poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Serce Śmierci 23


________________________




_________________________

   Dorian położył mi dłoń we wgłębieniu pleców i lekko popchnął w stronę Sali Rady, abym się w końcu ruszyła. Czułam w całym ciele niesamowite napięcie, które nawet mocą Śmierci nie mogłam wymazać. Chciało mi się znowu wymiotować, chciałam zagłębić się w swoim łóżku, zamiast tutaj być. 
   Przekroczyliśmy próg, a wszystkie oczy zwróciły się ku nam. Podniosłam powoli głowę, aby się przekonać, czy faktycznie jesteśmy w centrum uwagi, ale niestety tak było. Sala była w całkowitej bieli, co raczej wyobrażałam sobie w ciemniejszych kolorach. Na środku sali znajdował się biały stół sędziowski, gdzie siedem osób siedziało na jasnych i wielkich krzesłach. A po środku z nich urzędował... tatko. 
    Przełknęłam gulkę śliny, która nagle uformowała mi się w gardle i odwróciłam od niego wzrok.
    Po prawej i lewej stronie znajdowały się kolumny równie rażąco białe, jak wszystko, co się tutaj znajdowało. Pomiędzy nimi widniał następny wielki stół, który raczej wyglądał jakby był zrobiony ze ściany. Za nim siedziała gromada Śmierci, którzy mają za zadanie przyuważyć, aby wszystko przebiegło zgodnie z Wielkim Kodeksem Śmierci. Mają prawo także do własnego głosu i do tego, choć w małym stopniu, aby zadecydować o losach oskarżonych. W tym przypadku nas.
    Na ziemi znajdowały się wielkie białe płytki, które mimo swojej odbijającej świetlistości, w dotyku były szorstkie. Czułam jak podeszwa ledwo ciągnie się na nich. Zaś sufit był tak uderzająco duży, że nie byłam pewna w którym momencie kończy się ściana, a w którym zaczyna się sufit, a to wszystko przez tą biel. 
Poczułam na plecach, że Dorian mnie lekko pogłaskał i dał tym sposobem znać, żebym się już zatrzymała. Weszliśmy na minimalny podest i stanęliśmy w bezruchu, łapiąc się za dłonie. Dopiero teraz przyjrzałam się ojcu, który siedział na podium i patrzył na mnie oburzonym wzrokiem. Zacisnął usta w wąską linię i wiedziałam, że stara się nie wybuchnąć na oczach całej Rady Śmierci. Tego jeszcze by brakowało...
- Proszę o przesłanie nam obrazów, które uzasadniają dzisiejsze spotkanie. - odezwała się kobieta po pięćdziesiątce, o rudych i kręconych włosach, która siedziała po prawej stronie ojca. 
    Dorian kiwnął głową i zamknął oczy, spełniając rozkaz. Tuż po tym, jak je otworzył, spojrzał na mnie i dał mi znać, bym teraz ja to zrobiła. Wypuściłam wcześniej wstrzymane powietrze i ścisnęłam go za rękę. Spuściłam głowę i przymknęłam powieki, wracając wspomnieniami od pierwszego dnia spotkania się z Fisją, aż po niedokończenie swojej listy obowiązków na Brayanie. 
     Gdy uniosłam wzrok na ojca zauważyłam, że ledwo powstrzymuje się od rzucenia wszelkich obelg w moim kierunku. No cóż, powinien mnie rozumieć, jeśli znajdowaliśmy się w tej samej sytuacji. A właściwie ja teraz znajduję się w tej samej sytuacji co on tysiąc lat temu. Tylko, że ja chcę uratować ukochanego, a nie zabijać go. Skurczybyk, ukatrupił moją matkę.
     Przypomniały mi się słowa Instruktora. 
,,(...)Bo nie nadszedł jeszcze termin narodzin. Stanął przed Radą a oni dali mu wybór. Tylko, że w tamtych czasach, kiedy jeszcze były inne zasady i twój ojciec nie zasiadł na tronie, było możliwe uczucia do śmiertelników. Był luz, swoboda, którą dało się odczuć. Śmierć nie czuła się w niebezpieczeństwie złamania Wielkiego Kodeksu Śmierci, gdyż nie ważne co by zrobiła i tak nie stąpało się wbrew prawu. ''
    Wezbrała się we mnie złość.
    Czyli to przez niego wszystko jest niemożliwe? Czyli to przez niego nie mogę połączyć się z Brayanem i to dlatego staję tutaj przed Radą? Gdyby nie on, Doriana by tutaj nie było, a ja tylko prosiłabym o żywego Brayana. 
- Natasho, masz jakieś usprawiedliwienie na swoje poczynania? - zapytał przez zęby tatko, przerywając moje zamyślenie.
     Miałam ochotę podejść do niego i zacząć go walić aż do końca jego śmiertelności. 
    Odchrząknęłam i uniosłam dumnie głowę, aby mu pokazać, że nie wstydzę się swojej osobowości, która złamała wiele zasad Wielkiego Kodeksu Idiotów. 
- Oczywiście. - oznajmiłam krótko, a gdy zauważyłam w jego oczach iskrę wściekłości, delikatnie się uśmiechnęłam, żeby bardziej go wkurzyć. - Zaprzyjaźniłam się z człowiekiem, bo nie czułam się dobrze w świecie ludzkim zupełnie od nich odizolowana. Ona mnie rozumiała, ona mnie kochała taką, jaką właściwie nie byłam, gdyż nie zdradzałam jej własnego pochodzenia, ani nie zwierzałam się ze swoich wieczornych wyjść do pracy. Akceptowała mnie na tyle, na ile byłam dla niej otwarta. Lecz kiedy dowiedziała się o mnie prawdy, nie uciekła z krzykiem i nie zaczęła rozpowiadać o nas plotek, tak jak nam mówiono. Wręcz przeciwnie. Poczułam, że jeszcze bardziej się przybliżyliśmy i staliśmy się na prawdę przyjaciółkami, której nigdy nie miałam nawet w świecie Śmierci. I mimo, że nie znajduje się to w Wielkim Kodeksie Śmierci, wiem że mam do tego prawo, gdyż... - zawiesiłam na chwilę głos, aby spojrzeć głęboko w oczy mojemu ojcu, który lada chwila a by wybuchł. Odetchnęłam głęboko i kontynuowałam. - Mam prawo do przyjaźni z człowiekiem, tak jak i do miłości, gdyż to w połowie moje naturalne środowisko. W końcu jestem pół człowiekiem, czyż nie? 
