to nazwać.
   Czekał na swoją wybrankę serca, która wyjechała na pół roku w sprawach zawodowych. Podejrzewał, że go zdradza, dlatego się tak zapuścił. Ale nie jest tak, jak sobie myślicie. Jak myślą inni. Wszystko to przykrywka.
   Pół roku temu, przed tym, jak wyjechała, wszystko było idealne. Szczęśliwa rodzinka, która starała się niedługo ją rozbudować, siedziała codziennie razem przy stole. Noce były fantazyjne, a rachunek bankowy nigdy nie był ujemny. John-bo tak mu na imię, niedługo miał przejąć rodzinną firmę. A więc równało się to milionowym wynikiem w koncie bankowym. A ona? Cóż. Poznała go poprzez pracę. Bizneswomen, która zawsze chciała osiągnąć wszystko, co możliwe. Już po paru tygodniach związku wprowadziła się do niego, a on zaczął za nią szaleć bez opamiętania.
    Ale opamiętanie nadeszło.
    Powiedział, że pokłócił się z ojcem. Tuż przed jej wyjazdem. Ona, gdy to usłyszała, uśmiechnęła się blado i oznajmiła, że wszystko się jakoś ułoży. Po wylocie dzień w dzień wydzwaniała do niego, czy się pogodzili. On jednak omijał ten temat.
     Teraz? To wszystko przykrywka. Stwierdził, że jeżeli miłość wszystko przetrwa, przetrwa nawet biedotę. Przebrał się za żebraka, za brudasa, aby zobaczyć, czy na prawdę jest taka, jaka się wydaje. Ale cóż. Zajrzałam w jej umysł i wiem, że wróci do swojego pałacu całkowicie sam.
Przejął już rodzinną firmę. Przejął całą fortunę. Ale nie odnalazł miłości swojego serca.
    Uśmiechnęłam się do niego, gdy obok niego przechodziłam. Spojrzał się na mnie zdziwiony, a ja do niego mrugnęłam. Przeszłam bez słowa i skierowałam się do szklanej ściany, przez którą widać było pas lotniskowy.
    Zamknęłam oczy i wymazałam swój obraz ze wszystkich myśli przechodni. Przeszłam przez ścianę i stanęłam na świeżym powietrzu. Wiatr powiewał tak, że moje czarne włosy opadały na moją twarz. Założyłam kosmyki za ucho i rozejrzałam się po pasie startowym. Zauważyłam na nim kilku współpracowników, którzy od razu, gdy mnie ujrzeli, pomachali mi na przywitanie. Uśmiechnęłam się zdziwiona i pomaszerowałam w wyznaczone miejsce.
    Chciałam do kogoś podejść, ale zauważyłam zbliżający się samolot, który lądował. Zbliżał się coraz niżej, niżej, aż w końcu rozsunął koła, które dotknęły po chwili asfaltu. Przeniosłam się do samolotu.
   Pomieszczenie było duże. Ludzie zapięci byli na swoich miejscach, a dzieci cicho płakały. Większość osób miała zamknięte oczy i włożone do uszu słuchawki. Uśmiechnęłam się do wszystkich, ale oni mnie nie widzieli.
   Pomaszerowałam wzdłuż przejścia i weszłam do kabiny pilota. Dwaj mężczyźni, siedzący na swych siedzeniach, gadali coś niezrozumiałego do mikrofonu zamontowanego do dużych słuchawek. Gruby, siwy mężczyzna, siedzący po prawej obejrzał się nagle, jakby wyczuł moją obecność. Uniosłam brew i podeszłam bliżej nich. Wzrokiem znowu przeniósł się w stronę steru.
    Przykucnęłam pomiędzy nimi i chudy, młody człowiek delikatnie łokciem mnie szturchnął. Zadrżałam, ale on nie zwrócił na mnie uwagi. Jego część ciała przeleciała przeze mnie, jakbym była tylko powietrzem.
   Zamknęłam oczy i zobaczyłam, ile mam jeszcze czasu. Zaledwie parę sekund. Rozprostowałam nogi i podeszłam do starszego, który przestraszony błądził wśród liczników na monitorze.Dotknęłam go i nagle samolot stracił równowagę i pojechał dalej, waląc prosto w wysoką wieże.
   A moi współpracownicy zajęli się niektórymi śmiertelnie rannymi.

***

   Usłyszałam odgłos nadjeżdżających karetek, ale nie zwracałam na nie uwagi. Rozwinęłam ponownie listę i wciągnęłam głęboko powietrze do płuc.
   Na dziś, na zawsze, ostatnie zadanie. Ciężko mi będzie rzucić tą pracę, z którą tak się związałam. Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie, aby nie przejmować tej zasranej firmy...
    Zobaczyłam, jak na liście znikają nazwiska, którymi już się zajęłam. Następny w mojej kolejce jest...
    O cholera.
    Palce mi zadrżały i kartka podryfowała wraz z powietrzem powoli na asfalt.

