niedziela, 24 marca 2013

Serce Śmierci 3


 
 
 
 
 
 
 
 
_______________________
 
 
 
 
 
 
***

- Poprosimy dwa razy latte. I może kawałek szarlotki z bitą śmietaną - złożyłam zamówienie kelnerce, kiedy podeszła do naszego stolika. Zanotowała, posłała nam sztuczny uśmiech i odeszła.

- Ja nie wiem jak można być kelnerką. Trzeba ciągle przyklejać sztuczny uśmiech i nie narzekać, jak chłopcy gapią Ci się na tyłek.

- Jakoś nigdy nie narzekasz - uśmiechnęłam się a ona w odpowiedzi kopnęła mnie w nogę pod stołem - No co? Za każdym razem uśmiechasz się, zagadujesz do nich, albo po prostu nie zwracasz na to uwagi. Ale i tak nie byłam nigdy świadkiem, że kogoś bluzgasz za taki czyn.

- Ej. To coś zupełnie innego. Kelnerka pracuje ponad 8h i 99% z tego jest obserwowana przez napaleńców.

- No dobra, jak tam chcesz - wyjęłam z kieszeni płaszcza swoją komorkę i z przyzwyczajenia zerknęłam, czy mam nowe wiadomości z pracy.

- Zaraz Ci zabiorę ten telefon jeśli go zaraz nie odłożysz. Boże, czy Ty nie widzisz, że jesteś pracoholiczką? Powinnaś się udać na leczenie - spojrzała na mnie z lekką kpiną. Posłusznie schowałam do kieszeni.

- Bez przesady. Dobra, nie chcę się dziś kłócić ani rozmawiać o pracy - posłałam ten mój ,,sztuczny uśmiech". Kurde, gdyby wiedziała ile razy DZIENNIE muszę z niego korzystać. Tylko w porównaniu do kelnerki, ja mam wyćwiczony do perfekcji.

- No dobra. Jak tam wolisz - zerkęła w stronę lady z wyczekiwaniem na kelnerkę. Zjawiła się po paru sekundach i rozłożyła wszystko na stolę.

- To wszystko? - zapytała z uśmiechem. Wyglądała jakby zaraz miała puścić pawia. Na pewno nie ze zdenerwowania, bo w końcu pracuje już tutaj długo. A może... Spojrzałam powoli na jej brzuch. No jasne. Drobna blondyneczka z plastikową buźką spodziewa się dziecka. Stwierdzam po energii życiowej(którą widzę) tlącej się w jej brzuchu, że jest dopiero na początku 3miesiąca.

- Tak - odpowiedziałam po cichu i się do niej życzliwie uśmiechnęłam. Skinęła głową i pędem udała się do łazienki.

- Dziwna jakaś była - stwierdziła Fisja pochylając się do mnie- zauważyłaś?

- Co? Nie. Może troszkę - wzruszyłam ramionami - Każdy ma lepsze i gorsze dni.

- No w sumie racja - złapała w ręce szklankę i siorbnęła łyk.

      Spojrzałam na nią i aż serce mnie zakuło. Chciałabym, żeby ona o wszystkim wiedziała. O mnie, kim jestem, co robię, gdzie pracuję. Wszystko stało by się o wiele, wiele prostrze. Z jednej strony chciałam jej już dawno powiedzieć - a z dnia na dzień coraz bardziej, ale druga strona przeważyła. Zasady naszego kodeksu nadal obowiązują, a jedna z nich głosi, że nie mamy się za bardzo wiązać z ludźmi. Nie ważne czy w gre wchodzi przyjaźń, miłość czy nawet koleżeństwo. Mamy dla nich być obojętni. Oczywiście, możemy mieć ,,normalne" życie(o ile dyrektor-tatko zezwoli) ale tylko przez jakiś okres czasu. Dlatego nie możemy się do nich za bardzo uczuciowo zbliżać, a do tego nie możemy im mówić o naszym istnieniu. Kiedy ktokolwiek z naszej branży się o tym dowie, że śmiertelnik wie, stanie się coś złego nam, oraz im.
    Nie mogę zarezykować jej życia. Jest moją przyjaciółką i nie chcę jej skrzywdzić.

    Moje myśli się przerwały, kiedy zauważyłam chłopaka przechodzącego przez ulicę. Niby na pozór normalny, ale wyróżniał się z tłumu. Miał na sobie czarną kurtkę i jasne jeansy. Ręce miał w kieszeni i spoglądał przed siebie. Widziałam tylko jego tył głowy, jego krótkie, potargane, czarne włosy, ale mimo to przyciągnął moją uwagę. Nie mogłam oderwać od niego oczu, a nawet nie próbowałam. Nie chciałam.