    Jego oczy na moment zamarły. Kontem oka zauważyłam, że reszta Rady kiwnęła znacząco głową i zaczęła gryzmolić coś na kartce. Domyślałam się, że boją się zareagować w jakikolwiek inny sposób, gdyż wiedzieli, że tatko chciał zataić ten znaczący fakt i teraz chwila dzieli go od wybuchu. Uniosłam kącik ust do góry i kontynuowałam:
- No więc tyle w sprawie przyjaźni. Jeśli chodzi o mojego chłopaka, Brayana, także doszukiwałam się informacji. Pokochałam go niemalże przy pierwszym spotkaniu. To dzięki niemu zapominałam o problemach świata Śmierci i stąpałam z uśmiechem na twarzy po świecie ludzkim. To dzięki niemu spojrzałam inaczej na życie, nie tylko innych, ale także na moje. Nie wiedziałam, że mogłam normalnie cieszyć się życiem ludzkim, gdy do niego nie należę. Przynajmniej wtedy nie wiedziałam, że do niego należałam. Oczywiście, pewnego wieczoru poczułam pociąg fizyczny do niego, więc tak się stało, że to zrobiliśmy. Ale rzecz jasna o szczegółach Rada nie chce słyszeć - uśmiechnęłam się do nich i zauważyłam, że Dorian powstrzymuje prychnięcie śmiechem. Z satysfakcją przemawiałam dalej. - Chciałabym oznajmić, że doszukiwałam się pewnych informacji na temat swojej matki. I właśnie dowiedziałam się, że ona nie tylko była człowiekiem, ale także znajdowała się na liście mojego ojca. Nie było to łamanie zasad, gdyż w końcu przed wejściem na tron, mogli się kochać bez ich łamań. Ewidentnie była możliwość kochania śmiertelnika, gdyż Śmierć zakocha się w człowieku tylko wtedy, gdy to będzie jego tak zwana 'bratnia dusza'. I przy pierwszym współżyciu poczną pierwsze dziecko ich NIEzakazanego związku. - dla efektu złapałam się za brzuch. - Niestety nadeszły czasy, gdy teraz jest to zakazane, chociaż z logicznego punktu widzenia, przed przeznaczeniem nie można uciec. Tak jak i przed Śmiercią. I tym sposobem można także oznajmić, że przed Śmiercią i człowiekiem nie można zwiać, bo i tak byśmy się spotkali kiedykolwiek indziej. 
     Odetchnęłam z ulgą. Dobra, jeszcze jedno zostało do wyjaśnienia.
- Zwracam się z prośbą do Rady, żebyście pomogli mi znaleźć racjonalne wyjście z tego dołka. Na domiar tego mój ukochany jest na mojej liście, a ja nie chcę być jak mój ojciec i ukatrupić swoją drugą połowę i jednocześnie ojca mojego dziecka. Do tego dostałam następne dusze do uwolnienia, ale nie mogę ich przyjąć, gdyż Brayan nadal żyje. I chcę by żył. Wiem jakie są konsekwencje moich poczynań, ale... Nie ukatrupię go. 
     Nastała cisza, przez co usłyszałam swoje głośne bicie serca. Czekałam na werdykt, ale Rada była zbyt bardzo zajęta gryzmoleniem czegoś w swoich notatkach. Jedynie mój ojciec patrzył na mnie beznamiętnie i zauważyłam, że bił od niego taki chłód, że aż się zastanawiałam, czy Śmierć nie może umrzeć. Jeśli może, on zaraz mnie ukatrupi. 
- Przeniesiemy jego osobę do listy innej Śmierci. A drugą damy komuś innemu. - oznajmił beznamiętnie tatko i już miał młotkiem stuknąć, aby 'uczcić' jego postanowienie, ale przerwał mu mój krzyk. 
- NIE! - wrzasnęłam, aż Dorian podskoczył. - Nie może zginąć! Nie może! On jest mi potrzebny! On jest... On jest dla mnie wszystkim! - oczy zaczęły mnie piec, a po policzku popłynęła łza. - On... On musi być ze mną. Nie wytrzymam bez niego swojego życia. Ja mogę umrzeć, ale nie on. - Wzięłam głęboki wdech, bo nagle poczułam się jakbym była w próżni. Zamknęłam oczy, gdyż w głowie mi się zakręciło. Lecz gdy je otworzyłam, spojrzałam złowrogo na mojego ojca. - Nie popełniaj błędu, takiego jak Ty zrobiłeś. Uśmierciłeś moją matkę, chociaż ją kochałeś. Prawda? Przecież wiesz co to miłość, wiesz jak ciężko żyć bez niej. Wiesz, że dalsze życie nie jest ważne, kiedy nie ma jej przy tobie. Mimo, że ja się urodziłam i tak czułeś stratę. Przy niej poznałeś, co to są uczucia, co to jest mieć serce. Ale przy jej śmierci, ona odebrała ci je. Ale tato, proszę. To nie oznacza, że masz stać się zimnym i uśmiercić mojego ukochanego. Chcesz, aby jej cząstka, czyli ja, tak samo została zraniona? Proszę, zrobię wszystko, ale pozwól mu przeżyć. On musi żyć dla mnie i... dla naszego dziecka.
    Jego twarz raptownie zbladła, chociaż nadal widać było, że gotowała się w nim złość. Zauważyłam, że młotek w jego dłoni pojawił się znowu na stole, a jego ręka stała się bezsilna. Czyłam, że coś jest nie tak, że coś ukrywa. Chciałam coś dodać jeszcze, ale przerwała mi przezroczysta postać, która wyłoniła się zza ściany za krzesłem mojego ojca. Dorian uścisnął mocniej moją dłoń, więc podejrzewam, że nie tylko on się tej istoty przestraszył. 
    Kobieta, która mimo lekkiego niewyraźnego wyglądu, wyglądała pięknie. Miała nie więcej niż trzydzieści lat, a jej czarne, proste włosy dodawały jej bardziej uroku. Na sobie miała białą flanelową sukienkę, która znaczyła, że nie była z naszego wieku. A to znaczyło, że jest duchem. 
- Kochanie. - odezwała się spokojnie, stając obok mojego taty po prawej stronie i kładąc niewyraźną dłoń na jego barku. Wszyscy zwrócili się w jej kierunku najwyraźniej zszokowani, a mój ojciec zbladł, zauważywszy ją. Kobieta spojrzała na niego, lecz po chwili przeniosła swój zielony wzrok w moim kierunku, wysyłając mi przy okazji jeden z najczulszych uśmiechów, jakikolwiek widziałam. - Nasza córka ma rację. 