***

    Cała zapłakana weszłam do lasu, który znajdował się koło mojego domu. W tym miejscu pierwszy raz całowałam się z Brayanem. W tym miejscu zapomniałam pierwszy raz o problemach. A teraz? Problemy zwalają mi się na głowę jeden, po drugim.
    Znalazłam się na szczycie góry i zauważyłam w oddali mężczyznę, który siedział na trawie i patrzył przed siebie. Serce mnie ukuło boleśnie i wiedziałam już, że jest to Brayan. Podeszłam nieco bliżej, nie spiesząc się. Nie chciałam, by te chwile odeszły. Chciałam z nim porozmawiać, chciałam być z nim. Być przytulana, całowana. Zapomnieć po raz kolejny o swoich problemach.
    Stanęłam niedaleko niego i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Tyłkiem upadłam boleśnie na trawę, a on zerwał się z miejsca. Spuściłam głowę, by na niego nie patrzeć.
- Cholera. Ależ mnie przestraszyłaś. - odezwał się i chciał podejść, ale powstrzymałam go ruchem dłoni.
- Czemu nie powiedziałeś? - zapytałam, nadal trzymając głowę spuszczoną. Łzy kropnęły na trawę, zostawiając na niej ślad, niczym kropla deszczu.
- Czego, kochanie? - zdziwił się. Poczułam jego strach. Poczułam, że boi się mnie stracić. Tak jak i ja boję się stracić jego.
    Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z zapłakanymi oczami. W przeciwieństwie do ludzi mój płacz nie wygląda szkaradnie. Są to łzy smutku, rozpaczy, które nie zjawiają się z byle powodu. Łzy są szkliście przezroczyste i tak ciężkie, jakby kryło się w nich ogromne cierpienie. Płacz nie powoduje u nas czerwonych oczu- wprost przeciwnie. Szklą się, jakbyśmy mieli je ze szkła. W nich kryło się wszystko, czego się boimy. A czego się boimy? Uczuć.
    Wiedziałam, że gdy zobaczy mój stan, domyśli się. Czułam już, że jest przekonany, iż ja wiem o wszystkim. Wstałam, choć nogi nadal miałam jak z waty. Byłam bezsilna. Byłam...
- Skąd wiesz?- zapytał cicho. W jego głosie słychać było smutek.
   Co miałam mu odpowiedzieć? Nie mogłam go w takim momencie okłamać. Nie mogłam. Nie ważne, czy słusznie postąpię. I tak Wielki Kodeks Śmierci ostatnio wylądował u mnie w koszu. Łamię wszystkie zasady. Nie licząc się z konsekwencjami.
    Wciągnęłam głośno powietrze, jakby miało mi to dodać otuchy, po czym powiedziałam jednym tchem:
- Jestem Śmiercią. Przyszłam po ciebie, kochany.



__________________________________________
Ogólnie to był długo wyczekiwany przeze mnie fragment. Chciałam już na samym początku to wstawić, ale tak się potoczyło, że całkiem inna, dłuższa historia wyszła.
Co będzie dalej? Nie wiem xd Mam tylko końcówkę wymyśloną, ale muszę to jakoś wyrównać w całość :p
Tak właśnie wygląda moja nauka: pisanie opowiadań xd
Przepraszam za długą przerwę :(
Mam nadzieję, że nie straciłam czytelników :)
Pozdrawiam i życzę miłej nauki na koniec roku szkolnego :D
Wracam do nauki xd

Ps. Sobie pomyślałam, żeby wezwać Natashe, aby zlikwidowała naukę xd

Pozdrawiam! ;*

z powodu zamulonego neta, nie wkleję tym razem teledysku/muzyki ;<
Dodam przy naładowanym transferze

wtorek, 7 maja 2013

Serce Śmierci 16









_______________________








***

Parę lat temu.
(obrazy wysyłane do Natashy)

   Szedłem sobie po ulicy w tą i z powrotem, czekając na Andrew'a. Musiałem mu dać listę, a się cwaniak spóźniał. Domyślam się, że niedługo wyleją go z tej posady.  
   Byłem na jakimś osiedlu. Rozglądałem się dookoła zdziwiony, jak można w tak spokojnej okolicy mieszkać. Wszędzie były porozstawiane małe domki, ale nikt nie chodził po chodniku. Jakby bali się dnia. Prychnąłem śmiechem. 
   Za godzinę miałem się widzieć z Chrisem, ale wpierw musiałem roznieść wszystkim listy. No ale przez tego popieprzonego cwela nie mogłem przyspieszyć swojego dnia wolnego. 
   Nagle zauważyłem wychodzącą lalunie z jednorodzinnego domku. Była ubrana w kwiecistą, powiewną sukienkę, która odsłaniała idealne nogi. Blond włosy powiewały na wietrze.
    Raptem zorientowałem się, że ruszyłem w jej stronę. Nie kontrolując własnych ruchów (a może nie chciałem?) byłem coraz bliżej niej. Gdy jasnowłosa piękność, na którą zaczęło mi bić serce, zauważyła mnie, od razu przystanęła i się uśmiechnęła.
- W czym mogę pomóc? - zapytała, a ja palnąłem siebie w myślach. Co ja najlepszego robię?!
- Jestem nowy w okolicy. - oznajmiłem bez namysłu.
- A więc chciałbyś zapewne, abym cie oprowadziła? - uśmiechnęła się radośnie. Czy na tym osiedlu każdy jest tak życzliwy jak ona?
    Pokiwałem lekko głową, a ona jeszcze bardziej się rozpromieniła. Serce wyleciało mi w kosmos.
- Teraz nie mogę, ale może za jakąś godzinę? - zaproponowała, a ja ponownie poruszyłem głową- W takim razie masz tu mój numer...- zaczęła zapisywać na kartce papieru, wyjętej z torebki, po czym mi podała-... i się ze mną skontaktuj. To... - przerwała trochę speszona, gdy zacząłem przenikać ją wzrokiem- ... Do zobaczenia.

