poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Serce Śmierci 13

 

 
 
 
 
 
 
 
_____________________





 
 
 
 
 
 
_______________



   Siedzieliśmy teraz nieco skrępowani całą sytuacją. Wysłałam Dorianowi wiadomość telepatyczną, że on nie wie nic o naszej rasie. Kiwnął głową na znak, że rozumie.

    Brayan patrzał się na mnie, a ja na niego. Nam osobiście ta głucha cisza nie przeszkadzała, ale wiedziałam, że im tak. Poprawiłam się na jego kolanach i przejechałam palcami jego włosy, po czym zwróciłam się w kierunku towarzyszy. Mój nowy kumpel nadal się nam przyglądał, a Fisja bawiła się znudzona włosami.

- A więc co będziemy robić? - zapytałam.

- Oglądniemy ten badziewny horror do końca zapewne - zaczęła przyjaciółka - a potem może zagramy w butelkę - zachichotała.

- Ta, jasne - odparłam.

- Długo razem jesteście? - zapytał znienacka Dorian. Przestraszyłam się, gdy w jego głosie usłyszałam normalny ton. Czyżby na prawdę się interesował moimi przyziemnymi sprawami miłosnymi?

- Od paru dni, czy nawet godzin. - odpowiedział za mnie Brayan, a mnie ciarki przeszły po całym ciele, kiedy położył dłoń na moich plecach i zaczął przejeżdżać po nich palcem.

- A wyglądacie jakbyście byli starym małżeństwem - przekrzywił głowę i zaczął się intensywnie przyglądać - Ale serio...-dodał- pasujecie do siebie. Nigdy nie widziałem Natashy w takim stanie.

- W jakim? - zapytał zdziwiony i rozśmieszony zarazem.

- Wiesz, znam ją od dawna i się ostatnio trochę zdziwiłem, że stała się taka... inna. I to można uznać za pozytywne - wzruszył ramionami i upił łyk piwa. Po chwili znowu się spojrzył na mojego towarzysza- Chcesz piwo?

- Z miłą chęcią. - odparł a ja już chciałam krzyczeć, aby przypadkiem jemu nie zwizualizował. Ale ku mojemu zdziwieniu Dorian wstał i poszedł do kuchni. Wrócił po sekundzie (pewnie nawet nie dotarł do lodówki) z ośmiopakiem piwa. Położył na stole i usiadł ciężko na swoim miejscu i westchnął.

- Żeby za często nie chodzić, wziąłem więcej. - powiedział. Otworzył jedno i mu podał.

- Dzięki.

- Nie ma sprawy. Tak więc - podniósł swoje piwo i stuknął się ze wszystkimi butelkami - za dobry początek znajomości.

- I za dobre rozwinięcie przyjaźni - dodała przyjaciółka i mrugnęła mi oczkiem dając mi znać, że niedługo zrobi krok dalej w 'znajomości' z Dorianem. No, no. Długo nie musiałam czekać, aby się przekonać, że Fiss wcale się nie zmieniła. Przynajmniej nie zmienił ją fakt, że nie jesteśmy ludźmi.

- Zdrowie - powiedział Dorian i każdy z nas wypił łyk piwa.

***



   Oczami Doriana.

   Wlałem w siebie tyle piwa, ile jeszcze żaden człowiek nie wypił od początku świata. Ale mimo to nie zelżało mi na sercu, ciągle czułem ten wielki kamień w klatce piersiowej, który z każdą chwilą coraz bardziej mnie palił.

   Upiłem kolejnego łyka. Dobrze, że przynajmniej ten nowy Natashy nie widzi, że z każdym moim łykiem, mam coraz więcej piwa w butelce. Czułem ich miłość do siebie. Przyznam się znowu, że byłem strasznie durny, że nie zajrzałem jej w serce. Gdybym zauważył to w pore, na pewno tą sytuację dałoby się uniknąć. Teraz jest już za późno na czcze gadanie.

   Kolejny łyk i coraz większy ból w sercu. Odpowiedziałem coś Brayanowi, chociaż myślami byłem gdzie indziej. Chciałem, próbowałem oddalić wspomnienia, ale nie dało się. Czułem je fizycznie i psychicznie. Chciałbym powiedzieć, że uporam się z nimi. Ale byłby to wielki błąd, wielkie kłamstwo.

   Poprawiłem się na niewygodnej sofie i odkaszlnąłem. Spojrzałem ukradkiem na Fiss, która obrywała nalepkę z butelki. Wiedziałem, że robi tak, kiedy jest zamyślona. O czym ona myśli? Nie chciałem wejść do jej umysłu, chociaż pokusa była wielka. Ale nie będę łamał swoich nowych zasad.

   Podniosła nagle głowę, jakby ją olśniło. Spojrzałem na innych towarzyszy i zobaczyłem, że zaczęli się namiętnie całować. No, no. Nie przywykłem do obrazu, gdzie Natasha siedzi okrakiem na facecie. I to jeszcze ludzkim.

   Poczułem szturchnięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Fisja się przybliżyła.

- Chodź. - złapała mnie za rękę i wstała, ciągnąc mnie za sobą - Przecież nie będziemy im przeszkadzać.

   Odpowiedziałem coś niezrozumiałego, bo zdziwiłem się nagłym dotykiem jej dłoni. Odczuwałem jej ciepło i dobroć. No i oczywiście promile we krwi. Mimo tego nie była tak pijana, jak powinna być.

   Zaprowadziła mnie do kuchni i otworzyła lodówkę.

- Chcesz coś do jedzenia? - zapytała i spojrzała na mnie. Uśmiechnęłem się drwiąco. - Jejku. Ty nie jesz, prawda?

- Czasem jem - odparłem - gdy zajdzie konieczność, albo gdy mam na coś ochotę.

- Masz na coś ochotę? - zapytała ucieszona.

- A ty? - zdziwiła się moim pytaniem. Zmieszała się troszkę i zamknęła lodówkę. Oparła się o zlew, który znajdował się na przeciw mnie.

- Nie wiem. Zaproponujesz coś? - uśmiechnęła się.

- Hmm... Może... Gofry?

- Nie...

- Czekolada?

- Nie jesteś w zgadywanie dobry - odparła śmiejąc się, a moje serce lekko się ścisnęło.

- To może lody truskawkowe, z posypką czekoladową, bitą śmietaną i kolorowe draże na górze? Oczywiście do tego sos toffi.

   Na moją propozycję mocno się zdziwiła. Przełknęła ślinę i zaczęła znowu bawić się włosami. Była piękna, muszę przyznać. Taka słodka i niewinna.

- To moje ulubione - stwierdziła zawstydzona.

- To co... - zwizualizowałem dwie miski tego deseru i jedną wręczyłem jej. Ale pokiwała przecząco głową.

- Odwizualizuj to, czy coś.- Wstała i otworzyła zamrażalnik - Zrobimy to sami.

- Sami? - zapytałem ze zdziwieniem. Miski zniknęły.

- Oczywiście. Nie można iść na łatwizne. Aby mieć ten smakołyk, musisz się potrudzić, aby go zrobić.

- Oczywiście... - szepnąłem niedowierzając. Uśmiechnęłem się życzliwie, ale po chwili znowu moje wspomnienia powróciły. Cholera, nie może tak być. Tyle się starałem, aby było dobrze... Aby było dostatecznie dobrze. Chociaż i tak nigdy nie było...

- To co - wyrwała mnie z zamyśleń - Wyjmij miski i włóż do nich te lody - położyła pojemnik na stół.

   Spełniłem jej polecenie, ale nie wiedziałem, gdzie mają te cholerne naczynia. Stanęłem jak wryty i nie wiedziałem, od jakieś szafki (lub szuflady?) zacząć. Usłyszałem śmiech tuż za mną, a po chwili Fiss stanęła obok mnie. Klęknęła i otworzyła szafkę na dole. Uklękłem także tuż za nią, lecz ona tego nie zauważyła.

   Gdy wyjmowała dwa identyczne naczynia, odwróciła się w moim kierunku, aby mi podać. Nie wiedziała, że jestem na jej wysokości, dlatego uderzyła mnie naczyniami w głowę. Nic nie czułem, bo wkońcu jestem Śmiercią. Ale mimo to na mnie się rzuciła i zaczęła dotykać mojego czoła.

- Przepraszam, jejku. Przepraszam! - bąkała w kółko. Zaśmiałem się krótko i złapałem jej dłoń, która błądziła po mojej twarzy, jakby uleczała. Gdy nasze skóry się zetknęły, poczułem ciepło rozchodzące się po całym ciele.

- Przepraszam - powiedziała jeszcze, ale wyglądało to tak, jakby powtórzyła ostatnie słowo, które wpadło jej w pamięć. Patrzała się zahipnotyzowana w moje oczy, tak jak i ja w jej.

   Bolesne wspomnienia na chwilę powróciły, ale nie przejmowałem się nimi.

   Jej oczy błyszczały, chociaż były zamglone. Miała rozchylone usta, na które dopiero teraz zwróciłem uwagę i już nie odrywałem od nich wzroku. Wiedziałem, że to co się stanie zaraz, będzie prześladowało mnie do końca życia. Kolejne ukucie w sercu, kolejne wspomnienie ... Ale nie przejmowałem się tym. Wiedziałem, że fizycznie nie powstrzymam siebie, że jest to nieuniknione.

   Nasze twarze się przybliżały, aż w końcu nasze usta się spotkały.


_______________________________________


Dziękuję za wszystkie komentarze. Przepraszam za tak długą przerwę. Za bardzo zajęłam się drugim opowiadaniem, za co na prawdę przepraszam :(
Postaram swoje błędy naprawić.
Chciałam w tym rozdziale umieścić coś innego, ale stwierdziłam, że z tym jeszcze zaczekam :)
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że zrobiłam 'oczami Doriana' :)
Nie wiem jak wyszło, czy wam się spodoba.
Mam nadzieję, że tak ;*

Zapraszam na drugi blog :)
drzwi-przeznaczenia.blogspot.com

Będę chciała na Serce Śmierci zmienić szablon i nagłówek. Na razie szukam dobrego nagłówka, ale cienko mi to idzie :D

Do zobaczenia wkrótce ! ;*

Ps. Z teledysku tego mam bekę, dlatego wstawiłam ^^



Obserwujcie, komentujcie :)

sobota, 20 kwietnia 2013

Serce Śmierci 12


 
 
 
 
 
 
 _______________
 
 
   
 
 
 
 
 
 
 
_______________



   Znowu pojawiłam się w szpitalu, ale w innej miejscowości. Niewidzialna poruszałam się po oddziale położniczym, lustrując wszystkie napotkane osoby. W tym pomieszczeniu panowały nerwy, czasem pozytywne, czasem negatywne. Nie każdy chciał zostać ojcem, nie każdy był pewny, czy to właśnie jego dziecko. Każdy żył myślą, że będzie zdrowe, ale właśnie w chwili, kiedy na świat przychodzi maleństwo, ludzie popadają w wątpliwości i nadzieje.

    Za mną szedł Dorian, także w swojej 'niewidzialnej skorupie'. Spojrzałam przez ramię na niego i ściągnęłam brwi.

- Powiesz mi w końcu co z Tobą się dzieje? - zapytałam.

- Nie - odparł bez emocji i nadal szedł za mną z rękoma w kieszeniach.

    Cóż, przynajmniej teraz mam pewność, że coś się z nim dzieje. Spojrzałam znowu przed siebie i skręciłam w prawo do sali. Przeniknęłam przez drzwi i się skrzywiłam, kiedy zobaczyłam, jak młoda kobieta, z rozchylonymi nogami rodzi.

- Nigdy nie będę mieć dzieci - odparłam bardziej do siebie, niż do mojego towarzysza. On prychnął cicho śmiechem, jednakże po chwili także się skrzywił.

    Podeszłam bliżej pielęgniarzy, którzy podawali mężczyźnie, który tkwił między jej nogami najróżniejsze rzeczy. Ciemnowłosa kobieta płakała i słuchała się pielęgniarki, która co chwilę krzyczała 'przyj!' . Widziałam w jej oczach, że jej żar życia gaśnie. Była już wymęczona zaistniałą sytuacją i powoli odchodziła w nieznane rejony. Resztkami sił napierała się, ale pielęgniarka ciągle ją ponaglała.

