wtorek, 27 sierpnia 2013

Serce 25 / Koniec :)







____________________










___________________________





Jakiś czas później. 

- Kochanie, ile zjesz naleśników? - zapytał Brayan, przerywając moje zamyślenia znad stołu jadalnego.
- Dwa, skarbie. - odparłam cicho i złapałam się za głowę, która już huczała od bólu.
     Od godziny siedzę przed swoim notebookiem i próbuję wymyślić końcówkę książki. Na szczęście mama zabrała swojego wnusia, Ethan'a, do salonu, gdzie go zabawia i tym sposobem mam choć chwilę dla siebie. Mój mąż stoi nad kuchenką i podrzuca dbale naleśniki na patelni, przy okazji roznosząc piękny zapach jedzenia na cały dom. W brzuchu mi zaburczało, na co on się zaśmiał.
- Chyba twój brzusiu się sprzeciwia i chce podwyższyć stawkę. - odezwał się, a ja prychnęłam śmiechem.
- Wiesz dobrze, że jeszcze nie przywykłam do zachowania ludzkiego ciała. Nie mam pojęcia ile zjem, ale dla własnego bezpieczeństwa ugotuj dużo. - rzekłam ze śmiechem, a on kiwnął głową. - Poza tym zaraz mają przyjść, więc i tak ugotuj skarbie jak najwięcej. Twoje naleśniki są pierwsza klasa i na pewno jednym się nie najedzą.
- Dziękuję za komplement skarbie, ale wiesz... Dopiero się uczysz, a robisz wielkie postępy. Niedługo uczeń przerośnie mistrza. - odwrócił się w moim kierunku i z uśmiechem, za który mogłabym umrzeć, puścił do mnie oczko.
     Wyglądał wprost nierealnie cudownie w zwykłej szarej koszuli z niezapiętymi dwoma guzikami u góry, czarnych dżinsach i gołych stopach. Jego włosy były w nieładzie. Cóż się dziwić, jeśli jakiś czas temu wstał i od razu zaczął przygotowywać swojej żonie, teściowej i dziecku śniadanie. Siedziałam od samego rana w kuchni, zajmując się synkiem, ale na szczęście mama przyszła mnie wyręczyć wiedząc, że chciałabym ukończyć już książkę, aby ją wydać. Byłam nadal ubrana w biały szlafrok i puszyste, jasne kapcie, a moje czarne włosy były niedbale uwiązane w kok.
    Z zamysłu wyrwał mnie odgłos otwieranych frontowych drzwi i po chwili w progu ze śmiechem wparował Dorian, wraz ze swoją narzeczoną, którą trzymał za dłoń i ich córką, Lillian, niosąc ją na rękach.
- Ciocia! - pisnęła niedbale, a ja od razu skoczyłam na nogi, witając się ze swoją siostrzenicą. Wzięłam ją na ręce i uścisnęłam.
- Daj cioci buzi, kochanie. - odezwałam się do niej ze śmiechem, a ona śliniąc się, spełniła polecenie. Tuliła moją szyję i przez dłuższy czas nie puszczała.
   Miała blond włosy po mamie, ale cerę i ciemne oczy po ojcu. Pamiętam, że dziwnie się czułam widząc Doriana z niemowlęciem na rękach. Chociaż już był człowiekiem, to był niecodzienny widok, który później zamienił się w codzienny i bardzo przyjemny. Sama, kiedy pierwszy raz trzymałam w dłoniach Ethana, bałam się, że wyrządzę mu krzywdę mimo, że straciłam przecież swoje moce.
    Cmoknęłam na przywitanie Doriana i Fisję w policzek, kierując się w stronę salonu. Jedną ręką podtrzymywałam kruszynę, a drugą otworzyłam zaszklone drzwi.
- Pobawisz się przez chwilę z babcią i kuzynem, Lillian. Dobrze? - pogłaskałam ją po włosach, a ona pokiwała głową. Postawiłam ją na nóżki, a ona podbiegła do małego chłopca, który układał klocki wraz ze starszą kobietą.
    Cieszę się, że oddali człowieczeństwo mojej mamie. Rada wykazała się wspaniałomyślnością, gdy zdecydowali, aby przywrócić jej ciało. Oczywiście dostała tą kolejną szansę, żeby opiekować się Lilian i Ethanem. Za parę lat zaczną lekcje w szkole Śmierci, aby szkolić się na swoje pozycje. Rzecz jasna, że nie przepuściliby płazem dwóch dzieci, które będą najsilniejsi ze wszystkich Śmierci. Ja zostałam bez mocy, gdyż oddałam swoją śmiertelność, aby Brayan mógł przeżyć. A Dorian został ukarany tym samym, oddając ją mojej matce. Tym sposobem wszyscy jesteśmy ludźmi, bez nadzwyczajnych mocy. Wtapiamy się w tło, próbując nauczyć się świata na nowo. A dzieci będą żyły w dwóch światach naraz.