***
Kolejne wspomnienie.

   Siedzę sobie spokojnie nad stawem i zamaczam palce w wodzie. Natychmiastowo formują się małe kółeczka dookoła nich i rozciągają się, płynąc dalej. Uśmiechnąłem się szeroko. Nigdy nie miałem okazji zażyć takiego szczęścia, jakie mam teraz.
- Kochanie. Co robisz? - podbiegła do mnie i objęła mnie od tyłu. Poczułem ciepło jej ciała, oraz bicie jej serducha, które łączyło się z moim. 
- Czekam na moją piękną kobietę. - oznajmiłem i ucałowałem jej usta.
-Tak? - przerwała i usiadła koło mnie- A kim ona jest? 
- Kto? - zapytałem zdziwiony. Nie byłem przyzwyczajony jeszcze do rozmów z człowiekiem. Ale wiedziałem, że do takiego nieistniejącego życia, wraz z nią, mogę przywyknąć.
- Ta piękna kobieta, na którą czekasz. - zaśmiała sie i przysunęła się bliżej mnie.
- Pokazać ci, najdroższa? - złapałem się jej blond włosów i wsunąłem w nie palce. Ruchem dłoni przybliżyłem ją do siebie, aż w końcu odpłynęliśmy w pocałunku. Nasze połączenie mogłoby tak trwać bez końca...

***
Kolejne wspomnienie.

- Niedługo zaczynam studia. Nie wiem na jaki kierunek iść... - rozmyślała na moich kolanach.
   Siedziałem na jej łóżku i patrzyłem na jej błękitne oczy. Ile bym dał, aby ta chwila trwała wiecznie.Chciałbym być zawsze blisko niej. Zawsze, bez wyjątku.
    Wziąłem głęboki wdech.
- To wszystko od ciebie zależy, moja droga.- pocałowałem ją w policzek. 
- Ale... no! - podskoczyła mi na kolanach, a ja sie zaśmiałem cicho - Pomóż mi. 
- Pedagogia? - zapytałem. Strzeliłem byle co, aby tylko przestała tak intensywnie myśleć. Nie chcę, aby oddalała się ode mnie. 
- Wiesz co... - zastanowiła się chwilę i zwróciła się od razu w moim kierunku- To świetny pomysł! - pocałowała mnie krótko, ale namiętnie w usta. 
   Wsunąłem jej rękę pod bluzkę. 
- Ej! - zaśmiała się, wyjmując ją. Zawsze grała niedostępną, co bardzo mi się podobało. 
   Uniosłem brew.
- Moi rodzice są na dole. - oznajmiła cicho, ale nie odsunęła się. Ponownie moja dłoń powędrowała w tamtym kierunku. 
   Uśmiechnęła się promiennie, przez co serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Przybliżyłem twarz.
- Będziemy cicho. - szepnąłem jej do ucha, gilgocząc ustami  jej szyję.
   Ponownie się zaśmiała.
   Usiadła okrakiem na mnie i popchnęła mnie, abym się położył.

***

Następne wspomnienie

   Szliśmy wzdłuż brzegu jeziora, trzymając się za ręce. Zapach jej skóry drażnił mi nozdrza. Ile bym dał, aby móc coś z tym zrobić. Wiem, że niedługo te chwile prysną jak bańka mydlana. Takie me cholerne przeznaczenie. 
- O czym myślisz? - zapytała zaciekawiona i przytuliła się do mnie. Zatrzymaliśmy się. Spojrzałem jej w oczy.
- O nas. - stwierdziłem. 
- I co wywnioskowałeś, geniuszu? - pocałowała mnie w usta. I jak tu człowieku się skoncentrować, gdy po takim czymś zapominasz co przed chwilą powiedziałeś.
 - Że zrobię wszystko, aby z tobą być.- odparłem, kiedy usta na krótką chwilę przestały się dotykać. 

***

Następne wspomnienie

   Rozsiadłem się wygodnie na łóżku Chrisa i zwizualizowałem sobie piwo.
- Teraz to gadaj, jak tam dzisiejszy dzień upłynął. - odezwał się mój kumpel, na co tylko szeroko się uśmiechnąłem- Chłopie, ja ciebie tak dawno nie widziałem szczęśliwego! Co ja gadam zresztą. Nigdy ciebie takiego nie widziałem!
- Gadasz, gadasz... - upiłem łyk - Śmiem twierdzić, że polubiłem życie ludzkie.
- Wiesz, że to jest wbrew zasadom Wielkiego Kodeksu Śmierci. 
- Wiem, stary. Ale cóż ja na to poradzę, że...
- Się zakochałeś. Wiem to. Widzę. - zwizualizował sobie kufel piwa - Ale pamiętaj. Co by nie było, ja nic nie widziałem, ...
- Nic nie słyszałeś. - dokończyłem za niego i się razem zaśmialiśmy. 
- Dokładnie. A teraz zdrówko - stuknęliśmy się.

***

Kolejne wspomnienie. 