    Nie patrząc na jezdnie(pewnie zamyślony) wszedł na pasy. Nie zauważył nadjeżdżającego samochodu po boku. Moje serce stanęło na ułamek sekundy, a może i więcej. Czas spowolniał a ja nawet nie mogłam złapać tchu. Samochód trąbnął, on minimalnie odskoczył. Na szczęście kierowca zdołał się zatrzymać, a mu się nic nie stało.

    Nieznajomy w geście przeprosin podniósł rękę i się powoli rozglądnął. Nie miał żadnych świadków, którzy zapewne teraz stanęli zamurowani tą sceną. Ale mimo to rozglądnął się dalej i natrafił na mnie. Był nieco blady i miał ciemne oczy. Przynajmniej tak mi się zdawało. Usta miał lekko rozchylone. Utkwił wzrok na mnie, patrząc się niepewnie. Odskoczył ponownie, kiedy kierowca znowu trąbnął pospieszając go, by przeszedł. Znowu w geście przeprosin podniósł rękę i zaczął powoli iść.

- To więc jak? - wyrwała mnie z zamyślenia i tym razem ja podskoczyłam - Halo? Tu ziemia. Na co się gapisz? - podążyła za moim wzrokiem. Jednakże nic nie znalazła, bo on już zniknął.

- Na nic - wyjąknęłam i upiłam łyk latte - Co mówiłaś?

- Że musimy zaplanować sobie dzień. Co Ty na to, że po ciastku pójdziemy na zakupy?

    O nie, tylko nie one. O czym sobie zamarzę, to mam-uroki mojej pracy. Więc dla mnie to marnotractwo czasu.

- A nie możemy iśc gdzieś... do kina? - zapytałam.

- Do kina? Czemu nie na zakupy? Czemu Ty nie lubisz tak zakupów.

- Są przereklamowane. Wolę kupywać przez internet - odparłam i wzruszyłam ramionami - Nie możemy przejść się gdzieś? Albo cokolwiek? Proszę, tylko nie zakupy.

- No dobra - prychnęła śmiechem i ugryzła ciastko - To jedz szybko i się zbieraj. Zabieram Cię na bilard.

***



    Po bilardzie(którego wygrałam jak zawsze) wybrałam się z przyjaciółką na jakiś bezsensowny, nudny film sacion fiction z niby wielką akcją. Ludzie uciekali, wrzeszczeli i wariowali, gdy wypuścili niechcący(z resztą jak zawsze) wielkiego, poteżnego jeźdźca apokalipsy-śmierć. Dla mnie film był bezsensu- po pierwsze ludzie ZNOWU zawinili sobie własną głupotą. Zamiast zostawić życie takie jakie jest, muszą poszukiwać problemów. I to śmiercionośnych problemów w podziemiach. Po drugie obraz śmierci z kosą, w todze i z czarnym obłokiem dymu(,,piekielnego") zamiast twarzy opawał mnie rozbawieniem. Po trzecie- jeżeli wypuścili jeźdźca to logiczne jest, że on ma większą moc. Czyli bez problemu mógłby zabić całe miasto jednym skinięciem palca. A tu co? Musi ruszyć swoją bezcielesną, piękną dupcie, podejść do ofiary i przez tysiąc godzin wysysać jego ,,dymnymi ustami" duszę. Bezsens. Jeszcze gorsze jest to, że nie mógł tego zrobić, a rzucał najwyższymi blokami w tą i w tę. Dla mnie to jest bezlitośnie śmieszne.

    A najgorsze jest to, że potem udaliśmy się do mnie przebrać. Fisja chciała pożyczyć ode mnie ciuchy. Oczywiście chciałam się jakoś wykręcić mówiąc, że to do niej powinniśmy się udać bo chciałabym pożyczyć jej fioletową sukienkę. Ale nie... Ona się uparła i chce zaglądnąć do mojej szafy. Pustej szafy. Bo w końcu mówiłam wam, że mam wszystko czego sobie zamarzę, prawda? No to właśnie jest taki pewien problem, że ja nie marnuję miejsca w szafie swoimi zachciankami i od razu je odmaterilizuje.

    I dlatego znajdzie tam pewnie tone kurzu i niejednego pająka na swej sieci.

- Ale proszę - znowu ją błagam - Nie możemy iść do Ciebie? Poza tym ładnie byś wyglądała w tej swojej białej sukience.

    Fisja wkurzona przystanęła.