    A tata? Cóż. Zmienił się, bardzo się zmienił. Dopiero pokazał nam, że jest przykładnym mężem, ojcem, oraz dziadkiem. On także został ukarany, gdyż odebrali mu nieśmiertelność, jednakże posiada jeszcze moce, aby pracować jako Śmierć, która wyławia dusze z umierającego ciała. Spadł ze swojej rangi, a jego miejsce zajęła jego była pracownica, Dina. Bardzo się ucieszyła z tego awansu-w końcu świat Śmierci to całe jej nieistniejące życie. Na pewno sobie poradzi.
    A co do Margareth- mama przywykła już do tego, że nocami go nie ma w domu, a czasem i porankami, tak jak teraz. Ale przynajmniej pociesza się jego obecnością każdą kolejną chwilą. Nauczyliśmy także wspólnie Radę Śmierci, że nie należy rozdzielać bratnie dusze, bo i tak znajdą sposób by się połączyć. Jesteśmy przecież tego istnym przykładem.
    Przyglądałam się rozradowanym dzieciom, którzy bawili się wokół Margareth. Z uśmiechem na ustach zamknęłam cicho drzwi i skierowałam się do kuchni.
    Fisja siedziała na kolanach u Doriana przy stole jadalnym, spoglądając na moje wypociny przed monitorem. Podeszłam do nich i zmierzwiłam przyjacielowi włosy. On lekko się skulił na znak, abym przestała, a jego narzeczona zaśmiała się.
    Po chwili wślizgnęłam się za aneks kuchenny i od tyłu objęłam Brayana, który nadal tkwił przy patelni. Wciągnęłam nosem jego zapach i wtuliłam się w jego świeżo wyprasowaną koszulę.
- Jaką końcówkę zrobisz? - zapytała Fisja, pokazując na mój notebook.
- Nie wiem właśnie. Tak się zastanawiałam nad opisaniem rozstrzygnięcia sprawy, ale nie mogę jakoś się za to wziąć. - odpowiedziałam, jednocześnie cmokając mojego męża w policzek i się od niego odsuwając. Wskoczyłam na blat obok niego i zaczęłam wymachiwać nogami.
- A nie możesz tego ominąć? - zaproponował Dorian, poprawiając Fisję na kolanach - No wiesz... Zrobisz następny rozdział pod tytułem 'jakiś czas później' i tam wyjaśnisz wszystko? Zrobisz taki... przykładowo dzisiejszy poranek. I krótko wyjaśnisz, jak Rada o nas zdecydowała.
     Uniosłam brew, zdumiona jego pomysłem. Na to oczywiście nie wpadłam. A Dorian nigdy nie był zawzięty, aby podsyłać mi jakieś pomysły na napisanie książki o nas. A teraz widzę, że powinien był już wcześniej w to interweniować.
- To tylko moja myśl, ale rób jak...
- To świetny pomysł! - wrzasnęłam rozradowana, na co wszyscy tu obecni podskoczyli, a po chwili się zaśmiali. Skoczyłam z blatu i wyminęłam aneks kuchenny, podchodząc do swoich przyjaciół. Ucałowałam ich w policzek i wyciągnęłam rękę po swoje narzędzie do pisania.
- Kochanie, tylko nie pisz długo, bo śniadanie jest już prawie gotowe. - oznajmił swoim czułym głosem Brayan, patrząc na mnie i unosząc jeden kącik ust do góry.
    O Śmierci, jak ja go kocham.
    Wymruczałam coś pod nosem w stylu 'Tak, tak, tatusiu' i pociągnęłam za klamkę. Omijając swoją mamę w salonie, która po drodze się uśmiechnęła, i dzieci, które zawzięcie budowały swoją krzywą wieżę z klocków, wparowałam szklanymi drzwiami do ogrodu. Podeszłam do ławki i usiadłam szybko, podwijając nogi pod siebie. Póki trzyma mnie wena, muszę dokończyć ten rozdział. I wiem także, że nie skończę go typowymi słowami 'Żyli długo i szczęśliwie', bo nawet Śmierć może nie być pewna końcówki.