   Czułem jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie... Muszę być twardy. Muszę to zrobić. 
   Zaostrzyli rygor w naszej firmie i pilnują naszej pracy. W każdej chwili mogą się domyślić, że na Ziemi mam swoją najukochańszą dziewczynę, śmiertelniczkę. 
    Podeszłem do niej, w cichej ciemności. Znajdowaliśmy się na środku lasu, blisko jej domu. Wiedziałem, że nie tylko jej złamię serce, ale także sobie. Ona także wiedziała, co ją czeka. Wyczuwała to. Wyczuwaliśmy wzajemne emocje.
    Gdy zbliżyłem się do jej twarzy, w oczach widniały jej łzy. Szkliste oczy przymknęła powiekami i domyśliłem się, że nie chce mnie widzieć. Nie muszę nic mówić, ona wie.
   Zabawne jest to, że śmiertelniczka i Śmierć mogła połączyć taka miłość. Taka, która mogłaby przetrwać nawet apokalipsę. Niestety, nie przetrwała zasad Kodeksu. 
   Ująłem jej twarz w dłonie, ale ona cofnęła się o krok, nie chcąc mojego dotyku. Serce eksplodowało na małe kawałeczki. 
   Jak to możliwe, że nic nie mówiąc, ona o wszystkim wie? 
- Kochanie... - zacząłem niepewnie, ale ona przerwała mi gestem dłoni. 
- Chcesz ze mną zerwać, prawda? - zapytała, a gdy chciałem jej odpowiedzieć, znowu mnie uciszyła- W takim razie nic nie mów. Nie chcę tego słyszeć. Nie chcę znać powodu...
- Ale... 
- Czemu?!
- Skąd ty to wiesz?- zdziwiłem się. Ktoś jej to wypaplał? Nie możliwe...
- To się czuje, Dorianie. Gdy się kogoś na prawdę kocha, wyczuwa się wszystko. - oznajmiła i znowu przymknęła oczy, gdy łzy poleciały po jej policzku. 
   To już był definitywny koniec. Serce pękło jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłem jej rozpacz. Wiedziałem, że nie mogę jej tak zostawić. 
   Ale musiałem...
   To wszystko bez niej nie miało sensu. Ale razem z nią... Nasza przyszłość i tak była osądzona. Nie mogliśmy być razem, mimo takiej miłości, która nas łączyła. A to wszystko przez ten wielki, zasrany kodeks.
   Gdy zobaczyłem, że jezioro łez wylewa się z jej oczu, podeszłem, aby się przytulić. Ona jednak znowu się cofnęła, kiwając przecząco głową. Serce zakuło kolejny raz. Czułem, że umieram. Umieram razem z nią z rozpaczy. 
   Zamknąłem oczy i postanowiłem, że będzie lepiej, gdy o wszystkim zapomni. O wszystkim, co przeżyliśmy razem. O wszystkim, co nas łączyło. A przede wszystkim o mnie. 
   Usunąłem wszystkie obrazy, przedstawiające mnie,  z głów ludzi. Niech zapomną także. Na koniec zostawiłem ją. Lecz musiałem się wpierw pożegnać. 
- Nie ważne co będzie, zawsze będziesz w moim sercu, najdroższa. - oznajmiłem. 
- Kocham cię - załkała i objęła mnie. 
  Wtuliłem się w jej szyję i ostatni raz wciągnąłem zapach jej włosów, ciała. Zakręciło mi się w głowie. 
- Ja ciebie też, Fisjo. - odpowiedziałem szczerze i od razu po tym, usunąłem jej pamięć. 



____________________________________
Nie mogłam się doczekać, aby to dodać. A więc musiałam :D
Szybko, wiem. Ale cóż na to poradzić :D

A teraz uwaga! :)
Wkleję fragment pierwszego ich spotkania. Pierwszego, od utraty pamięci.
Wpierw napiszę, że dopiero, gdy napisałam ten oto fragment, wpadłam na ten pomysł (o zakazanej miłości Doriana). Teraz już widzicie, że od początku było coś nie tak z Dorianem i Fisją? A właściwie samym waszym ulubieńcem? :D

- Co się stało? - zapytała zatroskana i właśnie w tym momencie przed nami zwizualizował się Dorian ubrany nadal w garnitur. Kiedy podniósł głowę, aż podskoczył na widok osoby żywej. Fisja krzyknęła.

- O kurwa! Jak to?! Kim on ... Jak...?! - zaczęła się błąkać. Dorian nie odrywając od niej wzroku przerażony ledwo słyszalnie odezwał się. 

- Daj znać - i zniknął. Fisja znowu krzyknęła. 



A więc komentujcie. Najbliższy rozdział nie wiem kiedy będzie :)




poniedziałek, 6 maja 2013

Serce Śmierci 15








________________







_____________________


- Dobra. Muszę się zwijać, następni uczniowie czekają.- powiedział ze śmiechem Gregory.
- Ta, jeżeli za każdym razem tak nauczasz, to jesteś zajebistym nauczycielem. - zaśmiał się Dorian.
- Ciii. Dawno was nie widziałem, a więc miło było was ponownie spotkać. Nie moja wina, że jesteście takimi gadułami. - klepnął go w plecy po bratersku - Gdyby ktoś pytał, wprowadzałem was teoretycznie w wasz nowy zawód, dobrze?
- Oczywiście. Ze szklanką whisky w ręku... - zaśmiałam się i złapałam go za rękę, którą właśnie wyciągnął na pożegnanie.
- To także omińcie. Wylali by mnie za to. - poprawił garnitur i gumkę na włosach, która mu spadała - A więc do zobaczenia za 12 godzin.
    Pożegnaliśmy się i zniknął.
    Przez dwie godziny ciągle rozmawialiśmy na temat naszego dzieciństwa. Nie widzieliśmy się kilka wieków, a więc dużo tego było. Gregory strasznie się przy nas rozluźnił i sam potem zaczął jęczeć na pracę. Mimo tego ona mu odpowiadała, chociaż był 'wykończony fizycznie'. Chciałby pójść gdzieś na urlop, ale nie może. Kolejny zakaz Wielkiego Kodeksu Śmierci i mojego ojca. A więc oznajmił, że jeżeli zasiądę na tym stanowisku, mam mu pozwolić przynajmniej na tygodniowy urlop. Oczywiście w odpowiedzi się zaśmiałam i odpowiedziałam, że będzie harował dwa razy więcej jak wół. Zdziwił się na to powiedzenie, bo w końcu jest to za ludzkie, aby zrozumiał. A więc musiałam mu wyjaśnić.
    Dorian rozplątał krawat i rzucił go na sofę, od razu się rozluźniając.
- Nie było tak źle... - stwierdził po chwili- Myślałem, że będzie gorzej.
- No i będzie. Pamiętaj, że to tylko była lekcja zapoznawcza.
- Racja.
***