   Moim zdaniem narodziny są piękne. Ale cały ten ból, który widzę w ludziach jest... śmiercionośny. Nie wiem jak jest u nas z narodzinami, bo nigdy nie spotkałam Śmierci, która urodziła. Owszem, widziałam w ciąży, ale... Nigdy nie słyszałam o tym bólu.

    Podeszłam bliżej pacjentki i przyjrzałam się jej uważnie. Tliła się w niej nadzieja, która zwiastowała narodziny dziecka, ale także ból, który doprowadzał ją do skraju wytrzymałości - czyli śmierci. Mimo tego widać było radość z powodu tego, że niedługo jej cząstka siebie wyjdzie na światło dzienne. Uśmiechnęłam się do siebie, bo sobie wyobraziłam, że także będę KIEDYŚ w tej samej sytuacji, co ona.

   Lekarz zawołał coś niezrozumiałego dla mnie, a pielęgniarze pobiegli bo następne narzędzia. Okazało się po chwili, że dziecko wyszło na świat. Rozryczało się, a młoda mama uśmiechała się radoście, lecz po chwili straciła przytomność i jej głowa opadła na niewygodną poduszkę.

   Odeszłam krok do tyłu, aby zobaczyć całą sytuację. Połowa załogi ruszyła, by ją ocucić i zbadać, a pozostali majstrowali coś przy dziecku. Podeszłam do lekarza, który stał teraz między jej nogami i także przyglądał się tej aferze. Pacjentka nadal oddychała powoli, ale nie odzyskała przytomności. Dali jej jakąś kroplówkę i zaczęli mierzyć jej ciśnienie. Usłyszałam, że z nią wszystko będzie dobrze. A więc spojrzałam na doktora, który cofnął się parę kroków do tyłu. Doszłam do staruszka i złapałam go za bark. Ciało opadło raptem na dół, rozległ się huk, ale jego duch został w tej samej pozycji.

- Dzień dobry - powiedziałam życzliwie - Witamy w nowym etapie życia.

***



- Nie męczy Cie ta praca? - zapytał Dorian, kiedy wyszliśmy od piątego klienta.

- A odpowiesz w końcu czemu chodzisz ze mną krok w krok? - zapytałam zirytowana. Wchodziliśmy właśnie na górkę, gdzie stał wielki dom.

- Mam dziś już wolne, a sobie pomyślałem... - zawiesił się na chwilę i stanął, patrząc się na ziemię. Odwróciłam się w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersi - ... Że chciałbym Cie lepiej poznać.

- Słuchaj - westchęłam i spojrzał na mnie - Rób jak chcesz, ale wiesz o tym, że jakoś będę próbowała obejść zasady i nie weźmiemy razem ślubu.

- Nie o to chodzi... - powiedział szybko.

- WIĘC O CO?! No powiedz mi do cholery, bo ja serio nie nadążam za Tobą - warknęłam.

- O nic - odwarknął i spojrzał na mnie z bólem. Uniosłam brew - Nie mogę po prostu Ciebie poznać? Nie mogę pooglądać Twojej pracy? Nie mogę nic innego robić, niż siedzieć w swojej durnej robocie?!

- Nie no... -speszyłam się. Nie widziałam go nigdy zdenerwowanego - Przepraszam - powiedziałam po chwili.

- To ja przepraszam - oznajmił po czasie i zaczął kopać butem w ziemi. Zrobiło mi się głupio. Wiedziałam, że coś mu gra na duszy, ale... To jest zupełnie inny Dorian. On zawsze był... taki... normalnie nienormalny. Fascynowały go tylko dziewczyny, które zaciągnie do łóżka. Interesowały go tylko zabawy dla dorosłych, nic innego. Nie chciał się do nikogo zbiżać, ani się bratać. Zawsze było... bez zobowiązań. A on teraz chce mnie bliżej poznać? Cóż, muszę być uprzejma dla niego. W końcu zauważyłam jego przemianę, wiem że jest teraz inny...

- Chcesz...- zapytałam niepewnie - ... przyjść do nas na pizze? Wiem, że nigdy nie jadłeś, ale...

- Jadłem - uśmiechnął się delikatnie. Zdziwiłam się odpowiedzią.

- Nooo ... okey? Więc... Chcesz spędzić ten wieczór we troje? Jakieś filmy... Ludzkie jedzenie... Żarcie...

- Piwo ? - zaśmiał się, a ja do niego dołączyłam.

- Może być - odparłam ze śmiechem.

- No to jak nie będę wam przeszkadzał, to mogę dołączyć.

- Świetnie - aż podskoczyłam z radości i klasnęłam w dłonie. Po chwili się opamiętałam, kiedy zobaczyłam jego zdziwienie i kpinę na twarzy i dodałam - To może... najpierw skończymy szybko robotę? - pokiwał głową kryjąc śmiech i pomaszerowaliśmy razem we dwójkę.

***



   Po robocie wylądowaliśmy w kuchni i od razu otworzyłam piwo, aby je zmrozić. Chociaż właściwie bezużytecznie, bo nasza moc zapewniała nam zimny alkohol zawsze, ale przy Fiss wolałam zachować choć trochę normy ludzkiej.

- Już jesteś? - zapytała przyjaciółka wychodząc w samej bieliźnie i (moim) szlafroku z pokoju. Gdy zobaczyła Doriana, od razu dostała niesamowicie krwistych rumieńcy i pobiegła szybko do łazienki. Zauważyłam, że przyglądał jej się z pożądaniem. No bo w końcu nawet ślepy chciałby znaleźć się przy takiej piękności. A Dorian? On w szczegolności.

- Tak, kochana. Jesteśmy - zaznaczyłam i od razu przypomniała mi się podobna sytuacja, kiedy Brayan wpadł parę godzin temu i jak Fiss także pojawiła się w takim 'ubraniu'. Na jego wspomnienie dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Wzdrygnęłam się i po chwili doszłam do ładu. Chciałabym móc go zobaczyć... Zaraz, zaraz. Cholera! Ja nawet nie mam jego telefonu komórkowego. Dorian odkaszlnął, wyciągając mnie z zamyśleń. Zwróciłam się w jego stronę. Miał w dłoni dwa otwarte piwa i jeden mi podawał.

- Proszę - podał mi butelkę i oparł się o lodówkę - A więc co najpierw robimy?

- Wpierw to musimy zaczekać na Fisję, aby sie przebrała - odparłam ze śmiechem.

- No tak - spuścił głowę z ustami wykrzywionymi w uśmiech .

***

- Nigdy się nie upijacie, nigdy nie macie kaca? - zdziwiła się, kiedy siedzieliśmy w moim salonie na sofie i oglądaliśmy jakiś badziewny horror. Była już trochę wstawiona, ale przynajmniej nie rzucała się jeszcze na Doriana.

- Nie - odpowiedział jej. Siedział pomiędzy nami, a więc obie musiałyśmy usiąść bokiem, aby siebie widzieć. Na szczęście moja rogówka była bardzo duża, a więc nie musieliśmy być ściśnięci.

- I możecie czarować kiedy tylko chcecie?

- Z rozwagą - odpowiedział krótko i wyczarował sobie kolejne piwo. Upił łyk z uśmiechem na twarzy.

- Noo... A piwo jest rozważne? - zaśmiała się Fisja i zabrała mu piwo z ręki, aby je wypić.

- Ej, to nie fair! - odezwał się i skrzyżował ręce na piersi z udawanym fochem. Zaczęłam się z nich śmiać na co Dorian popchnął mnie delikatnie i upadłam na ziemie. Oni wybychnęli śmiechem, ale mój nowy kumpel niemalże od razu(musiał powstrzymać wpierw swój śmiech) podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.
   
    Kiedy usiadłam, usłyszałam dzwonek do drzwi i szybko pobiegłam. Nie trafiłam w drzwi i walnęłam barkiem w ścianę, przez co się obróciłam. Oni znowu się zaśmiali, ale nie zwróciłam nawet na nich uwagi. Podbiegłam do drzwi, serce zaczęło mi łomotać jak oszalałe, a gdy je otworzyłam, od razu naskoczyłam na Brayana, który stał na zewnątrz z wielką pizzą.

- Jejku! Nie wiedziałam że wpadniesz! - przytuliłam się mocniej. On ucałował mi włosy.

- Zdałem sobie sprawę, że nie mamy jak się ze sobą skontaktować. I tak za Tobą się stęskniłem, że... - musnął wargami moje ucho, a dreszcze znowu przebiegły przez całe moje ciało - ... że przyniosłem pizze - odparł a ja się po cichu zaśmiałam - Może wejdziemy?

- Tak, tak - złapałam go za rękę i wprowadziłam do domu. Kiedy weszliśmy do salonu, przypomniało mi się, że tu jest Dorian. Cholera, mam nadzieję, że nie palnie mu o naszej rasie. Mam nadzieję, że nie zauważy, że jestem aż tak przywiązana do tego chłopaka...

    Odchrząknęłam i przedstawiłam im sobie. Dorian się uśmiechnął, podał mu rękę i patrzał na niego z zainteresowaniem.


________________________________________________
Witam ponownie :)
Stwierdziłam, że będę pisała krótsze rozdziały, ale za to częściej będę dodawać :)
Niedługo chcę zrobić coś potwornego w tym opowiadaniu, ale ciągle sobie myślę 'a to w następnym rozdziale' 'a to później' ... i tak jest zawsze :D
A więc się spodziewam, że niedługo będzie pewne coś, co już miałam w planie od pierwszego rozdziału uczynić :D


Jak wiecie, mam nowe opowiadanie ( drzwi-przeznaczenia.blogspot.com ) i jest już prolog, oraz 1 rozdział. Chcę niedługo (za parę godzin) wkleić rozdział drugi, ale powstrzymuje mnie fakt, że przy 1 rozdziale jest mało komentarzy - nie chcę, aby czytelnik miał dużo zaległości :)
A więc zachęcam do czytania, nie jest tego dużo :)
 

środa, 17 kwietnia 2013

Serce Śmierci 11














___________________






 
 
 
 
 
 
 
 _________________





  Złapałam kubek z ciepłą melisą i powędrowałam do Fiss. Zapukałam i po cichu otworzyłam.

    Przyjaciółka leżała na łóżku z kartką i długopisem, a po jej policzkach leciały spokojne łzy. Podniosła głowę i uniosła brew.

- Przyniosłam Ci herbatkę - wkazałam na kubek i położyłam ją na stolik nocny.

- Dzięki - usiadła i zrobiła mi miejsce, abym usiadła - Pod wpływem nerwów zapisałam sobie parę pytań do Ciebie. Aby nie zapomnieć - wzruszyła ramionami i dłonią otarła łzy. Podeszłam do niej i usiadłam sztywno. Serce waliło mi jak oszalałe, z resztą już do tego przywykłam. Od bardzo dawna (niemalże od tysiąca lat) nie biło mi serce. A teraz? Puka mi w piersi prawie zawsze.

- To zaczynaj.

- No to... - spojrzała na liste i próbowała rozczytać siebie - Czemu mi nie powiedziałaś? - uniosła wzrok na mnie.

- Bo... - odkaszlnęłam - Mamy swój Wielki Kodeks Śmierci. Jedna z jej zasad zakazuje mówić o naszej rasie innym gatunkom, że tak powiem. Jeżeli zaś powiemy, istnieje jakieś... niebezpieczeństwo dla nadawcy, jak i odbiorcy.

- Jakie?

- Nie wiem. Mój tatko, to znaczy szef tego pilnuje, nie wiem co się dzieje wtedy. Nikt tego nie wie, oprócz właśnie niego.

- Twój ojciec jest szefem ?!

- No tak. Jestem jedyną córką... I z tym się wiążą kolejne moje obowiązki - Wzruszyłam ramionami i spuściłam głowę.

- Jakie?- zapytała od razu.

- Między innymi to, że przejmuję teraz jego tron. I nie będę mogła opuszczać swojego biura. Nie będę mogła się zbliżać do was. Będę odizolowana.

- CO?! - warknęła - Jak to?! To... Zaraz, zaraz. Ty mówiłaś mi to. Ale...

- Ja Ci wszystko mówiłam, Fiss- powiedziałam ze skruchą - Ale omijałam niektóre szczegóły...