_______________________________

KONIEC! 
A może i nie? 
Tego sama nie wiem :) A więc bądźcie przygotowani, że możliwe będzie kontynuowanie tej historii. Ale dopiero za jakiś czas...
Jak wam się podobało? Już nie tyle pytam o rozdział, ale i całokształt. 
A. No i jeszcze jedno: 
Założyłam nowego bloga z nowym opowiadaniem. Wprawdzie nie jest to fantasy, ale wszystkiego w życiu trzeba spróbować :) 
Dotyk życia
Zachęcam do czytania, komentowania i obserwowania :) 
Jeśli chcecie mieć ze mną jakiś kontakt, oto i on: 
email: Aleksjia@gmail.com
gg: 6619666

Dziękuję wszystkim czytelnikom. Dzięki Wam skończyłam 'Serce Śmierci'. Jest pierwszym długim opowiadaniem, które ukończyłam. Jeszcze będę robiła z całą pewnością poprawki i próbowała w jakiś idiotyczny sposób wydać, choć w to nie wierzę. Ale przyjaciółka starannie mi jęczy, żebym zaczęła robić poprawki, a więc zapewne i to skończę w najbliższym czasie :) 
Dziękuję jeszcze raz. I zapewne do czytania wkrótce ;* 
Pozdrawiam. 

wtorek, 20 sierpnia 2013

Serce Śmierci 24

 