   Podeszłam do wanny, gdzie znajdowała się już ciepła woda. Zaparowana była cała łazienka, a więc gdy stanęłam przy lustrze naga, musiałam ręką przetrzeć szybę. Moim oczom ukazała się postać, która wcale nie przypominała mnie. No może w wyglądzie zewnętrznym byłam taka sama jak wcześniej, ale w środku byłam kompletnie inna. Zamiast totalnej pustki, która była zawsze w środku każdej Śmierci, miałam w sobie dużo energii. Widziałam w sobie dużo pozytywnej, która z pewnością stworzyła się przez Brayana i chwil, kiedy zaczęłam czuć się jak człowiek. Jednakże zauważyłam także ciemną, mroczną. Spowodowane tymi problemami, które co chwile zaprzątają mi głowę.
    Mimo tego nie rozumiałam, czemu się pojawiła ta energia. W końcu jestem Śmiercią, pustą istotą, która na celu ma zabieranie dusz śmiertelnikom. To tak, jakby człowiekowi nagle urosły rogi, lub samoistnie pojawiła mu się aureola.  Lub pies zamieniłby się w kota. Nielogiczne, idiotyczne.
    Weszłam do wanny i od razu zamoczyłam włosy, zanurzając całą głowę. Oparłam się wygodnie i zwizualizowałam sobie w dłoni swój pamiętniczek i długopis. Muszę w końcu zapisać swoje ostatnie przemyślenia i to, co mnie trapi.
    Otworzyłam na czystej stronie.


Drogi pamiętniczku. 
Tak krótki czas, od naszego ostatniego spotkania, a tyle się wydarzyło. 
Jestem na skraju wytrzymałości, chciałabym przez jakiś czas zakopać się pod ziemią i z tamtąd nie wychodzić. Wtedy bym czuła się bezpiecznie. Ale bezradna... Tak jak w tym momencie. 
Teraz, gdy biorę wdech, serce odzywa się z bólem. Nie wiem co zrobić. Żałuję, że urodziałam się taka, jaka jestem. Żałuję, że się to wszystko zaczęło...
Jeszcze parę dni temu, a może i tygodni sądziłabym, że moja przyszła posada byłaby najlepszym, co mogłoby mnie spotkać w moim martwym życiu.
A teraz?
Czuję wzbierający się płacz. Smutne nuty, które grają w mojej głowie. Czemu to wszystko spotkało mnie? 
Czas podnieść wysoko głowę i przełamać stalową barierę, aby nie skończyć tak, jak jest mi pisane. Prawda?
Tak właściwie co jest mi pisane? 
Nie wiem. 


   Otarłam łzy i zamknęłam pamiętnik. Zniknął po chwili, tak jak sobie zwizualizowałam. Zanurzyłam ponownie całą głowę pod wodą, ale tym razem nie wynurzałam się za szybko. Mogę oddychać pod wodą, a więc w takiej pozycji spędziłam ponad godzinę.