- Szczegóły? To mają być szczegóły?! - westchnęła wściekła - Nash, ja rozumiem, że zasady, ale ... przyjaźń? Wiesz co symbolizuje przyjaźń, prawda?

- Tak, wiem. I Cie rozumiem. Ale... Mogę to jakoś naprawić? - spojrzałam na nią i oczy zamgliły mi się łzami.

    Spodziewałam się, że zaraz walnie mnie w policzek. Ale ona spuściła głowę na całą zapisaną kartkę i przez chwilę się w nią wpatrywała. Zauważyłam na niej gryzmoły, jakieś przekreślone, podmokłe przez łzy wyrazy, które formowały się w pytania. Na które miałam odpowiedzieć. Podniosła jeszcze raz głowę i uniosła brew, kiedy zobaczyła, że po moim policzku poleciała łza. Jednakże znowu powrócił jej ponury, smutny wyraz twarzy.

- Zapytałam się czy wiesz, co symbolizuje przyjaźń... - zapytała.

- Tak wiem. Byłam zołzą. Ty mi wszystko mówiłaś, byłaś szczera, a ja...

- NIE! - przerwała mi - Czyli nie wiesz co znaczy przyjaźń, prawda?

- Wiesz... Jesteś moją pierwszą i jedyną przyjaciółką, od wielu, wielu lat... - zobaczyłam, że delikatnie jej usta wykrzywiły się w pół uśmiechu, a oczy się załzawiły. Po chwili zgniotła całą kartkę i rzuciła w kąt.

- Przyjaźń to wybaczenie, Natasho - stwierdziała i rzuciła mi się na szyję, przytulając mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.



 

***



    Po paru godzinach rozmów z przyjaciółką, dowiedziała się o mnie niemalże wszystko. Powiedziałam jej o swojej rasie, o kodeksie (krótko, aby jej nie zanudzić), oraz o wszystkich zdolnościach, jakie posiadamy. Opowiedziałam jej także jak wygląda moja praca.

- Ale jak to działa? Przecież mnie dotykałaś, ale duszę mam na swoim miejscu - powiedziała, lecz po chwili uniosła brew zszokowana - Chyba. Prawda?! - w odpowiedzi zaśmiałam się głośno, a ona dołączyła do mnie.

- Oczywiście, że wszystko masz na miejscu. Kiedy dostajemy listę, którą daje nam ten palant...

- Palant? - przerwała mi.

- No ten, co się zjawił wtedy - wzruszyłam ramionami.

- Czemu palant?

- No bo on... - wypuściłam głośno powietrze - Jak Ci to powiedzieć. Jest głupkiem, który ściąga do swojego łóżka każdego osobnika płci przeciwnej...

- Czyli kobiety?- znowu mi przerwała - Dobra, wygląda na takiego, ale... Czemu palant? To nadal tego nie tłumaczy.

- No bo jest wredny, chamski...

- Co?! - zdziwiła się - Przecież był miły...

- No właśnie o to chodzi, że się zmienił. I to strasznie. I nawet nie mam bladego pojęcia czemu.

- Nie pytałaś go?

- Pytałam. Ale nie otrzymałam odpowiedzi - wzruszyłam ramionami i założyłam włosy za ucho. Spojrzałam na Fisję, która zaczęła się bawić pościelą najwyraźniej zamyślona - Fiss, co Ci jest?

- Nic... Tak sobie myślę... - podniosła wzrok na mnie i zaczęła się przyglądać - Masz takie... Nie nudne życie. Zawsze masz jakąś rozrywkę, umiesz czarować, wyglądasz zawsze ładnie...

- Fiss, przestań! -przerwałam jej- ja mam wszystko osądzone z góry. Muszę pracować według charmonogramu, nie powinnam nawet chodzić do szkoły ludzkiej...

- A właśnie, a propo szkoły. Wiesz, że Johnny Gardon, ten footbolista zmarł parę dni temu? Za 3 dni pogrzeb.

- Wiem, że zmarł - opuściłam głowę, lekko speszona.

- Wiesz? Skąd? - zaczęła mi się przyglądać, aż w końcu zagwizdała przeciągle - To Ty go zabiłaś?

- Nie ! - sprzeciwiłam się - Nie ja zabiłam. On sam zabił swoje serce przez narkotyki. A jeśli chodzi o to, czy zabrałam jego duszę, to tak. Tak, to ja zabrałam mu duszę.

- No wiem, wiem. Przepraszam, za to sformuowanie, ale wiesz...

- Tak, jesteś w tym nowa - zaśmiałam się.

- No właśnie - prychnęła i pokręciła głową - Brayan wie o Tobie?

- O mnie? - zdziwiłam się - oczywiście, że nie. Kolejna osoba by była w niebezpieczeństwie, poza tym... Ciężko.

- A między Dorianem, a Tobą coś zaszło kiedyś? - dopytywała się. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem i zauważyłam, że oczy jej się zaświeciły.

- Nie, nie... Chwila. Czy on Ci się podoba?

- Co?! - aż podskoczyła - Nie, skądże... Oczywiście, że nie - spojrzała na mnie speszona, lecz po chwili, kiedy uniosłam brew aby kontynuowała, westchnęła ciężko - dobra. Jest przystojny i tego...

- Zawołać go?

- Co? Ale jak?

    Uśmiechnęłam się do niej i zamknęłam oczy, aby siłą umysłu go przywołać. Odszukałam go i wysłałam mu 'wiadomość', aby do mnie przyszedł.

    Zjawił się prawie od razu, całkowicie inaczej ubrany. Miał na sobie jasne, wytarte jeansy i białą koszulę rozpiętą, a do tego czarne adidasy.

- Wołałaś? - zapytał się beznamiętnie zerkając co chwilę na nas, aż w końcu zatrzyłam wzrok na Fiss, która zaczęła kręcić sobie palcem loki. Cóż, się nie dziwię, że na nią zerka. W końcu chyba pierwszy raz nie demaskuje się wśród ludzi. Pewnie czuje się nieswojo.

- Tak, bo wiesz... - Cholera! Z jakiej to ja przyczyny miałam go zawołać? - No bo... Chciałam się upewnić, że nikomu o tym nie piśniesz słówka.

- Jasne - wzruszył ramionami i schował ręce w kieszeni. W końcu spojrzał na mnie - Nie powiem nikomu. Poza tym dobrze, że mnie zawołałaś, bo Georgia ma do Ciebie sprawę.

- Georgia? - zdziwiłam się.

- No ta chłopczyca, co ślini się do Thomasa - uśmiechnął się lekko. Kiwnęłam głową na znak, że już wiem - No to chciała, abyś wzięła dziś jej połowę listy. Nie ma za dużo. Wie, że chciałabyś teraz odpocząć i się przygotować, ale inni mają masę roboty, a ona musi jakieś formalności uzupełnić w biurze i się nie wyrobi.

- Nie ma sprawy, z chęcią wezmę - wstałam i podeszłam do niego. Zwizuwalizował sobie kartkę i długopis. Wskazał miejsce, gdzie mam podpisać i znowu zaczął przyglądać się Fiss. Przyjaciółka się zarumieniła i spuściła wzrok. Podpisałam i oddałam mu wszystko, a on wręczył mi listę.

- No to chyba na tyle - wzruszył ramionami.

- Fiss - odwróciłam się w stronę przyjaciółki a ona uniosła głowę - Nie obrazisz się, jak zniknę na jakiś czas?

- Spokojnie - powiedziała ochryple. Odchrząknęła i się uśmiechnęła.

- Masz na coś ochotę? Pizza, kebab...

- Zamówię sobie pizze. Mam siano - w odpowiedzi się zaśmiałam i zwizualizowałam sobie na dłoni dużą pizze Capriciosse, bo tylko taką ona je - O kurwa - wymknęło jej się.

- Pamiętaj, że nie trzeba marnować kasy - położyłam pudełko na łóżku i pocałowałam ją w policzek.

- Dzięki ? - uśmiechnęła się lekko trochę zdziwiona.

- No to niedługo będę, lecę - Zwizualizowałam sobie jeszcze białą, powiewną sukienkę na sobie do kolan i do tego białą torebkę ze złotym łańcuszkiem i buty na obcasie.

- Idę z Tobą - oznajmił Dorian i zniknął razem ze mną. Dorian ze mną? Od kiedy?



__________________________________________________________
Może ten rozdział jest nudny, ale wiecie.. Nie zawsze musi być akcja :D
Zapraszam do obserwowania i komentowania :)
Komentarze motywują ;)

Zapraszam na mojego nowego bloga, który ma już nie tylko prolog, ale także 1 rozdział :)
Obserwujcie, komentujcie, polecajcie.
drzwi-przeznaczenia.blogspot.com

niedziela, 14 kwietnia 2013

NOWY BLOG- nowe opowiadanie :)

 
 
 
 
 
___________________



Zapraszam do przeczytania prologa mojego nowego opowiadania.
Uprzedzam, że nie zostawię 'Serce Śmierci', będę nadal kontynuowała :) Ale wena natchnęła mnie do napisania innego.
Uprzedzam także, że tło na nowym blogu będzie inne, chwilowo (z powodu braku czasu) mam takie. Ale jak najszybciej, kiedy dam radę, to zmienię :)
A więc zapraszam serdecznie! ;*
Mam nadzieję, że wam się spodoba.

drzwi-przeznaczenia.blogspot.com

piątek, 12 kwietnia 2013

Serce Śmierci 10


 
 
 
No i następna część :)
 
 
___________________
 
 
 
 
 
 
 
 
 
_______________________
 
 
 
 
 
 
 
_______________________
 
 
 
OCZAMI DORIANA



   Przeniosłem się na jakiś dach wieżowca i bezpośrednio padłem tyłkiem na ziemię.

    Do ciemnej cholery.

   Złapałem się za serce, które już od dłuższego czasu tak nie biło. Teraz waliło mi boleśnie, jakby zwariowało.

   Jak mogłem być tak tępy i z nienacka się pojawić? W szczególności w tym rejonie, który jest związany z moim dawnym, martwym życiem.

   Ciężkie powieki opadły, a me dłonie zakryły całą twarz.

   Przed oczami pojawiły się bolesne wspomnienia, które ciągle mnie, jak koszmar ludzki gnębią.

   Teraz już wiem czemu Nash nie cieszy się ze swojego przeznaczenia. Jak mogłem być taki ślepy, żeby nie zauważyć, że boryka się z problemami, które kiedyś...

   Pokręciłem z niedowierzeniem głową.

   Muszę coś z tym zrobić. Muszę....

    Wstałem, zdjąłem luźny krawat i zawinąłem sobie nim rękę, po czym się przeniosłem.


***

    Dobra. I tak mnie więcej nie zobaczy. Miło byłoby być z nią przez chwilę szczerą. Jeżeli źle się to skończy, usunę jej pamięć.

   Ale chybaże Dorian nakabluje radzie i stanie się z nią coś złego.

   Ale w końcu teraz ja przejmę ''tron'' i może będę mogła coś z tym zrobić.

   Jak już wyjaśnię jej, to zowołam Doriana i muszę go poprosić by miał buzię na kłódkę.

   No chybaże jest już za późno...

- GADAJ! - przerwała moje przemyślenia warknięciem. W jej oczach dało się zauważyć łzy strachu.

- Dobra, ale musisz mi obiecać, że nie palniesz nikomu słowa o tym, co się przed chwilą stało, oraz tego, co właśnie mam zamiar Ci powiedzieć - patrzała się na mnie z otwartą buzią, a ja pociągnęłam ją w stronę kuchni, aby usiąść. Jednakże wyrwała mi rękę.

- Nie dotykaj mnie - wycedziła przez zęby i sama usiadła na krześle, krzyżując ręce na piersiach.

- Dobra - westchnęłam ze smutkiem i założyłam nogę na nogę - a więc co chcesz wiedzieć? - palnęłam głupio, bo nie wiedziałam od czego zacząć.

- Od samego początku! - warknęła ponownie, a ja znowu westchnęłam.

- No dobra, tak więc jestem...