______________________











_________________________


    Córka?
    Zdawało mi się, że się przesłyszałam, ale serce mówiło mi co innego. Patrzyła na mnie tak intensywnie i tak czule, że mój organ wewnętrzny się topniał. Zaś mój ojciec wstał na jej widok jak oparzony, ale nie strzepnął jej dłoni ze swojego barku. Postać kobiety zaczęła przybierać bardziej wyraźną, aż po chwili wyglądała na bardziej ludzką, niż można byłoby przysiąc. Przeniosła wzrok na ojca i ściągnęła swoje idealne ciemne brwi na znak oburzenia.
- Co tu robisz, do cholery?! - odezwał się mój ojciec wkurzony, ale jego oczy również topniały z miłości na jej widok. Kobieta zrażona jego słowami cofnęła dłoń i zaplotła ręce.
- Nie mów tak do mnie, Natanielu. Wiesz dobrze, po co tu przyszłam. - Znów jej wzrok powędrował w moim kierunku i po chwili zniknęła.
    Zaczerpnęłam dech przerażona, że już więcej jej nie zobaczę, ale po chwili poczułam, że czyjaś chłodna ręka łapie moją prawą dłoń. Spojrzałam się i ujrzałam ciemnowłosą postać mojej matki. Uśmiechnęła się do mnie, ścisnąwszy mocniej uścisk aby dodać mi otuchy, po czym zwróciła się w stronę Rady.
- Nazywam się Margareth i pochodzę z teraźniejszej Oklahomy. Jak już wiecie, jestem bratnią duszą Nataniela, głównego szefa Śmierci. A przynajmniej nią byłam. - pokręciła głową, jakby ta wiadomość nadal do niej nie docierała. - Przyszłam tu, aby wspierać swoją rodzoną córkę, przy okazji dać wam parę powodów, za które powinniście pozytywnie rozpatrzyć tą sprawę. A więc... - na sekundę spoglądnęła na mnie i dopiero po chwili przypomniałam sobie, że ciągle stoję z otwartą buzią, patrząc na nią. - Około tysiąc lat temu poznałam swojego ukochanego, który jak później się okazało, był Śmiercią. Nie przeszkadzało mi to, bo jak już wiecie, miłość wszystko rozumie i wszystko przebacza. I między innymi stoję tu teraz z powodu miłości do córki. Kontynuując, po pewnym czasie doszło do zapłodnienia. Jednakże nie spodziewaliśmy się takiego scenariusza, że jedno z nas miałoby umrzeć. Jestem zachwycona tym, że wybrał moją kochaną Natashę, aby żyła. Moja miłość jeszcze bardziej się zwiększyła na jego decyzję, niż można byłoby przysiąc. Lecz Nataniel nie bez powodu tak wybrał. Nie podejrzewaliście, że jest aż taki inteligentny.     Wiedział, że to jego ostatnia lista i jako ostatnia byłam na jego liście. A jak już wiecie, nic się nie stanie, jeżeli ostatnia dusza z listy zostanie zabrana z ciała, ale nie zostanie odesłana tam, gdzie je odsyłacie. O ile będzie dobrze pilnowana. Tak więc mój kochany się wymądrzył i postanowił, że nie odeśle mnie, tylko będzie starannie pilnował w swoim domu i dbał o mnie. Oczywiście dał mi takie zwierciadło, gdzie patrzyłam na swoją córkę jak dorasta. Przynajmniej tak mogłam utrzymać z nią jakikolwiek kontakt.
    Przerwała na chwilę i spoglądnęła na swoje gołe stopy. Wzięła głęboki wdech, bardziej dla prowizorycznego zachowania i spojrzała ponownie na całą Radę. Niektórzy coś nadal jeszcze notowali, a pozostali patrzyli na nią w niemym zdziwieniu. Ojciec nadal stał i widać było, że gotował się ze złości. Zaczęła kontynuować dalej.
- Muszę przyznać, że nie podobało mi się takie życie, bez życia przez tyle lat ziemskich. Ale już wiem, czemu zostałam tutaj, a nie zostałam tam odesłana. Wierzę w przeznaczenie. A więc wierzę w to, że właśnie miałam się znaleźć w tym miejscu, aby jej pomóc. Jestem istnym przykładem, że bratnia dusza nie może tak zostawić swojej drugiej połowy. I Nataniel powinien o tym doskonale wiedzieć. Wiecie doskonale, że rzadko spotyka się taką prawdziwą miłość. I tym sposobem rzadko spotyka się tak silne istoty, dzieci Śmierci i człowieka. To działa na waszą korzyść, jeśli chodzi o wasz świat. Może i dodatkowo są ludzko emocjonalne, ale także zaleta. W końcu mogą patrzeć obiektywnie oczami każdej osoby, każdego waszego ''klienta''. Nie było żadnych zażaleń co do pracy Natashy, prawda? No może tylko ten jeden raz, jak jej klientem był kolega ze szkoły, który sam sobie zaszkodził tymi świństwami... jak one się zwały? - zapytała, patrząc na mnie. Po chwili kiwnęła głową, mimo że jej nie odpowiedziałam. - A tak. Narkotyki. Ale jeden przypadek na tyle lat? Przeciętnie macie od jednej pospolitej Śmierci jeden przypadek na dwa dni. Poza tym należy zwrócić także uwagę na to, że posiada większą moc. Drugim powodem jest to, że doskonale o tym wiecie, że Śmierć ze śmiertelnikiem mogą spłodzić więcej dzieci. Wtedy, kiedy będą gotowi na drugie, czy piąte, spłodzą je. No oprócz swego pierwszego razu, gdzie przypieczętują swój duchowy związek. Tym sposobem wasza armia Śmierci, a właściwie pracownicy, są o wiele lepsi i silniejsi. Powinniście patrzeć na to z tego punktu widzenia. Nie powinniście zakazywać związku między śmiertelnym, a nieśmiertelnym, jeżeli przynosi to tylko same korzyści. I powinniście pozwolić żyć im w miłości, a nie akceptować wasze cholerne listy, gdzie ich miłość osiągnie dno. Natanielowi się udało to ominąć, choć nie uważam, że słusznie zrobił, gdyż sam chce zabić miłość własnej córki.