***

Oczami Doriana

- Co tobie podać, gnoju? - zażartował sobie mój znajomy, który pracuje jako barman w mojej ulubionej knajpie.
- Siema rudzielcu! Co się stało, że tu pracujesz?! - zapytałem zdziwiony i powitaliśmy się mocnym uściskiem dłoni.
   Pamiętam jak przyjaźniliśmy się jeszcze w naszej szkółce Śmierci. Nie widzieliśmy się parę lat, chociaż w porównaniu do nas, papużek nierozłączek, jest to bardzo dużo. Z innymi potrafimy się nie widywać z 500, 600 lat, ale z nim to kompletnie inna bajka.
   Przestaliśmy się spotykać jak dostał pracę, więc później nie miał już na nasze spotkania czasu. Ale cóż, ja w tamtych czasach już długo pracowałem, a on... rzucał pracę, jak i kobiety. Co noc miał inną. Jakaś mu nie pasowała, zrywał umowę. 
- Teraz pracuję jako Spojler. - oznajmił i wlał mi do wielkiego kufla piwo. Zresztą sobie też- Na koszt firmy.
- Serio? Dzięki stary. - stuknęliśmy się. 
   Spojler to nic innego, jak taki ziemski dziennikarz. Schodzi na ziemię, aby przeprowadzić wywiad środowiskowy. Notuje reakcję ludzi, jacy są, jak się zachowują. Niezła posada.
- Od kiedy? - zapytałem zaciekawiony. 
- Od jakiegoś czasu. Wiesz... Co chwilę się przenoszę. Dziś jestem pierwszy raz w tym miejscu. - uśmiechnął się i uniósł brew - Lepiej gadaj, co tam u tej Twojej. 
- Mojej? - zapytałem zdziwiony. On wie? Pamięta? Cholera, faktycznie. Jeszcze się przyjaźniliśmy, kiedy ją miałem - Cóż... Ten etap się zakończył. Ale kto wie...
- Stary. Wiesz, że byłem przeciw. Zasady, zasady i jeszcze raz zasady. Wiesz o czym mówię, nie? - stwierdził, a ja pokiwałem ze skruchą głową- Ale widziałem ciebie. Byłem zachwycony, kiedy byłeś taki... taki... 
- Dobra, kontynuuj. - ponagliłem go
- Wiesz... Nie wiem co się stało. Ale śmieciu... TY WALCZ! Warto. Jestem ogólnie przeciwny temu, ale jak sam wiesz... Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Prawda? - zaśmiał się, a jego męski śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu. Ludzie zaczęli nam się przyglądać, więc musiałem interweniować myślami. Od razu sie odwrócili i zaczęli kontynuować swoje poprzednie zajęcia.
- Wiem, wiem. - odpowiedziałem - Jak zawsze: Ty nic nie słyszałeś, nie widziałeś. 
- Właśnie! - zaśmiał się ponownie i stuknęliśmy się ponownie kuflami, aż kropelki piwa poleciały na ladę. - A teraz dupku, pokazuj mi co się wydarzyło przez ten długi okres czasu. 
    Pokiwałem głową i zamknąłem oczy. Wysłałem mu obrazy mojego życia. Mojego tragicznego, nieistniejącego życia. 
    Kolega zaksztusił się piwem, kiedy wszystko odczytał. 
- O kurwa. - odkaszlnął - Nieźle zabalowałeś przez ten okres czasu. Cholera. - przerwał na chwilę i wlał w siebie reszte- Jesteś dupkiem, wiesz? Taka szansa... Nie myślałeś, aby się postawić? Czemu Natashy nie powiedziałeś? A czemu zrobiłeś z tamtą tak... Do cholery. Człowieku! Ogarnij się! Złap przyszłość w swoje ręce i poginaj je ratować!
     Zmrużyłem oczy, bo nie wiedziałem konkretnie o co mu chodzi.
- IDŹ DO NATASHY I JEJ O WSZYSTKIM POWIEDZ! - warknął - Pomogę wam rozwiązać wasze problemy. Ale wiesz... Jak coś, nic nie widziałem...
- Nic nie słyszałeś. Tak, wiem. Dzięki stary. - podałem jemu rękę na pożegnanie.
- Wpadam niedługo na piwo, więc się nie żegnaj. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
   Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i rozmazałem telepatycznie obraz wszystkich klientów w barze. Przeniosłem się od razu do domu Natashy. 

***
- Cholera! - warknęłam, gdy wyszłam w szlafroku z łazienki - Co ty tu robisz?!
- Chcesz wiedzieć co się stało, tak? - zapytał się mnie Dorian, na co się zdziwiłam.
   Pokiwałam lekko głową i zrobiłam krok do tyłu. Przestraszyłam się jego stanowczości w głosie.
   Wiedziałam, że jest to coś ważnego. Że w końcu zdecydował mi się powiedzieć. Nie wiem co go zmusiło do podjęcia takiej decyzji, ale nie wnikałam w to. Nie chciałam wnikać.
   Zawiązałam mocniej szlafrok, aby dodać sobie pewności siebie. Ponownie zauważyłam u siebie ludzką reakcję.
   Dorian zamknął oczy i zaczął wysyłać mi swoje wspomnienia. Obrazy, które były jego częścią siebie.
Ale to co zauważyłam... Mocno mnie zaskoczyło.
- CO?! - warknęłam oburzona- Jak to?! Czemu mi nie powiedziałeś?! Czemu ja o tym nie wiem?! CZEMU WYMAZAŁEŚ JEJ PAMIĘĆ!?

__________________________________________
Ciąg dalszy nastąpi :D
Pisane w pośpiechu, bo opiekuję się bratankiem, a więc za dużo czasu nie miałam ;p
Z przykrością informuję, że niedługo trafi się zakończenie Serce Śmierci :)
Jaka jest wasza ocena na temat tego rozdziału? Co o tym wszystkim sądzicie? :)
komentujcie, obserwujcie :)
Pozdrawiam!; *




sobota, 4 maja 2013

Serce Śmierci 14


 

____________________________








_______________________

   Wszystko to, co się przed chwilą stało sprawiało, że serce skakało mi z radości-chociaż nie powinno. Widziałam, że to co zrobiliśmy, było złe. W końcu mam narzeczonego, który i tak nie powinien nim być. Dorian na pewno nie będzie na mnie zły, gdyż widziałam w jego oczach czyste zainteresowanie, gdy dopytywał się o nasz dziwny związek.

   Wiem, że teraz muszę więcej myśleć na temat moich problemów. Spróbować je rozwiązać. Zawsze może być za późno zanim ruszę tyłek, aby się tym zająć. Sprawa z Brayanem dobrnęła za daleko, chociaż z tego się cieszę. Cieszę się z tego, że jest tu przy mnie. Że śpi, kiedy leżę na jego gołej klatce piersiowe. Że czuję jego bijące serce wtedy, kiedy moje tańcuje w środku(chociaż nie powinno).

   Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Na jego przystojnej twarzy widniał pół uśmiech znaczący, że śni mu się coś przyjemnego. Chciałam wejść do jego myśli sprawdzić, czy przypadkiem ja nie jestem w jego śnie. Ale nie chcę zakłócać jego prywatności. Niech ta sprawa stanie się dla mnie zagadką.