- Jesteśmy Śmierciami - oznajmił ktoś, kto właśnie zjawił się na przeciw nas, oparty o zlew. Dorian mówił ze spuszczoną głową, bawiąc się krawatem w ręku. Fisja krzyknęła, ale po chwili zakryła usta dłonią, aby się opamiętać. Spojrzał się na nią spode łba i przenikał ją wzrokiem - Nie jesteśmy ludźmi, moja droga. Ale także nie jesteśmy jakimiś mutantami - jego usta lekko drgnęły jakby próbował się uśmiechnąć, a nie mógł - Jesteśmy po prostu nie z tego świata. Zajmujemy się wyjmowaniem duszami ze zmarłego ciała. A właściwie to ona- wskazał brodą na mnie, a potem znowu zaczął się bezustannie na nią gapić. Nie żeby mi to przeszkadzało. Po prostu... Dorian się zmienił. Widzę to. Czuję. I słyszę. Jest teraz taki ... stanowczy? Jak nie on. A tak z innej beczki: po kiego się zjawił? Aby mi pomóc? - Ja tylko dostaję listy z imionami i nazwiskami i innymi wzdetami i zanoszę pracownikom, takich jak ona. Posiadamy zdolności, które pomagają nam się zakamuflować w waszym otoczeniu i pracować bez problemów. Wizualizacja, teleportacja, i inne sprawy...

- Wizualizacja? - spytała pół szeptem, odrywając dłoń od ust. Dorian lekko napiął swoje mięśnie jakby szykował się do nadchodzącego ciosu. Czemu?

- No możemy zwizualizować sobie przedmioty materialne jak komórka, samochód, ciuchy, czy pogode. Możemy także powodować trzęsienie ziemi lub cokolwiek - wzruszył napiętymi ramionami. Czemu on tak wyglądał sztucznie? Może nie sztucznie, ale tak... inaczej?

- Ale jak... - szukała odpowiednich słów, ale nie mogła nic znaleźć i pokręciła głową.

- Tacy jesteśmy.

- Czemu mi nie powiedziałaś o tym, Natasho? - tym razem spojrzała na mnie, a w jej oczach dało się zobaczyć zagubienie - Myślałam, że przyjaciółki mówią sobie wszystko...

- Chciałam. Ale jest to surowo zabronione w naszym świecie - spuściłam głowę ze skruchą - Chciałam, na prawdę. Ciążyło to ciągle mnie... Ale... Wiesz...

- Mogłaś powiedzieć - oznajmiła.

- Nie mogła - odpowiedział za mnie Dorian - Mamy kodeks. I właśnie nie tylko ona go łamie, ale także i ja.

   Fisja pokręciła głową i zakryła twarz w dłoniach. Wstała po chwili i zwróciła się do mnie.

- Wybaczcie, chciałabym w spokoju pomyśleć. Mogę? - zapytała, ale nie czekając na odpowiedź powędrowała do mojego pokoju zamykając drzwi z trzaskiem.

   Spojrzałam się na Doriana, który nadal przyglądał się zamkniętym drzwiom. Po chwili potargał włosy nieco speszony i się wyprostował.

- Czemu? - zapytałam.

- Co czemu? - uniósł brew.

- Czemu się zjawiłeś. Czemu mi pomogłeś. Czemu złamałeś kodeks. Czemu?

- Bo ja to wszystko rozpętałem - wzruszył ramionami - chciałem to naprawić.

- Mówiąc jej?! Łamiąc kodeks?! - warknęłam ściszonym tonem.

- A Ty byś co zrobiła? Usunęłabyś jej pamięć? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Nie Twój zasrany interes. Chodzi o to, że... To ja bym złamała kodeks. A Ty? Ty zawsze byłeś wierny kodeksowi.

- Czasy się zmieniły, Nash - powiedział mi smutno i spuścił głowę.

- Co się zmieniło? Czemu się zmieniłeś? Czemu tak postępujesz teraz? - wstałam i podeszłam do niego, kładąc dłoń na jego barku - Dorian. Co się z Tobą teraz dzieje?

   Długo mi nie odpowiadał. Długo wpatrywał się w podłogę. Wiedziałam, że coś musi się dziać. Wiedziałam. Czułam to. Podniósł powoli na mnie wzrok i zobaczyłam w jego oczach pustkę.

- Czasy się zmieniają - powiedział, po czym moja ręka zawisła w powietrzu, gdy zniknął.


_______________________________________________
To na tyle na razie :)
Coraz mniej komentarzy, co mnie smuci.
Dlatego, jeżeli będzie tak dalej, będę wsrawiała raz na tydzień rozdział :)
Evelyn - naśmiałam się z Twojego komentarza :D Ale uwierz mi, że prędko nie skończę. Mam w zanadrzu wiele jeszcze szoków :)

Proszę, zostawiajcie komentarze, obserwujcie oraz polecajcie blog :)
Motywuje to do dalszego działania :)
Pozdrawiam wszystkich czytelników ;*

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Serce Śmierci 9



Postanowiłam, że wstawię przynajmniej krótki rozdział :D
 
 
 
_______________





 
 
 
 
 
 
________________________




 

 
 
 
 
____________________________
 
***



    Siedzieliśmy właśnie na górce, gdzie po raz drugi właściwie się spotkaliśmy. Siedziałam na ziemi, oparta o jego klatkę piersiową. Był we mnie wtulony i czułam jak spokojnie oddycha dmuchając lekko moje włosy. Ciągle miałam zamknięte oczy i wsłuchiwałam się w jego rytmicznie bijące serce. Złapał moją dłoń i splutł palce z moimi.

- Wiesz co ? - powiedział szeptem - Czasem czuję, jakbyśmy znali się od dawna. Czasem czuję, jakby był to tylko sen. Że nie jesteś prawdziwa, że Cie przy mnie nie ma...

   Na jego słowa tylko głośno westchnęłam i oparłam czoło o jego.

- Też tak się czuję - przyznałam - Ale jeśli to sen, to bym nigdy nie chciała się wybudzić w takich chwilach.

- Ja tak samo - pocałował mnie delikatnie w czoło - powiesz mi w końcu co się stało?

    I znowu powróciły problemy. Zamknęłam oczy bo poczułam, że łzy napływają mi do nich.

- Nie chcę... Po prostu... Ciężko mi - westchnęłam a on wolną ręką zaczął mnie głaskać po włosach - Pewnie spotkałeś się z taką historią, że ojciec troszczy się tak o swoją jedyną córkę, że aż zawala jej cały świat - powiedział cicho 'tak' po czym westchnęłam ciężko - Tak więc ja jestem w takiej rodzinie. Mój ojciec chce, abym przejęła całą jego firmę, porzuciła najbliższych, a teraz... - musiałam przełknąć śline. Przez sekundę rozwarzałam to, czy mu powiedzieć, że właściwie jestem zaręczona. Może ucieknie ode mnie? Z jednej strony dobrze by się stało, by zwiał, ale z drugiej... potrzebuję kogoś. Potrzebuję JEGO. Wtuliłam się jeszcze mocniej. Dobra, muszę mu powiedzieć tak czy siak. Nie chcę mieć wyrzutów sumienia. Ścisnęłam go za dłoń jeszcze bardziej - A teraz chce, abym poślubiła jego kandydata, którego mocno nie nawidzę.

    Poczułam jak jego mięśnie się napinają.

- Wyjdziesz za niego? - zapytał lekko zmartwiony.

- Nie. Nie chcę - przyznałam po czym odwróciłam się lekko, aby spojrzeć w jego smutne oczy. Położyłam swoją dłoń na jego policzku - Gdybym chciała, to bym nie wyglądała tak jak teraz.

- Czyli pięknie? - zapytał ze swoim lekkim uśmieszkiem. Zaśmiałam się cicho.

- Nie, to znaczy, że bym nie była zapłakana i na pewno bym nie chodziła sama po ciemnej ulicy, aby ukoić smutki - cmoknęłam go w usta, po czym się trochę odsunęłam - Powiesz mi teraz na serio, co robiłeś tam w środku nocy? - on tylko uniósł brew, po czym znowu zaczął wwiercać mi się w oczy.

- Mówiłem prawdę. Spałem, a właściwie próbowałem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok i coś mnie niepokoiło. Wstałem i poszłem do kuchni po piwo. Myślałem, że po tym jakoś mi przejdzie i zasnę od razu. Ale usiadłem przy oknie i ... - pokręcił z niedowierzeniem głową - ... i ... sam nie wiem jak to nazwać. Miałem ochotę... a właściwie potrzebę, aby wyjść. Serce mnie bolało. Czułem ból. Tylko że... Właściwie kiedy wyszłem, nie wiedziałem w którą stronę mam iść. W końcu zdecydowałem się iść w stronę górki. Serce biło mi jak oszalałe, a kiedy zobaczyłem jakąś ciemną postać przede mną... - Przełknął głośno ślinę i spojrzał się na mnie z lękiem - Z góry mówię, że nie jestem żadnym romantykiem. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. To było takie dziwne, że aż...

- naturalne? - dokończyłam za niego po czym on kiwnął delikatnie głową. Wiem co czuł. Tak samo czuję do niego. Wiem, że się właściwie nie znamy. Ale... Czuję, jakbyśmy poznali się dawno, dawno temu. Że ... Sama nie wiem jak to nazwać.

    Oparł się czołem o moje, po czym zamknął oczy i przybliżył swoje usta do moich.

    Serce mi raptownie zabiło.

***



- Jesteś pewna? - zapytał się ze śmiechem, kiedy zbliżaliśmy się do mojego domu.

- Daj spokój. Przyjaciółka pewnie śpi, a herbata po dzisiejszej, zimnej nocy jest wskazana - Pociągnęłam jego dłoń i przybliżył się do mnie. Przekręciłam klamkę i weszliśmy do środka - Nie pękaj - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

- Nie pękam - zaśmiał się i zaczął ściągać buty, a ja razem z nim.

    Przeszliśmy do kuchni. Brayan usiadł na krześle przy stole, a ja wstawiłam wodę, szykując przy okazji kubki z torebkami herbaty i cukru.

- Ile słodzisz? - Zapytałam.

- Dwie łyżeczki.

    Wsypałam, a gdy już zamierzałam usiąść obok niego na krześle, złapał mnie nagle i pociągnął na swoje kolana, przodem do siebie. Spojrzałam na niego zszokowana, a on triumfalnie się do mnie uśmiechnął.

- Zapomnij, że będziesz siedziała gdzie indziej - pocałował mnie delikatnie w policzek.

    O mały włos bym wydała z siebie jęku zachwytu. Zasznurowałam usta i tylko uniosłam brew nieco rozbawiona.

- Co Cie tak bawi ? - zapytał.

- To, że właściwie to Ty jesteś w niewygodnej pozycji, bo nigdzie Cie nie puszczę teraz - złapałam go za dłonie i splotłam nasze palce nachylając się do pocałunku.

- To nie puszczaj - powiedział między nasze usta, aż w końcu się zetknęły.

- Nash? Już wróciłaś? - do kuchni weszła Fisja, która przecierała właśnie zaspane oczy. Ziewnęła głośno. Spojrzałam na nią i aż się zaśmiałam, kiedy zobaczyłam, że weszła w rozwiązanym szlafroku a na sobie miała tylko czarną bielizne. Kiedy przyjaciółka w końcu otworzyła oczy i zobaczyła naszego gościa, krzyknęła i odskakując krok do tyłu, zawiązała sobie sznurek wokół bioder.

- Tak, już wróciłam - w dalszym ciągu się śmiałam - Ale z Brayanem.

- To ten... - wskazała palcem na niego, a kiedy kiwnęłam głową, po chwili się zarumieniła. Podeszła nieśmiało do niego i wyciągnęła rękę - Jestem Fisja.

- Brayan - uścisnął jej dłoń, po czym zauważyłam, że próbuje powstrzymać powagę na twarzy. Bardzo źle mu to wychodziło mówiąc szczerze.

- Zrobisz mi herbaty? - zapytała nieśmiało i wskazała palcem na pokój - ja się może pójdę ubrać w cokolwiek.

- Oczywiście - powiedziałam, a kiedy zninęła z mojego pola widzenia, dokończyłam z Brayanem to, co nam bezczelnie przerwano.

***



     Właśnie zamykałam drzwi za Brayanem, kiedy Fiss złapała mnie od tyłu i zaczęła skakać ze szczęścia.