   Zakończyła i nastała głucha cisza. Rada kiwała głowami, zapisując sobie coś w notesach. Zaś mój ojciec wpatrywał się rozwścieczony w moją matkę.
- Po cholere wychodziłaś!- warknął.
- Przykro mi kochanie. To jest nasza córka, musimy sobie jakoś poradzić ją chronić. Stoi w tym samym miejscu co ty tysiąc lat temu i powinieneś doskonale wiedzieć, jak działać, aby dać jej w spokoju żyć.
- Wybaczcie. - odezwała się kobieta po prawej stronie ojca i wstała z krzesła, patrząc na naszą trójkę i zerkając kątem oka na tatka. - Wiem, że sporo tu jest do omówienia między wami, ale my już dostatecznie dostaliśmy informacji. Proszę o wydalenie się na hol główny, czekając na werdykt. I zważywszy na okoliczności, Nataniel zostanie oddalony od tej sprawy i nie będzie podejmował z nami decyzji o waszych dalszych losach.
   Zakończywszy przemowę, zasiadła i znowu spojrzała na swoją kartkę wypisując coś swoim piórem. Po chwili ojciec zniknął, a my przenieśliśmy się do białego korytarza, za wielkimi drewnianymi drzwiami.
   Dorian nagle parschnął śmiechem i wyciągnął dłoń do mojej matki, która uśmiechała się, najwyraźniej z siebie zadowolona.
- Witam. Cieszę się, że mam zaszczyt panią poznać. Jestem Dorian, przyjaciel Natashy. - ujął jej wyciągniętą dłoń i ucałował. Zrobił krok do tyłu. - Przyszliśmy razem i miałem nadzieję, że więcej ja będę mówić, żeby pani córka się nie denerwowała, ale najwyraźniej nie dałem rady zważywszy na okoliczności.
Margareth się zaśmiała.
- Któż mógłby wiedzieć, że tak się potoczą sprawy i przyjdę. Nikt nie wiedział, że istnieję jeszcze. No oprócz Nataniela, który i tak zdziwił się moją obecnością. - pokręciła głową - Nie mogę uwierzyć, że tak fatalnie zachował się w stosunku co do ciebie, kochanie. - zwróciła się do mnie i pogłaskała mnie czule po głowie. - Możesz mi nie wierzyć, ale on nie jest taki zły, jakim się wydaje. Na prawdę jest taki kochany i czuły. Na pewno nie chciał nic złego, ale wiesz... Wpadł w depresje, że mógłby mnie stracić. Nie chciał, żebyś przez to samo przechodziła, stąd te zakazy i srogość w jego zachowaniu. Nie chciał jeszcze ciebie stracić, skarbie. Nie usprawiedliwiam jego zachowania, ale przynajmniej próbuję po swojemu to wyjaśnić.
   Kiwnęłam głową i nagle poczułam, że po policzku popłynęła mi łza. Mama otarła ją wierzchem chłodnej dłoni i posmutniała.
- Przepraszam, że się nie pojawiałam. Chciałam być aktywna w twoim życiu, ale niestety... Nie mogłam się wyjawić. Ale zrobię wszystko, dopóki jeszcze mogę, by to naprawić. - pogłaskała mnie po włosach. - Masz moje włosy i cerę, kochanie. Czy mogę... Czy mogę cie przytulić?
   W odpowiedzi rzuciłam się w jej ramiona i byłam zaintrygowana, że mogę poczuć jej ciało, mimo że jest duchem. Musiała wiele się nauczyć, by pojawiać się w cielesnej postaci. Serce mi się krajało, że tyle czasu uczyła się w samotności, mając tylko zwierciadło do oglądnięcia mojego życia i wrogość mojego ojca u boku.
- Nie wiem ile czasu mi zostało, ale czy przynajmniej zachowasz mnie w swoim sercu i będziesz o mnie pamiętać? - zapytała cicho, a jej aksamitny głos owiał moje ucho. Ścisnęłam ją mocniej nie chcąc kiedykolwiek ją wypuścić z objęć.
- Oczywiście, mamo. - oznajmiłam krótko i się rozpłakałam.
   Dorian lekko odkaszlnął i zwrócił przez to naszą uwagę na siebie. Kciukiem pokazał otwarte drzwi od Sali Rady i lekko, nieśmiało się uśmiechnął.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale zdaje mi się, że musimy już tam iść. Szybko im to poszło.
   Kiwnęłyśmy głową i oddaliliśmy się od siebie, łapiąc się za ręce.
   Za niecałą minutę dowiemy się o dalszych losach. Za niecałą minutę zapewne będę zdruzgotana negatywnym werdyktem Rady, w której mój ojciec nie uczestniczył.
   Za niecałą minutę umrę załamana.