    Wstałam powoli z rogówki, odkrywając koc, pod którym leżałam. Brayan lekko się poruszył, więc zatrzymałam się, aby go nie obudzić. Kiedy zauważyłam, że nadal śni, natychmiastowo wstałam. Zabrałam z fotela stanik i zapięłam go. Rozglądnęłam się po salonie w poszukiwaniu majtek. Nigdzie ich nie mogłam znaleźć, a więc spojrzałam na mojego chłopaka, aby przekonać się, czy przypadkiem nie podgląduje. Zapadł w głęboki sen, a więc szybko zamknęłam oczy i wyczarowałam sobie majtki i letnią, kwiecistą sukienkę z lekkim dekoltem.

   Uśmiechnęłam się ze smutkiem, gdy w moich myślach pojawiła smutna prawda. Tak na prawdę nie umiem normalnie żyć, nawet gdybym mocno udawała. Nie umiem gotować, nie umiem sprzątać, robić zakupów ani jeździć samochodem. Nawet ubrać się normalnie nie umiem. Do wszystkiego używam umiejętności swojego gatunku.

   Ale przynajmniej moje uczucia się rozbudziły przy Brayanie. Wiedziałam, że muszę koniecznie coś zrobić, aby ta miłość nie była zakazana. Gdyby ojciec dowiedział się o nas, o miłości Śmierci i zwykłego człowieka, z pewnością by nas zabił.

   Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Pomaszerowałam przedpokojem, zaglądając od razu do swojego otwartego pokoju. Zauważyłam, że Fisja i Dorian leżą objęci w moim łóżku, pod kołdrą. Stanęłam na palcach, aby przyuważyć, czy są ubrani. Oczywiście zauważyłam nagie piersi przyjaciółki, które były przyciśnięte do jego klatki piersiowej. Uśmiechnęłam się z rozbawieniem. No, w końcu nie tylko ja jestem grzeszna.

   Dorian usłyszawszy moje prychnięcie, odwrócił głowę w moim kierunku.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał w myślach ze śmiechem.

- Z ciebie, a z kogo innego? - wysłałam mu odpowiedź.

  Uśmiechnął się i odkleił się trochę od towarzyszki. Odkrył się, a ja od razu pomaszerowałam do kuchni, aby nie zobaczyć go nagiego.  On wszedł do niej tuż za mną już ubrany w luźną, czarną bluzę i szare dresy.

   Zmierzyłam go wzrokiem.

- Ty i dresy? - zapytałam zdziwiona.

- Masz coś do tego? - odparł, śmiejąc się.

- Jakiś ty radosny dzisiaj. - oznajmiłam z uśmiechem.

- Tak jak i ty. - wytknął mi język i otworzył lodówkę. Wyjął z niej sok pomarańczowy i wlał sobie do szklanki- Też chcesz?

-  Z miłą chęcią.

   Podał mi pełny kubek i od razu upiłam łyk. Podskoczyłam delikatnie, gdy jego telefon zadzwonił. Odebrał natychmiastowo.

- Kanał siódmy, słucham? Tak... Razem? No dobrze... Za ile?... Oczywiście, do zobaczenia.

- Kto to był? - zapytałam zdziwiona.

- Muszę cie zasmucić... - odparł - ... Za godzinę jakoś przyjdzie po nas Pan Druciarz.

- Druciarz? - uniosłam brew.

- Taką ksywę dostał od nas, ale nie ważne... - przerwał na chwile, aby wziąć głęboki oddech- Gregory przyjdzie za godzinę, aby nauczyć nas nowego stanowiska.

- CO?!

- No niestety. Czas odegnać naszą radość i zająć się naszymi problemami. Myślałaś już nad tym jak ominąć to wszystko? Nie obraź się, ale...

- Tak, wiem. - przerwałam mu - Nie chcesz wyjść za mnie, a ja za ciebie. Ty masz swoje życie, a ja mam swoje.

- Właśnie. A więc myślałaś już coś z tym, aby to wszystko ominąć?

- Ciągle myślę, ale nie mam bladego pojęcia co z tym zrobić. A ty?

- Nie. Nie mogę znaleźć racjonalnego wyjścia. Nawet nie znam osoby, która miała podobny przypadek.

- Ja tak samo. - spojrzałam na niego ze smutkiem.

   Nastąpiła nieprzyjemna cisza.

***

   Nasi partnerzy już wyszli. Tłumaczyliśmy się tym, że mamy zebranie rady w moim domu. Serce zakuło mnie, gdy ich okłamywałam, a właściwie nie postąpiłam słusznie w stosunku co do Brayan'a. Fisji powiem później o co chodziło, więc tutaj nie ma problemu.

   Musiałam przebrać się w elegancką, czarną suknie bez dużego dekoltu  Była tak zwyczajna, że aż zachciało mi się ją rozedrzeć na kawałki. Ale cóż, polecenie od wyższych rang.

   Za to Dorian miał na sobie idealnie pasujący garnitur. Zazdroszczę facetom tego, że nie muszą się starać, aby dobrze wyglądać. Na każdą okazję mają garnitury. A my? Różnego rodzaju sukienki, suknie, spódnice...

- Gotowa? Zaraz przybędzie. - oznajmił.

- Nie. - powiedziałam szczerze. Nigdy nie będę gotowa do szkolenia na przewodniczącą, ani na żonę.
                                   
   Dorian najwidoczniej wyczytał to z mojej twarzy i się delikatnie uśmiechnął, spuszczając głowę.