- Czemu Ty nie chcesz iść do siebie do cholery?! Ciągle jęczysz żeby nie iść do Ciebie. A co? Ukrywasz coś? Masz kochanka w domu?-prychnęła- Czy po prostu nie chcesz mi pożyczyć ciuchów.

    A inna opcja?

- Fi, oczywiście że możesz pożyczyć. Ale ... - szukałam odpowiednich słów ale tylko wypuściłam głośno powietrze - No dobra. Chodźmy.

    No i wyszło na to, że muszę wyczarować sobie nie tylko sukienke, ale także całą zawartość szafy.

    Odkluczyłam baardzo powoli drzwi i je jeszcze wolniej otworzyłam. Zdjęłyśmy w przedpokoju buty i i odwiesiłam na wieszak płaszcz.

- Kurcze, dziewczyno. Jakie Ty masz powolne ruchy - zauważyła Fisja i chciała się przede mną wcisnąć jednak bez słowa szybko powędrowałam pierwsza do pokoju.

   Dotarłszy do wielkiej szafy naprzeciwko łóżka(którego nie używałam, z resztą tak samo jak szafy) położyłam rękę na drewnianych drzwiczkach. Zamknęłam oczy i zaczęłam sobie wyobrażać zawartość półek. Dżinsy, bluzki, sukienki, swetry, bluzy... I to wszystko miało się znaleźć W TEJ CHWILI w mojej szafie. W TEJ CHWILI.

    Wdech i wydech, mówiłam sobie. Wszystkie ciuchy mają znaleźć się w szafie. Wszystkie ciuchy mają znaleźć się w szafie.

- Nasha, wszystko ok? - zapytała się Fisja kładąc mi rękę na ramieniu - Dobrze się czujesz?

    O Śmierci. Zapomniałam, że stoi koło mnie. Otworzyłam powoli oczy i zabrałam rękę.

- Emm... - odchrząknęłam i pogładziłam się po czole - Tak. Zakręciło mi się trochę w głowie.

- Ale wszystko ok?

- No mówię że tak.

- Na pewno? - przyjaciółka zmierzyła mnie wzrokiem - Chyba nie zaciążyłaś, prawda? - prychnęła śmiechem.

- Tak, mam sześcioraczki - wybuchłam stłumionym śmiechem.

- To świetnie, załatw sobie opiekunkę, bo ja nie będę je niańczyć - odpowiedziała mi uśmiechem i szybko otworzyła drzwiczki od szafy, a ja nie zdąrzyłam ją powstrzymać.

   Ale na szczęście moim oczom ukazała się duża kolekcja ciuchów. Ładnie poskładanych na półkach i ładnie wiszących na wieszakach. Co za ulga.

- Wow, a myślałam że ubierasz się ciągle w czerń lub biel - wysunęła różową sukienkę. Do licha. Nie musieli mi podrzucać RÓŻOWEJ! - Różowa? Serio? - zmierzyła mnie wzrokiem.

- Emm... Bo... Kupiłam kiedyś tam i mi się spodobał krój - Skłamałam. Wzruszyła ramionami i zaczęła przeglądać resztę ciuchów.

- Nawet fajna, ale szczerze powiedziawszy nic z tych rzeczy nie kojarze - spojrzała na mnie - Byłaś beze mnie na zakupach? Przecież nie lubisz chodzić na zakupy.

- Internet - znowu skłamałam - Kupuję przez internet. I tatko mi też podrzuca jakieś kolekcje. Mamy znajomego, który pracuje w jakimś tam sklepie z ciuchami i zawsze coś tam dostanę - założyłam za ucho włosy - Poza tym ostatnio robiłam porządki i większość oddałam potrzebującym.

- Większość? Ja tu nie widzę żadnego znajomego ciuchu! - pisnęła - mogłaś chociaż zostawić mi tą czarną ze złotym łańcuszkiem na biodrach!

- Tą? - zastanowiłam się i założyłam nieistniejący kosmyk włosów znowu za ucho - Nie ma problemu, na pewno tatko jeszcze jej nie wysłał. Więc zadzwonie jutro i Ci ją przyniosę .

    Kurdę, znowu muszę ją sobie zmaterializować.

- Dzięki, jesteś kochana - cmoknęła mnie w policzek i zaczęła znowu przeglądać sukienki. Po chwili wyciągnęła niebieską. Gdyby nie kolor, fajna by była - Ale zajebista. Duży dekold, krótka, jednakże klasyczna, prosta. Mogę ją pożyczyć?

- Spoko.

- Nie wiedziałam, że lubisz niebieski.

    Uwierz mi, ja też nie.