_______________________________________
Jeszcze jeden rozdział :D 
Który już mam napisany ;p

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Serce Śmierci 23


________________________




_________________________

   Dorian położył mi dłoń we wgłębieniu pleców i lekko popchnął w stronę Sali Rady, abym się w końcu ruszyła. Czułam w całym ciele niesamowite napięcie, które nawet mocą Śmierci nie mogłam wymazać. Chciało mi się znowu wymiotować, chciałam zagłębić się w swoim łóżku, zamiast tutaj być. 
   Przekroczyliśmy próg, a wszystkie oczy zwróciły się ku nam. Podniosłam powoli głowę, aby się przekonać, czy faktycznie jesteśmy w centrum uwagi, ale niestety tak było. Sala była w całkowitej bieli, co raczej wyobrażałam sobie w ciemniejszych kolorach. Na środku sali znajdował się biały stół sędziowski, gdzie siedem osób siedziało na jasnych i wielkich krzesłach. A po środku z nich urzędował... tatko. 
    Przełknęłam gulkę śliny, która nagle uformowała mi się w gardle i odwróciłam od niego wzrok.
    Po prawej i lewej stronie znajdowały się kolumny równie rażąco białe, jak wszystko, co się tutaj znajdowało. Pomiędzy nimi widniał następny wielki stół, który raczej wyglądał jakby był zrobiony ze ściany. Za nim siedziała gromada Śmierci, którzy mają za zadanie przyuważyć, aby wszystko przebiegło zgodnie z Wielkim Kodeksem Śmierci. Mają prawo także do własnego głosu i do tego, choć w małym stopniu, aby zadecydować o losach oskarżonych. W tym przypadku nas.
    Na ziemi znajdowały się wielkie białe płytki, które mimo swojej odbijającej świetlistości, w dotyku były szorstkie. Czułam jak podeszwa ledwo ciągnie się na nich. Zaś sufit był tak uderzająco duży, że nie byłam pewna w którym momencie kończy się ściana, a w którym zaczyna się sufit, a to wszystko przez tą biel. 
Poczułam na plecach, że Dorian mnie lekko pogłaskał i dał tym sposobem znać, żebym się już zatrzymała. Weszliśmy na minimalny podest i stanęliśmy w bezruchu, łapiąc się za dłonie. Dopiero teraz przyjrzałam się ojcu, który siedział na podium i patrzył na mnie oburzonym wzrokiem. Zacisnął usta w wąską linię i wiedziałam, że stara się nie wybuchnąć na oczach całej Rady Śmierci. Tego jeszcze by brakowało...
- Proszę o przesłanie nam obrazów, które uzasadniają dzisiejsze spotkanie. - odezwała się kobieta po pięćdziesiątce, o rudych i kręconych włosach, która siedziała po prawej stronie ojca. 
    Dorian kiwnął głową i zamknął oczy, spełniając rozkaz. Tuż po tym, jak je otworzył, spojrzał na mnie i dał mi znać, bym teraz ja to zrobiła. Wypuściłam wcześniej wstrzymane powietrze i ścisnęłam go za rękę. Spuściłam głowę i przymknęłam powieki, wracając wspomnieniami od pierwszego dnia spotkania się z Fisją, aż po niedokończenie swojej listy obowiązków na Brayanie. 
     Gdy uniosłam wzrok na ojca zauważyłam, że ledwo powstrzymuje się od rzucenia wszelkich obelg w moim kierunku. No cóż, powinien mnie rozumieć, jeśli znajdowaliśmy się w tej samej sytuacji. A właściwie ja teraz znajduję się w tej samej sytuacji co on tysiąc lat temu. Tylko, że ja chcę uratować ukochanego, a nie zabijać go. Skurczybyk, ukatrupił moją matkę.
     Przypomniały mi się słowa Instruktora. 
,,(...)Bo nie nadszedł jeszcze termin narodzin. Stanął przed Radą a oni dali mu wybór. Tylko, że w tamtych czasach, kiedy jeszcze były inne zasady i twój ojciec nie zasiadł na tronie, było możliwe uczucia do śmiertelników. Był luz, swoboda, którą dało się odczuć. Śmierć nie czuła się w niebezpieczeństwie złamania Wielkiego Kodeksu Śmierci, gdyż nie ważne co by zrobiła i tak nie stąpało się wbrew prawu. ''
    Wezbrała się we mnie złość.
    Czyli to przez niego wszystko jest niemożliwe? Czyli to przez niego nie mogę połączyć się z Brayanem i to dlatego staję tutaj przed Radą? Gdyby nie on, Doriana by tutaj nie było, a ja tylko prosiłabym o żywego Brayana. 
- Natasho, masz jakieś usprawiedliwienie na swoje poczynania? - zapytał przez zęby tatko, przerywając moje zamyślenie.
     Miałam ochotę podejść do niego i zacząć go walić aż do końca jego śmiertelności. 
    Odchrząknęłam i uniosłam dumnie głowę, aby mu pokazać, że nie wstydzę się swojej osobowości, która złamała wiele zasad Wielkiego Kodeksu Idiotów. 
- Oczywiście. - oznajmiłam krótko, a gdy zauważyłam w jego oczach iskrę wściekłości, delikatnie się uśmiechnęłam, żeby bardziej go wkurzyć. - Zaprzyjaźniłam się z człowiekiem, bo nie czułam się dobrze w świecie ludzkim zupełnie od nich odizolowana. Ona mnie rozumiała, ona mnie kochała taką, jaką właściwie nie byłam, gdyż nie zdradzałam jej własnego pochodzenia, ani nie zwierzałam się ze swoich wieczornych wyjść do pracy. Akceptowała mnie na tyle, na ile byłam dla niej otwarta. Lecz kiedy dowiedziała się o mnie prawdy, nie uciekła z krzykiem i nie zaczęła rozpowiadać o nas plotek, tak jak nam mówiono. Wręcz przeciwnie. Poczułam, że jeszcze bardziej się przybliżyliśmy i staliśmy się na prawdę przyjaciółkami, której nigdy nie miałam nawet w świecie Śmierci. I mimo, że nie znajduje się to w Wielkim Kodeksie Śmierci, wiem że mam do tego prawo, gdyż... - zawiesiłam na chwilę głos, aby spojrzeć głęboko w oczy mojemu ojcu, który lada chwila a by wybuchł. Odetchnęłam głęboko i kontynuowałam. - Mam prawo do przyjaźni z człowiekiem, tak jak i do miłości, gdyż to w połowie moje naturalne środowisko. W końcu jestem pół człowiekiem, czyż nie? 