- Ja tak samo.

   Patrzałam na niego jak zahipnotyzowana. Co się stało, że stał się takim... normalnym chłopakiem? Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że przemiana u niego nigdy nie nastąpi. Będzie zawsze takim draniem, jakim zawsze był, odkąd go znałam. A co teraz? Zmienił się nie do poznania. Gdybym wierzyła, że opętania są możliwe, to bym go tym osądziła. Ale z niegrzecznego chłopca, któremu tylko jedno w głowie stał się takim... Nawet nie wiem jak go teraz nazwać. Dobra, pomijając fakt, że w nocy był zajęty z Fisją... Ale to teraz tak wyglądało, jakby na prawdę ich coś łączyło, a nie tylko sex.

- Dorian... - zaczęłam cicho - Powiesz mi w końcu?

- Co mam ci powiedzieć? - zapytał zaskoczony.

- No co się z tobą stało. Taka zmiana...

- Natasho, nie jest teraz czas na takie pomówienia. Nie jestem jeszcze gotowy do rozmowy. - oznajmił spokojnie nadal się na mnie nie patrząc. Zaczął nerwowo poprawiać czerwony krawat - Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowy. - dodał po chwili cicho.

   Nie będę go nurtować pytaniami w szczególności, że własnie rozbrzmiało pukanie do drzwi. Stanęliśmy jak na baczność wryci i spojrzeliśmy się z przestrachem na siebie. Dobra, teraz nadeszła tortura.

   Podeszłam do drzwi powoli, a on tuż za mną. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się młody mężczyzna(a jak by inaczej), mniej więcej w naszym wieku. Był przystojny, tak jak każdy naszej rasy. Miał blond włosy związane w kitkę i odurzające, niebieskie oczy. Jego blada cera emanowała czystością, o ile tak można to tak przedstawić. Na sobie miał ubrany szary garnitur z białą koszulą i czarnym krawatem. Wyciągnął do nas rękę.

- Witam. Jestem Gregor. - uścisnął nasze dłonie, a my po cichu się przedstawiliśmy. Wpuściłam go do środka i weszliśmy do salonu.

- Jak zapewne wiecie... - zaczął, gdy usiedliśmy - przybyłem tutaj aby was szkolić na wasze przyszłe stanowisko. Jednakże zawsze nauki zaczynam od zapoznania się z moimi uczniami. Wybaczcie, że tak was nazwałem, bo w końcu chodziliśmy razem do szkółki Śmierci.

- Serio? - zapytałam lekko zdziwiona. Dorian się zaśmiał po cichu, jednak po chwili się opanował.

- Nie pamiętasz go? - zapytał - Chodził z nami na pierwszym roku, lecz po jakimś czasie przenieśli go do wyższej klasy, bo zmienił kierunek na instruktora.

- Dokładnie. - Potwierdził Gregory - Raz zabrałaś mi zabawkę, samochód, Natasho. - ukazał w uśmiechu szereg śnieżno białych zębów.

- Wybacz, nie pamiętam. - zaśmiałam się.

- Cóż. Przynajmniej teraz mnie zapamiętasz. W końcu to ważny etap w waszym życiu, nieprawdaż? - zapytał, a my spojrzeliśmy się po sobie. Oczywiście, że nie-odpowiedziałam sama sobie w myślach. Dorian kiwnął smutno głową.

- Nie przejmujcie się, na pewno wszystko pójdzie zgodnie z waszą myślą. - uśmiechnął się zachęcająco- Mimo, że twój Ojciec, szef, jest najwyższej rangi, to ja także znam wszystkie tajemnice Śmierci. Znam wszystkie zasady, szczegóły i... No wszystko. Różnica jest taka, że on nami kieruje. Także macie dobrego instruktora.

   Kiwnęliśmy głową. Nie wiedziałam, że oni także wiedzą wszystko. Dobra, nie byłam za pilną uczennicą, ale gdy zwróciłam się w stronę Doriana, zauważyłam na jego twarzy takie same zdziwienie, jakie widniało na mojej.

- A więc zaczniemy może odnawiać naszą znajomość, starzy koledzy? - zaproponował Gregory z uśmiechem na twarzy.

   Do moich myśli natrafiła iskierka nadziei. O taak. Na pewno odnowimy.

- Na pewno nie tacy starzy, staruszku. - odpowiedziałam słodko, a po chwili każdy się zaśmiał.

- To może winko lub piwko na rozluźnienie? - zapytał Dorian.

- Ten to się w ogóle nie zmienił. - oznajmił ze śmiechem - Oczywiście. Może whisky?

  Kiwnęliśmy głową i mój kumpel zwizualizował na stole pełną butelkę i szklanki.

___________________________________________________

I jak wam się podoba ta część? Mam w planie następny rozdział zrobić trochę inny, z innej beczki.
Muszę się pochwalić, że mamy już 14 rozdział! Mam problemy z pisaniem zakończeń, zazwyczaj opowiadania nie zakańczam. Ale ten... To już jest ponad moimi wyobrażeniami. Dziękuję wam za te miłe słówka, które motywują do dalszego działania. Zawsze piszę, aby zostawić komentarz ze względu na to, że chciałabym sprawdzić, ile osób to czyta. Tylko dlatego :)
A więc miłego czytania i spodziewajcie się następnej części już niebawem! ;*

Pozdrawiam i zachęcam do czytania mojego drugiego opowiadania :)
drzwi-przeznaczenia.blogspot.com