- Jejku! Natasho! Jakie ciacho! Jak ja się ciesze! Jak wy do siebie pasujecie! Jakie ciacho! - zaczęła wykrzykiwać na co tylko się zaśmiałam.

- Spadaj, jest mój - odepchnęłam ją od siebie, a ona znowu podbiegła do mnie i mnie przytuliła.

- Wiem, głuptasie - pocałowała mnie w policzek - A tak w ogóle, to jak tam na imprezie?

- Dupnie - od razu spochmurniałam i zmarszczyłam brwi.

- Co się stało? - zapytała zatroskana i właśnie w tym momencie przed nami zwizualizował się Dorian ubrany nadal w garnitur. Kiedy podniósł głowę, aż podskoczył na widok osoby żywej. Fisja krzyknęła.

- O kurwa! Jak to?! Kim on ... Jak...?! - zaczęła się błąkać. Dorian nie odrywając od niej wzroku przerażony ledwo słyszalnie odezwał się.

- Daj znać - i zniknął. Fisja znowu krzyknęła.

- CO TO MA ZNACZYĆ! - spojrzała na mnie złowrogo, nieufnie i z przestrachem.

    O Śmierci. O cholera. Ale się wpakowałam.

    Przełknęłam głośno ślinę nie bardzo wiedząc co zrobić.

    Powiedzieć jej i zagrozić jej to bezpieczeństwu? Czy przynajmniej raz zachować się w stosunku co do niej jak przyjaciółka i wyznać jej prawdę.

     Cholera. To ciężki wybór a tak mało czasu...




______________________________________________________
Krótki rozdział, ale myślę, że zaspokoi to na razie wasze pragnienie :D
Czemu coraz mniej komentarzy?
Dodawajcie komentarze :) I polecajcie blog ! :*
Jak będzie dużo, wkleję następny.

sobota, 6 kwietnia 2013

Serce Śmierci 8


 
 
 
No i kolejna część, która została napisana dzisiaj :)
 
 
____________________


Piosenka proponowana od sharon dreams :)
Pasująca do tej sytuacji :)


 
 



______________________



 
 
 
 
 
 
 
_______________




   
 
 
 
 
____________________


     (...)
    CO TAKIEGO?!

    Spojrzałam się na ojca z przestrachem. Oczywiście dalej miał kamienną mine. Podniósł rękę, a oklaski ustały.

- Uznałem, że będzie to odpowiedni facet na ojca mojego przyszłego wnuka. Dobre wyniki w pracy, stabilny charakter, a i urodę odpowiednią także posiada.

    Spojrzałam się na Doriana i uspokoiłam się nieco, kiedy na jego twarzy malowało się takie samo zaskoczenie. Nasze spojrzenia się spotkały i posłał mi jedną szybką myśl, że jakoś z tego się wykręcimy. Że jakoś będzie dobrze. Niezauważalnie kiwnęłam mu głową przyznając mu rację.

- A więc jeżeli chodzi o mnie - kontynuował ojciec - na dzisiaj skończyłem już wykład. Zajmijcie się swoimi sprawami. Dziękuję za uwagę. - skłonił się do widowni i zniknął zostawiając mnie na widoku w zupełnej dezorientacji.



***



    Chcąc iść nad staw wolnymi krokami, ze spuszczoną głową, wychodziłam z pałacu. Tuż przy wyjściu nagle poczułam jak ktoś pociągnął mnie za ramię.

    Odwróciłam się zirytowana, ale po chwili się słabo uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam Dinę.

- Kochanie, widziałam po Twojej minie, że nie jesteś zachwycona - oznajmiła po czym obejrzała się dokoła siebie i pociągnęła mnie delikatnie za łokieć, kierując w bardziej cichsze miejsce pomiędzy krzakami - Co się stało? Przecież Dorian jest... - przerwała na chwilę i myślami gdzie indziej westchnęła rozmarzona.

- Tak wiem. Dorian jest... Ahh. - zaczęłam ją naśladować z lekką irytacją - Ale zrozum, że to dla mnie jest... Za wiele. Za wiele wszystkiego. Za duża odpowiedzialność.

- Odpowiedzialność? Za duża odpowiedzialność, aby być z nim?

- Nie, Dina. Chodzi o to, że za duża odpowiedzialność spada na mnie. Inna sprawa z małżeństwem z tym dupkiem, a inna z przejęciem firmy. Nie będę już mogła pracować z ludźmi...

- Nie gadaj, że się do nich przywiązałaś - przerwała mi.

- Nie, oczywiście że nie - skłamałam - Chodzi o to, że praca jako Śmierć bardzo mi odpowiada. Odpowiada mi to, że za bardzo jestem przyzwyczajona do tej poprzedniej posady, a teraz...

- No chybaże - odparła z ulgą - Ale wiesz. Każdy z Twojej rodziny to przeżywał. I zobacz na przykładzie ojca, jak się z tym uporał. Owszem, to duża odpowiedzialność, ale sama wiesz, że ta posada nie jest dla gówniarzy, którzy nie umieją rozporządzać firmą. Jeśli ojciec bez problemu dał Ci swoje stanowisko to znaczy, że wie, że jesteś na tyle dojrzała, aby to wszystko, nas wszystkich przejąć.

- No tak, wiem. Rozumiem. Ale sam fakt...

- Oj nie jęcz dziewczyno. Wiesz chyba ile istot by chciało być na Twoim miejscu. A w szczególności wszystkie kobiety - uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Ta...

- Oj dziewczyno. Weź się ogarnij. Uśmiech na twarzy i jazda! - trąciła mnie łokciem po czym cmoknęła w policzek i zniknęła.

- Dzięki, dzięki za zostawienie mnie samej z problemami... - powiedziałam sama do siebie i wzruszyłam ramionami, udając się w drogę.



***



    Od paru minut siedziałam na wielkim kamieniu zamaczając nogi i dół sukienki w błyszczącej, księżycowej wodzie stawu, tuż za pałacem.

    Gdybym miała choć trochę szczęścia, nie miałabym takiego dołu jak teraz.

     Czuję się jak w jakieś kiepskiej książce, gdzie autorka chciała zaprezentować wzloty i upadki, a nie pomyślała nad tym jak główna bohaterka cierpi. Bez kitu czuję się jak w jakimś kiepskiej opowieści. Cały złom całego mojego nieżyjącego życia spada w ciągu zaledwie paru godzin na mnie powodując, że tracę nadzieję na jakąkolwiek możliwość wyjścia z tego wielkiego dołu.

    Martwiłam się wpierw, że nie ujrzę już więcej mojej przyjaciółki no ani nikogo więcej, którego choć raz widziałam na oczy. Nie będę już słyszała bicia serca, ani nie zobaczę żadnych uczuć, które występują tylko u istot żywych.

     Ale potem pojawił się Brayan, dzięki któremu zapomniałam o problemach. Dzięki któremu przypomniałam sobie, że będzie nowa droga. I kto wie, może z nim?

     Ale nieee....
     Ojciec musiał mi przypomnieć o tym kim jestem. O wielkim, zasranym Kodeksie. O tym, że przez ziemskie życie zapomniałam o sprawach wiąrzących się z przejęciem firmy. O tym, że to on wybiera kandydata na mojego męża - nie sugerując się tym, że go nie trawię. Go nic nie obchodzi. Jemu nic nie przeszkadza, bo on oczywiście nie ma uczuć. Tak jak i inni z tej samej rasy. Tak jak i ja powinnam w jakimś stopniu nie mieć.
- Przeszkadzam? - usłyszałam głos za sobą i podskoczyłam - Przepraszam, nie chciałem Cie wystraszyć - Dorian usiadł obok mnie, ale w bezpiecznej odległości. Chyba się domyślił, że z miłą chęcią bym go utopiła, mimo że nic by to nie dało.
- Wiedziałeś o tym? - tylko to mnie interesowało z jego ust.
- Oczywiście, że nie. Jak mogłaś tak pomyśleć? - przyjrzałam się jego twarzy. Był strasznie napięty i poważny jednocześnie.
- No bo wiesz... - spojrzałam się na wodę i zaczęłam ruszać nogami, aby stworzyć małe fale - Zmieniłeś się dzisiaj.

- Jak? - zapytał, a gdy zrozumiał, że chodziło mi o dzisiejszą jego zmianę nastawienia, prychął smutno śmiechem i pokręcił głową - Wiesz... Owszem, Nash, na prawdę mnie kręcisz. Wiesz jakim typem faceta jestem, a Ty jesteś nie tylko piękna, słodka i inteligentna, ale także przez to, że jesteś niedostępna dla mnie, jeszcze bardziej mnie nakręcasz. Ale nie jestem takim debilem, za jakiego mnie masz. Kiedy widzę u kobiet ból - co się rzadko zdarza w naszej rasie, wiem że powinnem przystopować. Właściwie... - prychnął, kręcąc znowu głową - ... nie jestem taki, jakim myślisz, że jestem - przerwał i wyczarował sobie już otwarte piwo i upił łyk.

- A jaki jesteś?

- Inny - opowiedział w skrócie i wbił wzrok przed siebie.

    Wolałam się nie dopytywać, bo zauważyłam, że jest teraz nieobecny. Myślami był gdzie indziej. Spojrzałam wprost i uczyniłam podobnie z wyczarowaną butelką piwa.

***



    Jak kopciuszek bez pantofelka, tak i ja na bosaka szłam przez ulicę koło mojego domu w mokrej sukni. Rozpięłam włosy, rzucając wsuwki na asfalt. Czarne pasemka opadły mi na dekolt, a reszta niefortunnie się zwinęła w loki i została w nieładzie.

    Nie chciałam dziś myśleć o niczym. Nie chciałam nic czuć: ani żadnych problemów, ani zmartwień. Chciałam tylko czuć pod gołymi palcami kamienie, które żwawo wbijały mi się w skórę, kalecząc moje stopy. Krew zostawiała ślady na cichej jezdni, ale znając moje ciało, pewnie nie ma już śladu po zranieniu. Czułam jedynie lekki ból, który teraz był niczym, w porównaniu z bólem w moim sercu.

   Lampy uliczne oświetlały moją twarz. Rozmazany makijaż przez łzy nie za bardzo był teraz przydatny. Nie chciałam, aby ktokolwiek, kto o tak późnej godzinie nie spał, widział mnie w takim stanie. Nie wiem tak w ogóle skąd te łzy się wzięły, ale wiem, że w sercu było mi trochę lżej.

    Zamknęłam oczy i po chwili, dzięki mojej mocy, wszystkie lampy uliczne pękły, rozsypując resztki klosza na chodnik i ulice, dając przy tym potrzebną mi ciemność.

    Nie chciałam o niczym myśleć, nie chciałam nic widzieć, ani słyszeć. Chciałam tylko, aby ten niewiarygodny ból w sercu zelżał i aby łzy mi dalej nie płynęły.

   Snułam się po ulicy jak w jakimś horrorze, gdzie Śmierć przemierzała wszystkie ulice, aby dotrzeć do ofiary. Bez kitu wyglądałam teraz jak jakaś straszna postać. Nie dbałam w tej chwili o to, jak wyglądam. Musiałam zadbać tylko o to, jak się czuję.

    Czemu tak właściwie wędruję, zamiast zmaterializować się od razu w domu? Cóż. Chciałam się przewietrzyć? Chciałam trochę pocierpieć w samotności? Nie wiem. Sama już nie wiem nic. Nie wiem co zrobić, nie wiem gdzie się podziać.

   Nagle poczułam w sercu raptowne zakucie, kiedy zobaczyłam daleko stąd, naprzeciw mnie czarną postać, która zmierzała szybkimi krokami w moją stronę.

    Przyspieszyłam lekko i wpatrywałam się w zmniejszającą się odległość między nami. Mimo, że wszędzie dookoła było ciemno, wszystkie domy miały pozgaszane światła, ja widziałam(tak jak i on) dokładnie wszystko. A kiedy już odległość graniczyła z paroma centymetrami, wtuliłam się w kojąco znajome zapachy, rzucając się w jego rozłożone ramiona.

- Coś się stało? - zapytał ze zmartwieniem Brayan.

- Już nic - przytuliłam go mocniej - Już na prawdę nic.