- Zbyt kolorowo, to aż niezdrowo. Dlatego zazwyczaj ubieram się w ciemne rzeczy. Ale lubie mieć w szafie coś kolorowego - uśmiechnęłam się i zauważyłam, że Fisja mi wierzy. Odetchnęłam z ulgą. Ale na samą myśl, że nasza przyjaźń z mojej strony opiera się na kłamstwach, aż mnie skręciło w żołądku.

    Wiem, że nie jestem dobrą partią na przyjaciółkę i nie zasługuję na nią. Ale gdyby się dowiedziała... Niech Śmierć ma ją w opiece.

***



    Wkraczając do klubu pełnego dymu złapałam Fisję za rękę. Ona z uśmiechem ścisnęła moją dłoń i poprowadziła mnie w tłum.

- Muszę Ci się przyznać, że mam stresa - oznajmiła przekrzykując muzykę

- To nie idź. Proste. Jeszcze nabawisz się wrzodów żołądka, a to nie jest za miłe - odpowiedziałam.

    Posłała mi swój mroźny uśmiech mróżąc przy tym swoje jasne oczy, więc bez słowa przewróciłam oczami i postanowiłam nic już nie mówić.

    Po chwili stanęliśmy obok zajętego stolika.

    Po jednej stronie siedział Max-jak zwykle w ciemnych jeansach i dresowej, szarej bluzie z kapturem. Miał przystrzyżone blond włosy i jeszcze bardziej zielone oczy, niż zapamiętałam.

     Wstał raptownie gdy nas zobaczył, tak samo jak jego kumpel. On zaś miał długie, ciemne włosy zawiązane w kitkę i przerażająco ciemne oczy. Ubrany był w skóre, trampki i podarte jeansy. Zaś bluzka opinała się mu lekko umięśnione ciało. Wyglądał jak ciota. A do tego podał mi rękę.

- Miło mi was w końcu poznać - wykrzyczał - Jestem Travis.

- Natasha - wysyczałam przez zęby. Fisja, usłyszawszy to pacnęła mnie w tyłek na znak, żebym była milsza. Odchrząknęłam i dodałam z przymusem - Także miło mi Cię poznać.

    Zerknęłam na przyjaciółkę, która właśnie cmoknęła na przywitanie tego chuja. A on najwyraźniej był mega zadowolony. Niech już się tak nie szczerzy, bo za chwilę przywita się z moją pięścią. Moim zdaniem już dawno powinien ją poznać.

    Zaśmiałam się pod nosem, kiedy przyszła do mnie pewna myśl : Ciota i chuj się zaprzyjaźnili. Miło widzieć ich razem.

- Natasha! - zawołał Max wyciągając do mnie ręce, by mnie przytulić. Cholera, jeśli to zrobię, będę musiała dniami, a nawet miesiącami się myć, by znikły jakiekolwiek niewidoczne ślady po naszym spotkaniu. Poza tym zauważyłam, że ten gest był tak żywy, radosny, że aż chciałam bić mu owacje na stojąco.
    Ludzie mówią, że oczy są zwierciadłem duszy. Nie mylą się zbytnio. Na przykład teraz, ten mały kutas tak się boi, że myślę iż zaraz puści pawia.

    Ale niestety, kierując się nakazami Fisji, odwzajemniłam uścisk.

    Po kilku sekundach, które ciągnęły się w nieskończoność, w końcu mnie puścił. Fisja usiadła obok niego, a więc nie dała mi wyboru i musiałam usiąść obok cioty.

-Czego się napijecie?- zawył Max, próbując stłumić drżący głos i ręce.

***



     Pierdole. Wszyscy się upili. Rzecz jasna oprócz mnie. Siedzimy tutaj dość długo, aby kelnerki wiedziały co chcemy i w jakim odstępie czasowym domówić. Max najwyraźniej się rozluźnił i obejmuje teraz jedną ręką Fisję, która właśnie śmieje się z jego tępych żartów. Założę się, że na stówę bladego pojęcia nie ma, o czym on gada. Spojrzałam się na Travisa, który ledwo co siedział. Upił się paroma drinkami i wiedziałam, że niedługo padnie na deski. Dużo mu nie brakuje. Zauważywszy, że się na niego patrze, odwrócił głowę i posłał mi całusa.

- Co tjam slonecko? Kdźesz iżć się sabawić? Nje bęciemy im pszeszgadzać - mrugnął do mnie a ja musiałam zasłonić usta, żeby powstrzymać wymioty. Bez słowa zerwałam się z siedzenia i się oddaliłam. Mam już dosyć gapienia się na przygłupów i pijaną przyjaciółke. Właściwie nie powinnam teraz jej opuszczać jak jest w takim stanie, ale mam prawo odejść trochę dalej i mieć ją na oku na wszelki wypadek przy barze. Nie zamierzam popsuć sobie zapewne ostatniego dnia wolnego.