    Jego oczy na moment zamarły. Kontem oka zauważyłam, że reszta Rady kiwnęła znacząco głową i zaczęła gryzmolić coś na kartce. Domyślałam się, że boją się zareagować w jakikolwiek inny sposób, gdyż wiedzieli, że tatko chciał zataić ten znaczący fakt i teraz chwila dzieli go od wybuchu. Uniosłam kącik ust do góry i kontynuowałam:
- No więc tyle w sprawie przyjaźni. Jeśli chodzi o mojego chłopaka, Brayana, także doszukiwałam się informacji. Pokochałam go niemalże przy pierwszym spotkaniu. To dzięki niemu zapominałam o problemach świata Śmierci i stąpałam z uśmiechem na twarzy po świecie ludzkim. To dzięki niemu spojrzałam inaczej na życie, nie tylko innych, ale także na moje. Nie wiedziałam, że mogłam normalnie cieszyć się życiem ludzkim, gdy do niego nie należę. Przynajmniej wtedy nie wiedziałam, że do niego należałam. Oczywiście, pewnego wieczoru poczułam pociąg fizyczny do niego, więc tak się stało, że to zrobiliśmy. Ale rzecz jasna o szczegółach Rada nie chce słyszeć - uśmiechnęłam się do nich i zauważyłam, że Dorian powstrzymuje prychnięcie śmiechem. Z satysfakcją przemawiałam dalej. - Chciałabym oznajmić, że doszukiwałam się pewnych informacji na temat swojej matki. I właśnie dowiedziałam się, że ona nie tylko była człowiekiem, ale także znajdowała się na liście mojego ojca. Nie było to łamanie zasad, gdyż w końcu przed wejściem na tron, mogli się kochać bez ich łamań. Ewidentnie była możliwość kochania śmiertelnika, gdyż Śmierć zakocha się w człowieku tylko wtedy, gdy to będzie jego tak zwana 'bratnia dusza'. I przy pierwszym współżyciu poczną pierwsze dziecko ich NIEzakazanego związku. - dla efektu złapałam się za brzuch. - Niestety nadeszły czasy, gdy teraz jest to zakazane, chociaż z logicznego punktu widzenia, przed przeznaczeniem nie można uciec. Tak jak i przed Śmiercią. I tym sposobem można także oznajmić, że przed Śmiercią i człowiekiem nie można zwiać, bo i tak byśmy się spotkali kiedykolwiek indziej. 
     Odetchnęłam z ulgą. Dobra, jeszcze jedno zostało do wyjaśnienia.
- Zwracam się z prośbą do Rady, żebyście pomogli mi znaleźć racjonalne wyjście z tego dołka. Na domiar tego mój ukochany jest na mojej liście, a ja nie chcę być jak mój ojciec i ukatrupić swoją drugą połowę i jednocześnie ojca mojego dziecka. Do tego dostałam następne dusze do uwolnienia, ale nie mogę ich przyjąć, gdyż Brayan nadal żyje. I chcę by żył. Wiem jakie są konsekwencje moich poczynań, ale... Nie ukatrupię go. 
     Nastała cisza, przez co usłyszałam swoje głośne bicie serca. Czekałam na werdykt, ale Rada była zbyt bardzo zajęta gryzmoleniem czegoś w swoich notatkach. Jedynie mój ojciec patrzył na mnie beznamiętnie i zauważyłam, że bił od niego taki chłód, że aż się zastanawiałam, czy Śmierć nie może umrzeć. Jeśli może, on zaraz mnie ukatrupi. 
- Przeniesiemy jego osobę do listy innej Śmierci. A drugą damy komuś innemu. - oznajmił beznamiętnie tatko i już miał młotkiem stuknąć, aby 'uczcić' jego postanowienie, ale przerwał mu mój krzyk. 
- NIE! - wrzasnęłam, aż Dorian podskoczył. - Nie może zginąć! Nie może! On jest mi potrzebny! On jest... On jest dla mnie wszystkim! - oczy zaczęły mnie piec, a po policzku popłynęła łza. - On... On musi być ze mną. Nie wytrzymam bez niego swojego życia. Ja mogę umrzeć, ale nie on. - Wzięłam głęboki wdech, bo nagle poczułam się jakbym była w próżni. Zamknęłam oczy, gdyż w głowie mi się zakręciło. Lecz gdy je otworzyłam, spojrzałam złowrogo na mojego ojca. - Nie popełniaj błędu, takiego jak Ty zrobiłeś. Uśmierciłeś moją matkę, chociaż ją kochałeś. Prawda? Przecież wiesz co to miłość, wiesz jak ciężko żyć bez niej. Wiesz, że dalsze życie nie jest ważne, kiedy nie ma jej przy tobie. Mimo, że ja się urodziłam i tak czułeś stratę. Przy niej poznałeś, co to są uczucia, co to jest mieć serce. Ale przy jej śmierci, ona odebrała ci je. Ale tato, proszę. To nie oznacza, że masz stać się zimnym i uśmiercić mojego ukochanego. Chcesz, aby jej cząstka, czyli ja, tak samo została zraniona? Proszę, zrobię wszystko, ale pozwól mu przeżyć. On musi żyć dla mnie i... dla naszego dziecka.
    Jego twarz raptownie zbladła, chociaż nadal widać było, że gotowała się w nim złość. Zauważyłam, że młotek w jego dłoni pojawił się znowu na stole, a jego ręka stała się bezsilna. Czyłam, że coś jest nie tak, że coś ukrywa. Chciałam coś dodać jeszcze, ale przerwała mi przezroczysta postać, która wyłoniła się zza ściany za krzesłem mojego ojca. Dorian uścisnął mocniej moją dłoń, więc podejrzewam, że nie tylko on się tej istoty przestraszył. 
    Kobieta, która mimo lekkiego niewyraźnego wyglądu, wyglądała pięknie. Miała nie więcej niż trzydzieści lat, a jej czarne, proste włosy dodawały jej bardziej uroku. Na sobie miała białą flanelową sukienkę, która znaczyła, że nie była z naszego wieku. A to znaczyło, że jest duchem. 
- Kochanie. - odezwała się spokojnie, stając obok mojego taty po prawej stronie i kładąc niewyraźną dłoń na jego barku. Wszyscy zwrócili się w jej kierunku najwyraźniej zszokowani, a mój ojciec zbladł, zauważywszy ją. Kobieta spojrzała na niego, lecz po chwili przeniosła swój zielony wzrok w moim kierunku, wysyłając mi przy okazji jeden z najczulszych uśmiechów, jakikolwiek widziałam. - Nasza córka ma rację. 