    Odgarnął mi włosy z karku po czym lekko je pociągnął, abym na niego spojrzała. Ciemne oczy odnalazły w ciemności moje, a jego usta po chwili wylądowały na moich. Ciepły dotyk rozprowadził całe dreszcze do każdego zakątka ciała. Jęknęłam cicho, próbując stłumić wszelkie emocje, które właśnie teraz obudziły się do życia. Jedną ręką powędrowałam do jego włosów i niemalże od razu palce wplątały się w jego czarne pasma. Drugą zaś wędrowałam po jego kręgosłupie, aby mieć pewność, że nie ucieknie, oraz czy ta budząca nieznane odczucia istota jest prawdziwa. Złapał mnie w talii i przyciągnął jeszcze bardziej do siebie, chociaż nie wiedziałam, że to jest możliwe. Kiedy się od niego oderwałam na ułamek sekundy, aby złapać oddech, jedna myśl wleciała mi do głowy.

- Jak tu się zjawiłeś? - zapytałam z drgającym głosem.

- Wyczułem potrzebe, aby się tu zjawić - powiedział w skrócie i znowu grunt pod nogami mi się usunął kiedy poczułam jego wargi.

    Szczerze? To jest lepsze niż narkotyk. Lepsze niż cokolwiek innego które zarazem uzależnia i zapomina się o jakichkolwiek problemach.




______________________________________________

Od jutra pracuję nad następną częścią, ale nie jestem pewna co do następnego terminu wstawienia. Muszę wziąć się za naukę mocno w tym tygodniu, żeby potem się wylegiwać ;p
Oczywiście komentujcie i obserwujcie.
Pozdrowienia :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Serce Śmierci 7



 
No i wyczekiwana nowa część :)
Mam nadzieję, że nie zawiodłam was. 
 
 
_______________________
 
 
 
Od Evelyn Price :)
 
 
 
   




 
_____________________
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
_____________________









_______________________________________________________________________




   Usłyszałam głośny dzwonek swojej komórki i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

    Cholera jasna, zabiję tą osobę.

    Nadal leżąc podniosłam biodra i ręką wyjęłam z kieszeni telefon. Od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- halo! - warknęłam.

- Nash, to ja - Odezwała się przyjaciółka - Gdzie Ty jesteś? Czemu masz taki głos? Czemu sapiesz? Gdzie jesteś? - pytała jak obłąkana ze zmartwienia.

- Jejku. Zostawiłam Ci przecież kartkę...

- No tak, ale nie było Cie PONAD godzine, a przecież sklep jest niedaleko domu!

- Poszłam się przewietrzyć - oznajmiłam i spojrzałam na Brayana. Właśnie wstawał z ziemi i spojrzał się na swoje ubranie. Miał jasne jeansy zupełnie w błocie. Nie chciałabym zobaczyć swoich ciuchów. Uśmiechnął się z rozbawienia i wyciągnął rękę aby pomóc mi wstać. Ujęłam ją i starałam się nie reagować na te dobijające dreszcze przechodzące przez moje ciało. Stanęłam na równe nogi i dopiero teraz zobaczyłam, że przestało padać. Świetnie, przelotny deszcz w nieodpowiedniej chwili - pomyślałam, lecz po chwili zbiłam siebie w myślach. Przecież i tak nie żałujesz, że upadłaś - powiedziała moja podświadomość. Ocknęłam się, kiedy usłyszałam cichy śmiech. Odwróciłam się w jego stronę i się okazało, że śmieje się z liścia przyklejonego do błota na wysokości mojego tyłka. Złapał go i opuścił na ziemię, a ja go klepnęłam, żeby przestał się śmiać. Rozmasował ramie udając, że go bolało. Ale nadal się śmiał. Jejku, do takiego codziennego widoku mogłabym przywyknąć.

- Jesteś tam?! - wrzasnęła Fiss do słuchawki. Podskoczyłam, przypominając sobie o jej obecności po drugiej stronie.

- Tak, tak. Jestem - odparłam speszona.

- Tak więc?

- Co?

- NIE SŁUCHAŁAŚ MNIE! - warknęła, ale słychać było, że nie była aż taka zła, na jaką chciałaby wypaść.

- Wybacz, co mówiłaś?

- Za ile będziesz? - zapytała ponownie, po chwili westchnęła - Z kim Ty jesteś?

- Co?

- Słyszałaś, z kim jesteś w tej chwili. Jakiś chłopak? Znam go? Fajny? - dopytywała się.

- Nie, tak... Będę niedługo. Muszę kończyć. PA! - odpowiedziałam i szybko się odłączyłam, żeby nie zdąrzyła na mnie wrzasnąć.

- Przyjaciółka? - powiedział nadal rozbawiony. Schowałam telefon do kieszeni i wzruszylam ramionami.

- Przejmuje się, bo nie było mnie dość długo. Miałam wyjść do sklepu, a tu wyszło ... - znowu wzruszyłam ramionami i spuściłam głowę. Poliki zaczęły mnie piec, kiedy w moich myślach pojawiła się scenka sprzed paru chwil. Jego ciało na moim, jego usta na moich... O Śmierci. Złapałam się policzków. One paliły! Co to jest!

- Wyszło jak wyszło. Wracamy? - spojrzał na niebo - Ten deszcz ustał, byśmy zostali dłużej ale się spodziewam, że Twoja przyjaciółka zabiłaby Ciebie.

- Racja, racja - opuściłam ręce i odwróciłam się w stronę pobliskiego chodnika. Nagle poczułam, jak Brayan łapie mnie za dłoń z uśmiechem na tych boskich ustach, nie patrząc na moją reakcję i idzie przed siebie, ciągnąc mnie delikatnie za sobą. Nie dość, że znowu jego dotyk sprawił, że przeszły mnie dreszcze po całym ciele, to jeszcze te cholerne policzki - znowu stały się gorące!

***



   Otworzyłam drzwi.

- No w końcu! - przywitała mnie Fisja wychodząc z kuchni - Teraz gadaj jak na spowiedzi.

- Cześć Fiss, dobrze spałaś? - zapytałam uprzejmie w geście przywitania. Mimo, że na mnie naskoczyła, nadal miałam uśmiech ciągnący się od ucha do ucha. W żaden sposób nie mogę się go pozbyć. W szczególności po tym delikatnym całusie w policzek, który dostałam na pożegnanie od niego. Poliki się znowu rozgrzały.

- Nie migaj mi się tu od odpowiedzi - podeszła do mnie i walnęła mnie szmatką, którą trzymała w dłoni. Powoli zdjęłam buty, kiedy uważnie mi się przyglądała - O w mordę! Co się stało?! Gdzie ty byłaś, że jesteś cała w błocie!

- Tak, oczywiście Fisjo. Z miłą chęcią bym się napiła herbatki. Dziękuję, że zapytałaś - uniosła brew, lecz po chwili przewróciła oczami i pomaszerowała do kuchni.

- I tak będziesz musiała mi opowiedzieć wszystko. Przed tym nie uciekniesz, kochana.

    Weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Zdjęłam z siebie brudne ciuchy, pozostając w samej, czarnej bieliźnie i przyjrzałam się sobie w lustrze. Nic się nie zmieniło. Nadal byłam szczupła, miałam wszystkie 'atuty' na miejscu, twarz nadal była nieskazitelnie czysta, włosy jedwabne, ale za to usta były lekko napuchnięte, a oczy miały dziwny blask. Przybliżyłam twarz, aby bardziej się przyjrzeć. Tęczówki lśniły jakby w nich znajdowały się miliard diamencików. Uniosłam brew i od razu się wycofałam. Wzięłam z ziemi podłogi ciuchy i upchnęłam je do pralki. Podskoczyłam, kiedy drzwi się raptownie otworzyły.

- Jejku. Nie strasz mnie! Myślałam, że znowu wyszłaś! - złapała się klatki piersiowej. Dopiero teraz zauważyłam, że chodzi w samym moim białym szlafroku. Zmierzyłam ją wzrokiem, jednakże nadal z uśmiechem - Szlafrok? A tak. Pożyczyłam sobie od ciebie, nie masz za złe, prawda? - odpowiedziałam jej jeszcze szerszym uśmiechem. Wzięłam z wieszaka czarny, jedwabisty szlafrok i zawiązałam go w pasie. Fisja tylko się patrzała na mnie zdziwiona.

- Co? - w końcu rzekłam, kiedy nie chciała mnie przepuścić w drzwiach.

- Daj mi się nacieszyć tym widokiem, dziewczyno. Nigdy się tak... głupio nie uśmiechałaś - przekrzywiła głowę nadal mi się przyglądając jak zahipnotyzowana.

- FISS! Daj spokój... - trzepnęłam ją w ramię i przeszłam obok niej kierując się w stronę kuchni. Zobaczyłam, że woda niedługo się zaparzy, więc usiadłam na krześle przy stole podkurczając nogi. Przyjaciółka uczyniła podobnie, jednak po chwili wstała i podeszła do blatu, wyłączając czajnik elektroniczny i wlewając wodę do kubków z herbatą. Podstawiła mi jeden pod nos, a drugi położyła obok siebie.

- A teraz kochaniutka, gadaj - i upiła łyk.

- No więc... - znowu uśmiechnęłam się na samo wspomnienie - Wyszłam z domu i po jakimś czasie poszłam do lasku odświeżyć swój umysł...

- Tak, po drodze zachodząc do sklepu, mimo że nic nie kupiłaś - uniosła znacząco brew.

- Nie ważne - wystawiłam jej język

- Dobra, kontynuuj - popędziła mnie zirytowana.

- No więc dawno, dawno temu, za górami, za lasa...

- PRZESTAŃ! Nie denerwuj mnie - krzyknęła oburzona co ja się w odpowiedzi tylko zaśmiałam - Gadaj!

- Przepraszam - odchrząknęłam rozbawiona - Ale no cóż. Przerwałaś mi.

- Natasho....

- Dobra, dobra. A więc usiadłam na samej górze i tak jakoś wyszło - czekała aż będę kontynuować, ale ja tylko wzięłam w dłonie herbatkę, puściłam do niej oczko. Kiedy zajarzyła o co mi chodzi stanęła z oburzeniem.

- CO?! I to tyle?! Rozwiń to, no...

- No już, już... - odstawiłam kubek na stół - A więc przyszedł także pomyśleć, ja mu się zwierzyłam, potem nastąpiła ulewa, śliskie podłoże, musieliśmy się zmywać, śliczna gleba mojego wykonania i cóż. Przerwałaś nam.

- Co wam przerwałam? - zapytała, a ja w odpowiedzi zrobiłam się cała czerwona na twarzy - No nie gadaj...Serio? O w mordę jeża.

- Ale to było... krótko...ale...

- Ja go znam? - zapytała z nutką nadziei w głosie.

- No powiedzmy, pamiętasz jak byłyśmy w klubie i byłam przy barze... z takim jednym...

- No widziałam tylko, że z kimś tam siedzisz, ale... O kurka wodna. Serio? No nie wierzę. Niedostępna Natasha, która odgania wszelkich facetów...

- On jest inny - przerwałam jej kiedy moim oczom ukazała się jego twarz.

- Się domyślam. No bo... No daj spokój. No ja pierd...

- Skończ już z tym jaraniem się.

    Podniosła ręce w geście poddania, a ja niedługo po tym opowiedziałam jej krok po kroku wszystkie zdarzenia w przeciągu tych ostatnich pamiętnych minut...



***



- Nadal nie odpowiedziałaś - oparła się o framugę drzwi od łazienki, krzyżując ręce na piersi.

- Na co? - włożyłam przed lustrem ostatnią spinkę, którą umieściłam w kok. Cofnęłam się o krok i zmierzyłam siebie wzrokiem.

    Miałam na sobie elegancką sukienkę czarną, do samej ziemi. Upinała się w talii i lekko opadała w dekoldzie. Plecy miałam całkowicie gołe aż do dołu pleców. Cała kreacja przytrzymywała się na zawiązanej wstążce przez szyję, a tylko jedno pasemko, które nie było wpięte w kok, opadało mi na dekolt. Wyglądałam nieco jak
Morticia Addams ze sławnego serialu 'Rodzina Adamsów'.

- Czemu wasza impreza firmowa jest w nocy?