     Usiadłam przy wolnym krześle przy ladzie i zamówiłam sobie jednego drinka ,,white russian". Wiem, że jutro nie będę mieć kaca, więc pozwoliłam sobie na wypicie czegoś mocniejszego. Barman od razu postawił przede mną pełną szklankę i posypał piankę wiórkami gorzkiej czekolady. Włożył słomkę i się uśmiechnął.

- Na koszt firmy - powiedział i oddalił się do następnego klienta, który usiadł na drugim końcu baru.

     Upiłam łyk i zaczęłam bawić się słomką. Do diaska z dniami wolnymi. Miałam spędzić z przyjaciółką miłe i niezapomniane chwile, a wyszło na to, że siedze jak jakaś osamotniona baba, która topi smutki w alkoholu.

     Pamiętam jak kiedyś miałam 3h czasu wolnego i przesiadywałam z Fisją w podobnym barze. To było dawno temu, ale pamiętam to jak dziś, jak się wyśmiewałyśmy z takich typiar które samotnie przesiadywały.

    Samotnie, tak jak teraz ja.

- Zły dzień? - zapytał ktoś siedzący obok mnie.

    Zwróciłam na niego uwagę i zauważyłam, że bacznie mi się przygląda swoimi ciemnymi oczami. Ubrany był na ciemno, a jego pełne usta wykrzywiły się w pół uśmiechu.

    Gdzieś już go widziałam. Tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie ...


________________________________________________________________________

No to teraz przerwa i czekam na więcej komentarzy ;)
czytasz to komentujesz, pamiętaj ;)
Co sądzicie? Uwagi jakieś macie?
Niedługo będę chciała założyć nowego bloga z innym opowiadaniem :)
 

12 komentarzy:

  1. super piszesz zapraszam do mnie http://wiezy-krwi-prototyp.blogspot.com/ pisze fantastykę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające.Czekam na następny rozdział.Jestem ciekawa co będzie dalej;) No i zapraszam do mnie:
    kiss-you-up.blogspot.com
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Zajrzałam na bloga aleksji.blog.pl no i patrzę, że przeniosłaś bloga. No fajnie, ale co z tamtymi ? Bardzo mi się wszystkie podobały i chciałabym żebyś je dalej pisała. No i zapraszam na szósty rozdział. http://thank-you-for-friendship.blogspot.com/
    Lauraxd

    OdpowiedzUsuń
  4. CHŁOPACY ?? SIORPNEŁA? PROSTRZE?PRZYCIĄGNAŁ?ROGLĄDNĄŁ? Zamyśleń?podjadła? Bilarda?

    błędy błędy.... A i tak fajne ^o^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ Finneusie za zauważenie moich okropnych błędów. Poprawiam ;)

      Usuń
    2. Powiedziałbym że nie za ma co... ale jest :-P

      Usuń
  5. Czy to ten chłopak, którego o mało nie potrącił samochód?
    Szkoda mi tej dziewczyny, :( przyszla sie zabawic, a przyjaciolka wystawila ja do wiatru.
    Ale moze ten koles troche urozmaici jej ten pobyt w klubie?
    Lece czytac dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami troszkę powtarzasz wyrazy, a tak to spoko :P
    Dobrze, że go nie rozjechało... bo mam nadzieję, że to właśnie ten tajemniczy gość :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo chętnie poczytam twojego nowego bloga z opowiadaniami. Kocham Ciebie i twoje opowiadania.
    Historia Natashy się rozkręca i powiewa mi poznaniem kogoś, kto zmieni całe życie Natashy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Coś złego, to znaczy śmierć.
    ;)
    Też nie lubię chodzić na zakupy, jeśli to oznacza ciuchy, bo w empiku to bym mogła siedzieć cały dzień.
    "Sacion fiction" - rozwaliłaś mnie. :D
    "Niech Śmierć ma ją w opiece" - kurczę, ale tekst.
    Taaa... no pamiętam. I tak zawsze komentuję.
    Chociaż są tacy ludzie, którym jakoś trudno sklecić jakiś komentarz.
    Rozdział taki średni, Ci powiem, ale mam nadzieję, że następny lepszy (:.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz ma być szczery :)
Nie spamuj mi tu tylko tym, że wklejasz byle jaki komentarz abym tylko weszła na Twojego bloga. Masz od tego zakładke SPAM.