____________________________
I tym oto sposobem zostały z dwa rozdziały do końca :) 
Ktokolwiek jeszcze czyta? :) 

piątek, 9 sierpnia 2013

Serce Śmierci 22

 








________________________________


 





______________________________

   Fisja popchnęła mnie nieznacznie, abym odsunęła się od już prawie zapełnionego kosza na śmieci i zwymiotowała.
- Czyż ty, do kurwy nędzy, żartujesz sobie? - warknął Dorian zaciskając pięści, aż mu zbielały kłykcie.
W pomieszczeniu panowała elektryzująca atmosfera. Kręciło mi się w głowie od nadmiaru informacji. Moja matka była śmiertelniczką i poszłam w jej ślady, by spłodzić dziecko... Dziecko silniejsze niż typowa rasa Śmierci? Nie, to niedorzeczne. Poza tym...
- Dorianie, opanuj się. Nie ma tu żadnego powodu do żartów. - oznajmił oschle Gregory i wstał, podchodząc do nas. Przyłożył delikatnie dłoń do kręgosłupa mojej przyjaciółki, która ponownie zwymiotowała do kosza - Z tego co widzę, mamy kolejną sprawę do omówienia i rozwiązania.
- Łapy precz od mojej kobiety. - warknął, ale nadal stał na swoim miejscu. Zauważyłam, że cały aż się gotował w środku. Wstałam powoli z podłogi i spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Po chwili Instruktor skierował się w stronę biurka, a mnie skręciło ponownie w żołądku. Jednakże powstrzymałam odruchy wymiotne.
    Po chwili namysłu Gregory usiadł i rozłożył się w fotelu, przymykając na sekundę oczy. Pomasował swoją skroń, jakby dręczyła go migrena.
- Czemu Fisja jest w ciąży? - zapytał znienacka Dorian.
     Gregory uniósł brew, a po chwili spróbował się powstrzymać od śmiechu.
- Bo z nią współżyłeś? - odpowiedział pytaniem, na pytanie.
    Chłopak ściągnął brwi, jakby go to bardziej rozgniewało. Widziałam, że coraz bardziej zmaga się z własnymi problemami, czy też przemyśleniami.
- Nie rozumiesz... - odparł po chwili. Wypuścił powietrze z płuc, a gdy spróbował coś dopowiedzieć, pokręcił głową i załamany poczochrał swoje ciemne włosy. - Czemu ona teraz jest w ciąży?
- Nie rozumiem. - powiedział Gregory najwyraźniej zainteresowany.
     Dorian pokręcił głowę zrezygnowany i schował twarz w dłoniach. Po chwili jednak się wyprostował i spojrzał na niego.
- Coś ci wyśle. - stwierdził i zamknął oczy, wysyłając obrazy Instruktorowi swojej przeszłości. Zainteresowało mnie to, choć podejrzewam, że to miało związek z Fisją.
     Po paru sekundach oczy Gregorego się zwiększyły. Zagwizdał przeciągle i wstał robiąc parę kroków w stronę okna za sobą, lecz po namyśle wrócił na miejsce. Spojrzał na mojego przyjaciela i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jesteś bardziej pokręcony, niż sądziłem. - zaśmiał się oschle i położył łokcie na biurku. Gdy Dorian naprężył bardziej swoje ciało z nerwów, zaczął kontynuować - Wiesz... Współżyliście ze sobą wcześniej, przed usunięciem jej pamięci, a jak już wcześniej powiedziałem, przy współżyciu poczniecie pierwsze dziecko. Nie była, po waszym rozstaniu-o ile mogę tak to nazwać- w ciąży, gdyż w końcu usunąłeś z otoczenia WSZYSTKO, co miało związek z tobą, drogi kumplu. W tym początek małego płodu.
    Słyszałam, że zachłysnął się powietrzem. No cudownie, nie dość, że mamy taką sytuacje, to będzie się winić za to, że usunął nowo poczęte życie. Wprost świetnie.
-  W takim razie musicie iść razem do Rady. I to jak najszybciej. - stwierdził i spojrzał się na mnie.
- Czemu tak szybko? - zapytałam cicho. Głos ugrzązł mi w gardle.
- Bo nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że powinnaś właśnie być w pracy i tym sposobem nie tylko twój mężczyzna chodzi jako żywy trup, ale także i wiele innych istnień. Wiesz w końcu jakie są konsekwencje, prawda?
    Oczywiście, że wiem. Skinęłam głową, ale mimo to wyjaśniał dalej.
- Gdy nie zbierzesz w ciągu dwudziestu czterech godzin tych wszystkich dusz, będzie więcej żyjących umarłych. Będzie więcej list. Ludzie będą konać w łóżku przez wieczność, nie przez chwilę. Jedna niewyciągnięta dusza równa się nawet tysiąc innych ofiar. Rozumiesz konsekwencje, prawda?
    Znowu skinęłam głową nieco oburzona. Wiem o tym doskonale, ale przez jego słowa poczułam, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Wiem, że źle postąpiłam zachowując na świecie własnego chłopaka, ale powinien się postawić w mojej sytuacji. Gdyby to ode mnie zależało, nie zmieniłabym własnego zdania. Nie będę chciała wyciągać go z ciała. On musi być mój, on ma żyć. Żyć na tym świecie, troszczyć się o nasze dziecko.      Niech ze mną się stanie cokolwiek, ale chcę mieć pewność, że im nic nie będzie groziło. Że żyją szczęśliwie i długo.
     Po moim policzku spłynęła łza.
- Natasho, mówiłem Ci, żebyś się nie rozklejała przy mnie, bo to nic nie pomoże.
     Dorian w końcu poruszył się i ruszył w naszym kierunku. Chciał ukucnąć przy Fisji, która nadal otulała kosz na śmieci, ale w ostatniej chwili się zawahał. Spojrzał na mnie i się wyprostował. Posłał mi wyrazy współczucia i powoli przybliżył dłoń do mojej twarzy, ścierając kciukiem błądzącą po policzku łzę. Przymknęłam oczy i kiwnęłam głową na znak podziękować.
    Kucnął obok Fisji i zaczął głaskać jej włosy.
- W takim razie, jeżeli to już wszystko, mogę w końcu wezwać Radę?
    Głucha cisza odpowiedziała samo przez się, więc sięgnął po telefon i uniósł do ucha słuchawkę. Wykręcił parę cyfr i po chwili zabrał głos.
- Witam, z tej strony Gregory, Instruktor Śmierci. Chciałbym ustawić spotkanie Rady na temat Natashy i Doriana ze świata Śmierci. I, o ile jest wolny termin, jak najszybciej. - zamilkł na chwilę, a trzy pary oczy patrzyli na niego z uwagą i strachem. - Oczywiście, dziękuję. - odezwał się i odłożył słuchawkę - Za 15 minut macie być w Sali Rady.
    Wypuściłam ze świstem powietrze i zaczęłam z nerwów dygotać. Dorian to zauważył i wstał, podchodząc do mnie i mnie przytulił. Nie odwzajemniłam uścisku, gdyż całe ciało miałam sparaliżowane przez adrenaline, którą odczuwałam w krwiobiegu. Zachłysnęłam się znowu powietrzem, a po chwili poczułam, że przyjaciel głaszcze mnie po włosach starając się mnie uspokoić.
- Poradzimy sobie, Natasho. Wszystko będzie dobrze. - oznajmił cicho, a ja, choćbym chciała, nie wierzyłam w jego słowa.

***

     Piętnaście minut później stanęliśmy w dwójkę przed wielkimi dębowymi drzwiami. Hol był wielki, z białymi ścianami i kwiatami paproci w rogach pomieszczenia. Jednakże ten wystrój bardziej spotęgował moje nerwy, gdyż poczułam, że ta bieda na korytarzu specjalnie daje nam do zrozumienia, że nikłe są szanse do szczęśliwego rozwiązywania naszej sytuacji.
     Wzięłam głęboki wdech, aby ukoić niepokój, ale i tak to nic nie dało.
- Natasho, weź się w garść. - oznajmił Dorian, który obejmował mnie ramieniem i głaskał mnie kojąco - Pamiętaj, że nawet jeśli nam się nie uda, przynajmniej próbowaliśmy.
     Kiwnęłam głową.
- Dorian i Natasha proszeni są do Sali Rady - usłyszeliśmy w głowie głos, a ciarki się spotęgowały na całym ciele.
     Drzwi, które sięgały aż do samego sufitu, same się otworzyły, a mi się aż zakręciło w głowie od tych wszystkich budzących się we mnie emocji.
     Świetnie, niedługo dowiemy się wszystkiego, co się stanie z nami i z naszymi ukochanymi osobami. Niedługo wszystko się rozwiąże, a my będziemy wygnańcami w nicości.



____________________________________________________
Tak jak i ciąg dalszy, końcówka już niedługo :)