- Klasyka, wiesz o tym, że ludzie i tak do późna pracują - wzruszyłam ramionami - Tatko myśli o tym także, żeby była tego dnia wykonana robota, a potem 'zabawa'.

- No z jednej strony racja... - rozprostowała się - Jesteś pewna, że chcesz tam iść?

- Nie mam innego wyboru, Fi - stwierdziłam smutno i się na nią spojrzałam.

- No wiem, wiem... - zasmuciła się również - A tak poza tym to serio bez problemu mogę dziś u Ciebie przenocować?

- Jasne! Bez gadania - podeszła do mnie i mnie przytuliła.

- Wezwać Ci taksówkę? - zapytała mi przez włosy.

- Nie, muszę przejść jedną przecznice dalej i samochód na mnie czeka firmowy - pocałowała mnie w policzek i puściła.

- No dobra, to miłej zabawy kochana.

 



***



   Dobra, takiego przywitania mogłam się spodziewać, ale bez przesady... Wszystko ma swoją jakąś granice.

    Weszłam do wielkiego, wyglądem przypominający królewki pałac z bajek Disneya, który rzecz jasna należał do mego ojca. Na przywitanie, nawet tuż przy głównym wejściu każdy zaczął się przede mną kłaniać, jakbym była jakąś królową. No dobra, jestem na razie księżniczką całego ich 'świata' ale to, że teraz kiedy mam stać się ich królową (bo w pewnym sensie nią będę) nie oznacza, że każdy ma wyglądać jak mój poddany. Nigdy nie popierałam wyższości, które mój ojciec uznawał za stosowne.

   Oczywiście, nasza firma jest najważniejsza w całym wszechświecie, bo w końcu nie tyle zajmujemy się ludźmi, ale także duszami i dalszym rozwojem 'duchowym', o którym miałam się niedługo dowiedzieć. A że firma jest najważniejsza, wiążą się pewne przywileje dla głównego szefa, którym miałam już niedługo zostać. Niestety...

    W końcu, kiedy ominęłam wszystkie 'Śmiercie' i weszłam do wielkiej pałacowej sali, gdzie odbywała się impreza, wszystko ucichło i każdy zwrócił się ku mnie.

    Rozejrzałam się, by zobaczyć znane, oraz nieznane, nienaturalnie piękne twarze, w garniturach lub najróżniejszych sukienkach - poczynając od klasycznych sukien z Diora, po na prawde wymyślne, wzorowane projektami Lady Gagi.

    Nagle wszyscy padli na kolana ze spuszczonymi głowami wlepionymi w podłoge i czekali na mój rozkaz.

    Nie wiedziałam o co chodzi. Obróciłam się w poszukiwaniu ojca, ale go nie ujrzałam za sobą. Muzyka jakieś badziewnej orkiestry ucichła, a mnie przeszły ciarki po plecach. Nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji, ale nagle przypomniało mi się, że oni już wiedzą o tym, że mam zostać ich następną 'królową'. Odkaszlnęłam.

- Eee... - wyrwało mi się - Wstać?

    I na to hasło każdy wstał, ale nadal mieli spuszczone głowy. Do jasnej cholery, to jakiś wielki kawał? Złapałam się naszyjnika, który po drodze sobie zwizualizowałam(żeby Fiss nie widziała, że stać mnie na prawdziwe diamenty) i zaczęłam go przeplatać przez palce. Dobra, co teraz powiedzieć?

- Wracać do swoich ... swojej rozrywki? - 'rozkazałam' ponownie.

    No i powróciła muzyka i hałas rozmów, jakby w ogóle nie zauważyli mojej obecności. Odetchnęłam z ulgą gdy nagle zobaczyłam Dinę, która biegnie, przeciskając się przez ludzi w moim kierunku.

    Blond włosy miała jak zwykle rozpuszczone i prawie nie była pomalowana - zawsze ceniła nienaturalną, naturalną urodę. Szary odcień prostej sukni z Diora sięgał aż do podłogi i musiała trochę podciągnąć, aby się nie wyglebać.

- Natasho! - zawołała gdy była już blisko po czym rzuciła mi się na szyje w geście przywitania - Czemu mi nic nie powiedziałaś na temat tego, że niedługo będziesz nami rządzić?

- Co? - oderwałam się od niej - To już fakt powszechnie znany?

- A żebyś wiedziała, kochana - poklepała mnie po policzku - Mam nadzieję, że nie przywalisz nas pracą - zaśmiała się, a ja razem z nią.

- No coś Ty. Tak z resztą, to ja w ogóle nie chcę być...

    I nagle wszystko ucichło, wszyscy znowu się ukłonili, ale tym razem w kierunku niewielkiej sceny, która nagle wyrosła z kryształowej podłogi.

    Wiedziałam, że ojciec zaraz się na niej zjawi, bo nagle usłyszałam w myślach jego rozkaz, abym teraz przeniosła się na scenę i stanęła pod ścianą. Oczywiście dodał także, żebym nie zachowywała się jak gówniara, tylko jak przyzwoita następczyni posady. Nienaganne zachowanie jest tu wskazane.

    Tak więc jak kochany tatko sobie zażyczył, tak też uczyniłam.

    Stanęłam na prawdziwej, diamentowej podłodze i stałam jak na baczność zerkając na ludzi kątem oka.

    Zobaczyłam Dinę, która także klęczała. Doriana, który był w prawdzie w pierwszym rzędzie. Ell, która była w prawdzie na samym końcu, ale rozbłyskała z daleka swoimi błyszczącymi klejnotami, oraz wiele innych moich dawnych współpracowników.

    Ojciec pojawił się zaraz obok mnie w swoim białym garniturze z czerwonym krawatem. Zwizualizował sobie mikrofon(co było głupotą, bo przecież każdy z nas by usłyszał nawet najcichszy szept) i stanął przodem do widowni.

- Wstać - rozkazał, a oni to uczynili. Zmierzył całą publike i zaczął kontynuować - Niedługo minie tysiąclecie, odkąd tutaj zaczęłem pracować. A więc, aby dalej nie owijać w bawełnę wiecie o tym, że nasz Wielki Kodeks Śmierci nakazuje, aby teraz kto inny zajął moje miejsce. I nie kryjcie tu zdziwienia, bo chyba każdy dobrze wie, że moja córka Natasha będzie teraz dowodzić. Niedługo zacznie szkolenia, które umożliwią jej dalsze prowadzenie naszej wielkiej firmy...

    Bla bla bla. Nie lubię żadnych takich wykładów. Gdybym mogła to w tej chwili bym sobie przez ten czas usiadła. No ale cóż, ojciec ma oczy dookoła głowy.

- A kiedy skończy ostatni poziom rozwoju, zabierze się do przygotowań przejęcia firmy, oraz zaręczyn...

    Jejku, pierwsze co słyszę, żeby o przejęciu firmy gadał 'zaręczyny'. Z miłą chęcią teraz bym prychnęła, ale od razu uderzyłam siebie w myślach.

- Dobrze pamiętacie, że w artykule 1021, paragraf 56 mowa jest właśnie o tym. Dodam jeszcze, że jako szef, oraz jej ojciec - tym razem odwrócił się w moją stronę i wyciągnął rękę, abym ją ujęła. Złapałam ją i zrobiłam krok, aby stanąć obok niego- Mam prawo, a zarazem mus do wyboru jej partnera, z którym spłodzi niedługo potomka, aby później ono przejęło nasze dziedzictwo.

    Krew mi spłynęła z głowy. Przynajmniej tak się czułam. O czym on gada?! Nagle poczułam, że nogi mam jak z waty. Dobrze, że nadal mnie trzymał za rękę, bo przynajmniej miałam jakieś wsparcie, aby się nie wyglebać. Ale to dużo nie pomogło...

- A więc przygotujcie się niedługo, na zaręczyny mojej jedynej córki Natashy, oraz ... - tu zawiesił głos rozglądając się, szukając pewnej osoby - Doriana Maktusa, przyszłego mojego zięcia.

    I nagle rozległy się oklaski. A ja chciałam wyczarować sobie broń i strzelić sobie prosto w głowę.

    CO TAKIEGO?!


__________________________________________________

Przepraszam za dość długi odstęp czasowy, od poprzedniego wklejenia. Musiałam się zająć nauką, a do tego moje problemy zdrowotne się nawróciły.
Przepraszam także za błędy, oraz za krótką notkę. Postaram się w następnej części napisać większą. I powinnam wkleić ją do końca weekendu :)
Tak więc jak widzicie, Natasha ma gorsze zmartwienia niż praca.
Co o tym myślicie? Zależy mi na waszych przemyśleniach :)
Obserwujcie, komentujcie :)
Do usłyszenia wkrótce.

 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Serce Śmierci 6

No i nowa część :)
A tak nawiasem mówiąc, chyba mamy nową Djkę :D
Piosenka dla was od Sharon Dreams :)
 
___________________
 
 
 
 
 
 
_____________________________
 
Oraz piosenka ode mnie, przy której zawsze płaczę i ciężko mi było napisać fragment ze szpitalem :)
 
 
 
 
 
 
 
 
_________________________________
 
 
 
 
 
Dziękuję za komentarze. Przez was jedyne co w najbliższym czasie robiłam, to siedziałam przed swoim notebookiem i pisałam ciąg dalszy! A mamuśka mi ciągle przerywała ganiając do roboty ;d
 
_________________________________
 
 
 
 
 
 
 
__________________________________
 
 
 
    To do niego nie podobne. Dorian opamiętany?
- W co Ty grasz? - zapytałam, a on jeszcze bardziej spoważniał.
    Już nie przypominał tego gnoja, który każdą kusi do swojego łóżka. Może to jego kolejna zagrywka? Nie. Nie wyglądał już na gracza, nie wyglądał w ogóle na osobę, która chciałaby kogoś uwieźć. On po prostu... Raptownie się zmienił?
    Na moje pytanie wzruszył rękoma.
- Odpowiedz - zażądałam, bo serio się jego postawy wystraszyłam.
- Na co? - uniósł brew - Widzę, że jesteś zdołowana. Nie zamierzam Cie wkurzać bardziej - odpowiedział powoli.
    Że co? Zabrakło mi słów. On chyba wyczytał to z mojej twarzy, bo po chwili dodał:
- Natasho, chyba nie myślałaś, że jestem taki przez cały czas - pochylił się bliżej mnie nadal poważny - Wiem, że dzieje się coś z Tobą. Nie zamierzam pytać. Nie zamierzam Ci pomagać jeśli tego nie chcesz. Ale tym bardziej nie zamierzam być dzisiaj na Twojej czarnej liście.
    Zamknęłam usta, bo pod wpływem jego przemiany, samoistnie mi się otworzyły. Zamrugałam parę razy, żeby się przekonać, czy to jest faktycznie prawda. On nadal był pochylony, lecz po chwili jego warga drgnęła i wyłonił swój miażdżący uśmiech. Ale nadal nie był on uwodzicielski.
- To podpiszesz? - zapytał.
    Jasne. Podpis. Spuściłam głowę i wzięłam w drżące ręce kartkę. Zwizualizowałam sobie długopis i podpisałam. Wstałam i bez słowa skierowałam się w stronę wyjścia na trzęsących się nogach. Ledwo dosłyszalnie usłyszałam jego słowa 'Trzymaj się, Nash'.
    Za dużo wrażeń na jeden dzień.