____________________________
I tym oto sposobem zostały z dwa rozdziały do końca :) 
Ktokolwiek jeszcze czyta? :) 

6 komentarzy:

  1. Oczywiście, że czytam ;) rozdział jak zwykle genialny. Czekam na next.
    Pozdrawiam Fryma
    Ps. Kiedy nn na drugim blogu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny zjawi się, gdy zakończę to opowiadanie. A z przykrością muszę stwierdzić, że zostało mi bardzo mało do napisania - nawet już dzisiaj skończę :) A więc zapewne jutro zacznę pisać kolejny rozdział w 'Drzwiach Przeznaczenia'.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Czytam, pewnie:P
    Swietny rozdział;]
    Czekam na kolejny;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale świetne opowiadanie, oczywiście zdarza sie parę błędów, jednak ja nie zwracam na to zbytniej uwagi(przecież nie jesteśmy robotami aby wszystko robić bezbłędnie :)) bardziej interesuje mnie fabuła. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, kiedy będzie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle rozdziałjest niesamowity i ogromnie mi się podoba szkoda że już tak zbliża sie do końca ponieważ uwielbiam twoje opowiadanie ale już nie mogę się doczekać żeby się dowiedzieć wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ma być szczery :)
Nie spamuj mi tu tylko tym, że wklejasz byle jaki komentarz abym tylko weszła na Twojego bloga. Masz od tego zakładke SPAM.