***

    Wchodząc do szpiatala musiałam użyć swoich mocy, aby stać się niewidzialną i oczywiście zmienić strój na poprzedni zestaw. Wędrując długim korytarzem zerkałam na ludzi, którzy siedzieli na niewygodnych krzesłach w poczekalni. Niektórzy byli spokojni, ale im bardziej zagłębiałam się w stronę OJOMu, tym bardziej ludzie byli zasmuceni i płakali przytulając się do osoby towarzyszącej. Stanęłam nad rodzicami, którzy czekali na werdykt lekarza o dalszym losie ich 6letniej córeczki. Jasnowłosa kobieta płakała na ramieniu męża, bujając się z nerwów. Mężczyzna trzymał jej głowę i dawał jej słowa pocieszenia, jednakże widać było, że sam w nie nie wierzy. Oczy mu się szkliły wszelkim bólem.
    Zrobiłam krok w ich stronę i położyłam im dłonie na głowach uspakajając ich. Raptownie szloch matki lekko zelżał, a ojciec zamknął oczy.
   Cóż, przynajmniej w ten sposób mogłam im pomóc przed przyjściem lekarza ze złą informacją. Odwróciłam się i przenikając przez sąsiednie drzwi, weszłam do sali operacyjnej. Mała dziewczynka leżała zakrwawiona, a dokoła wędrowali lekarze reanimując ją. Podeszłam do niej przenikając przez lekarzy i położyłam bezpośrednio dłoń na jej głowie.
    Urocza blondyneczka usiadła i podała mi rękę, którą do niej wyciągnęłam. Zeskoczyła z łóżka i się odwróciła.
- Tto ja? - zająknęła się.
- To poprzednia Ty, Samanto. Teraz jesteś wolna - odwróciła się do mnie nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- A rodzice?
- Rodzice czekają na Twoje ciało. A Ty teraz przeniesiesz się do innej krainy - uśmiechnęłam się.
- Ale...ale... Ja ... Umarłam?
- Tak - oznajmiłam krótko łapiąc ją za dłoń.
- A Ty? Kim jesteś? Aniołem? - zapytała.
- Można by tak powiedzieć, skarbie.
- Ja też będę aniołem?
- Czym sobie tylko zamarzysz, Samanto - poklepałam ją po główce. Ona się uśmiechnęła - To co, mogę Cie przenieść?
- Gdzie?
- Do lepszej krainy. Tam zaczniesz nowe życie.
     Pokiwała lekko głową i zamknęła oczy, kiedy wysłałam ją do swojej firmy.
    I w tym samym czasie usłyszałam piskliwy dźwięk maszyny, która oznaczała wstrzymanie akcji serca, przez co dostałam ciarki na plecach.

 
***

 
    Dobra, myślałam że lepiej się poczuję po swojej pracy, ale jakoś to tylko pogorszyło sprawę. Wchodząc na górkę niedaleko mojego domu, musiałam podtrzymać się drzew, żeby się nie ześlizgnąć. Przez noc zwilżyło się trochę podłoże i buty same się ślizgały.
    Czasem lubię przyjść w zaciszne miejsce, żeby pomyśleć. Jak praca nie dała mi potrzebnego ukojenia, może to coś przyniesie. W szczególności w taką pogodę jak ta- ciepło odbijało się od mojego ciała, powodując przyjemne dreszcze. A cała roślinność, która znajdowała się teraz wokół mnie dawała niesamowity, naturalny, kojący zapach.
    Las dawał mi siłę, dawał czasem słowa otuchy, kiedy w moim martwym życiu pojawiały się znaki zapytania. Mimo że dosłownie nie odpowiadał, słuchał mnie jak skarżyłam się na problemy, które w porównaniu z dzisiejszym dniem...są niczym.
    Bez koca usiadłam na samym wierzchołku góry i zamknęłam oczy wsłuchując się w ćwierkające ptaszki, melodie liści, oraz... zbliżające się kroki tuż za mną?
    Odwróciłam się i moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w skórze z potarganymi włosami. Uśmiechął się do mnie.
- Wybacz, myślałem że to miejsce jest wolne - powiedział i kiwnął głową speszony.
- Oczywiście - zabiło mi mocno moje martwe serce - Jest wolne. Nie zaklepałam sobie go na własność, Brayan - uśmiechnęłam się i poklepałam ziemie obok siebie, aby zachęcić go do podejścia.
    Usiadł obok mnie powoli i się nie pewnie spojrzał.
- Znowu problemy? - zapytałam. Spojrzałam się w jego oczy i zobaczyłam w nich wielką samotność. Znowu zabiło mi serce. Cholera. Najpierw łzy a teraz...
- Problemy zawsze istnieją - spojrzał się na przeciw siebie - Z czasem pewnie znikną, tak jak i my - wzruszył ramionami i zaczął wyrywać trawę spod siebie.
- Racja - odparłam cicho i przybliżyłam kolana do swojej klatki piersiowej.
- A u Ciebie? - wwiercił znowu swój wzrok we mnie - Widzę, że nie za dobrze upłynął Ci dzisiejszy dzień. Problemy z przyjaciółką, czy z życiem?
     Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na swoje nogi.
- Nie... Nic - odpowiedziałam cicho. Odwrócił się ode mnie i znowu zaczął zajmować się trawą.
- Jak wolisz przemilczeć swój ból, rozumiem - powiedział łagodnie. Podniósł niewielki kamień leżący obok niego i rzucił nim przed siebie.
    Patrzałam jak się turlał coraz niżej, niżej aż w końcu zatrzymał się przy głazie.
    Może powinnam mu powiedzieć? W końcu nie znam go, on nie zna mnie, a słyszałam, że czasem lepiej wyżalić się osobie nieznanej, niż bliskiej. Nie może mnie w żaden sposób skrytykować, ale za to może pomóc mi psychicznie. Może czasem komuś trzeba zaufać, niż kierować się zasadami?
    Ale nie, nie mogę mu opowiedzieć o swojej pracy. W końcu może mnie uznać za dziwaczkę, która jest psychicznie chora uważając się za istotę nierealną.
    Ale zawsze mogę mu opowiedzieć prawdę, pomijając parę szczegułów, prawda?
    Raz kozia śmierć. Wypuściłam wcześniej wstrzymywane powietrze.
- Chcą mnie przenieść. Dostanę awans jutro - zaczęłam w skrócie. On tylko spojrzał się na mnie, nie przerywając. Kontynuowałam - Nie jestem z tego zadowolona, bo to się wiąże z tym, że nigdy więcej tu nie wrócę, nie zobaczę przyjaciółki ani nikogo mi znanego. Będę pochłonięta pracą, nie będę mogła telefonować ani brać dnia wolnego, bo nowa posada będzie pochłaniała mnie 24 godziny na dobę. Oczywiście, gdybym miała wybór, odrzuciłabym propozycje, ale... Nie mogę. To moje dziedzictwo. To moje prawdziwe życie. Moja przyszłość - westchnęłam i tym razem ja rzuciłam kamieniem, ale natrafił na drzewo i rozległ się huk.
- Pamiętaj, że nikt nie ma osądzonej z góry przyszłości. Nie ważne w jakiej rodzinie się urodziłaś, sama dysponujesz swoją przyszłością - odparł spokojnie i nadal mi się przyglądał. Serce znowu się odezwało, aż złapałam się za klatkę piersiową.
- W sumie racja, ale jeżeli nie przyjmę tej posady... Nie wiem jak skończe. U mnie w rodzinie jest tylko jedna droga. Albo nią pojedziesz, albo... - wzruszyłam ramionami.
- Jeżeli tak mówisz... Ale powiedz szczerze. Wolisz się męczyć niż wybrać otchłań? - zapytał.
    W sumie racja. Albo będę się katować pracując jako prezes, albo... Czasem NIC jest lepsze od nerwów. Wiem, że nie ma jednej drogi. Może i jest jedna widoczna, ale to nie zmienia faktu, że zawsze trzeba szukać jakieś innej, niewidocznej ścieżki.
    Innej ścieżki mojego nieistniejącego życia.
- Sama nie wiem - schowałam twarz w dłoniach - Ja nic już nie wiem. Już nie wiem co o tym myśleć.
- Wiesz co? - powiedział z lekkim uśmieszkiem, przez co zaparło mi dech w piersiach - Przy problemach pomaga mi cisza. Wsłuchaj się w nią, a ona Ci odpowie co powinnaś zrobić.
    Spojrzałam się niepewnie na niego a on tylko do mnie mrugnął.
- Zamknij oczy i spróbuj. W końcu nic Cie to nie kosztuje - oznajmił i sam to uczynił.
    A ja poszłam w jego ślady i weszłam w kraine niezupełnej ciszy.
***

    Klap, klap. Zimne krople deszczu spadały na mój nos i czoło. Cholera, zaraz lunie - pomyślałam sobie.
- Chyba powinniśmy się zbierać - powiedział po czym wstał i wyciągnął rękę, aby mi pomóc. Ujęłam ją, lecz przy zetknięciu naszych skór poczułam delikatne dreszcze przechodzące przez całe ciało. Jak tylko stanęłam na nogi, puściłam go. Poprawiłam bluze i ruszyłam razem z nim w stronę stromej górki. Ledwo co zrobiłam krok, a już moje buty zaczęły się ślizgać.
- Lepiej uważaj, bo zjedziesz - powiedział lekko drwiąco. Złamałam się jego czarnej skóry i starałam się nie zrobić z siebie ofiary.
- Martw się o siebie - odparowałam na co on tylko się zaśmiał.
- Jak tam wolisz - drwił ze mnie, a moje nogi znowu prawie zrobiły szpagat. Tym razem dołączyłam drugą rękę do podrzymywania się. Nie, nie mogę przy nim wywinąć orła. Nie mogę. Jaka siara...
    Deszcz zaczął przybierać na sile, przez co podłoże stało się jeszcze bardziej ślizgie. A moje nogi zaczęły jeszcze bardziej się rozjeżdżać. Do jasnej cholery.
- Trzymasz się? - znowu się zaśmiał.
- A nie widzisz?
- Widzę, widzę. A właściwie czuję - zaśmiał się przez co znowu zaparło mi dech w piersiach - Zaraz mi oderwiesz rękę.
- Ale przynajmniej nie wyląduję na błocie, racja? - zapytałam sucho, ale w głebi duszy czułam ekstytację, że go dotykam.
- Racja, racja.
    I właśnie po tych słowach, kiedy byliśmy już prawie na samym dole, wpadłam w poślizg i upadłam na plecy ciągnąc go za sobą. Podrzymał się rękoma, ale to nie zmianiało faktu że nasze twarze, nasze usta prawie się zetknęły. Spojrzałam na jego oczy, które stały się jeszcze bardziej ciemniejsze, niż wcześniej. Teraz wyczytałam z nich troskę, ciepło, oraz... pożądanie? Wpatrywał się we mnie, nie bardzo widząc co w tej chwili zrobić. Wiedziałam, że wie, ale nie jest przekonany, czy mu na to zezwolę. Przeniósł wzrok na mojer usta. Jego wargi lekko się rozchyliły ale nadal leżał na mnie nieruchomo, jakby czas się zatrzymał. Myślałam, że serce, które nigdy wcześniej nie biło, zaraz wyleci z mojego ciała i wyląduje w jego klatce piersiowej.. przełknęłam głośno ślinę pod wpływem presji i podniosłam lekko głowę, aby mrowienie w ustach ustało, przy dotyku jego warg. Ustało, lecz po chwili mrowienie przeniosło się do całego ciała, a ja nagle poczułam większy głód. Głód spowodowany potrzebą dotykania jego całego ciała. Głód spowodowany jego osobą, jego ustami, włosami, a po chwili i językiem kiedy poczułam jak nieśmiało dotyka swoim językiem mojego.
   Usłyszałam głośny dzwonek swojej komórki i odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
    Cholera jasna, zabiję tą osobę.


____________________________________
 
 
PRZECZYTAJ!
Cieszę się za dużą liczbę komentarzy m.in dlatego, że całkiem niedawno się przeniosłam na blogspot. Jedno pytanie. Chcielibyście poczytać także inne opowiadania mojej roboty? Jak tak, głosujcie w sondzie. Jeżeli będzie dużo głosów na TAK, założę następnego bloga z nowymi opowiadaniami :)
 
Tak poza tym dziękuję wam za wasze opinie. Jeżeli będzie pod tym postem w miare dużo komentarzy, za parę dni powinien się pojawić nowy rozdział :) Mogę wam zdradzić, że w następnej części będzie kompletny zwrot akcji. Z tego co widzę, nikt się nie domyśla, a więc zszokowanie będzie gwarantowane :D
Tak więc udostępniajcie, obserwujcie i co najważniejsze KOMENTUJCIE :)
jakbyście mogli, polecajcie moje opowiadania innym :)
 
Dziękuję wam za wszystko :)
 
Ps. W zakładce SPAM dawajcie stronki swoich blogów, z lekkim zarysem o czym jest :) Dodawajcie także piosenki, które chcecie by się pojawiły. Obrazy, filmiki...
Blog jest wykonany dla was. Pamiętajcie o tym :)